Pierwszy kwartał 2016 – Podsumowanie
Nigdy nie robiłam podsumowań. Może raz czy dwa, udało mi się zmotywować i krótko ogarnąć rok. Abstrakcją jest dla mnie robienie tego co miesiąc jak niektórzy, wydaje mi się to nie wykonalne. Jednakże akcja „Przeczytam polski horror w 2016 roku” sprawiła, że postanowiłam zrobić małe podsumowanie, bo trochę się tego nazbierało. Oczywiście, co miesiąc to przesada, ale co kwartał mogę dać radę. A jak nie dam, to trudno, ale jedno zestawienie będzie. Co dalej, czas pokaże.
Głównie będzie o książkach, ale wiadomo, nie tylko czytaniem człowiek żyje. I to myślenie o tym, co jeszcze było, co się działo, uświadomiło mi jedną zaskakującą rzecz: w tym roku nie obejrzałam jeszcze żadnego filmu. Serio. Tzn. Już sprawa się zmieniła, bo wczoraj oglądałam głupkowatą komedię, ale to się nie liczy, bo to już był kwiecień. Dopiero teraz uzmysławiam sobie, jak książki, planszówki i przede wszystkim seriale (o których w końcu mam nadzieję napiszę więcej) mnie pochłaniają.
Zacznę może od wspomnianego horroru, a w zasadzie to ogólnie tego, co Polskie. Rok otworzył świetny debiut Maćka Kaźmierczaka – Zwierzyna. Zbiór niezwykle poważny, jak na tak młodego autora.
Za sprawą świetnej inicjatywy: Horror w walce z chorobą, powstały dwa zbiorki. „11 grzechów głównych” z założenia miał być super ostry, krwawy i w ogóle masakra. Później okazało się, że taki konkretny nie będzie, trochę stracił na mocy. Tak wyglądały zapowiedzi, a jaki efekt? Bardzo nie równy – tak bym to określiła. Nierówny pod względem długości tekstów, ale też treści. W pamięci najbardziej utkwiła mi: Cipkoroślinka i Jelito, a także otwierająca zbiór: Skóra – Tomasza Siwca. Jeśli chodzi o Tomasza Czarnego, najbardziej zapamiętałam Kokon, który zwyczajnie mi się nie podobał.
„Cztery Echa grozy” to kolejny twór Horror Masakry, również charytatywny. Tym razem Siwiec napisał go wraz z Norbertem Górą. Przyznam szczerze, że po takim czasie nie jestem w stanie powiedzieć o nim nic. Zupełnie nic z niego nie pamiętam. Ani jednego tekstu. Zatem największą jego zaletą jest to, że kasa przeznaczona została na szczytny cel.
W końcu doczekałam się także najnowszej publikacji Kazka Kyrcza. Przygody z Pocztą Polską niemal sprawiły, że uwierzyłam iż książka nigdy do mnie nie trafi. W końcu sama pofatygowałam się do Krakowa i odebrałam ją osobiście. Warto było jechać na drugi koniec kraju, aby otrzymać Femme Fatale.
Alvethor. Białe miejsce – Magdalena Kałużyńska. To książka, którą chwalili wszyscy, których znam. Zachwycali się tak bardzo, że aż zdobyła Nagrodę Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego. Zatem poprzeczka stworzona z moich oczekiwań względem tej pozycji, była ustawiona bardzo wysoko. Nic więc dziwnego, że początek nie specjalnie mnie zachwycił, bo oczekiwałam wielkiego „WOOOW”. Na szczęście z czasem zaczęłam przekonywać się bardziej i bardziej. Czytać z większym zainteresowaniem czy wręcz fascynacją. Trochę czasu mi to zajęło, ale gdy dobrnęłam do końca, poczułam wielki żal, że dalej nie ma co czytać. Na szczęście to pierwszy tom. A to znaczy, że będą kolejne. Czekam.
Wróżenie z wnętrzności to coś, czego nawet nie zamierzam określać gatunkowo. Ale mogę powiedzieć, że z pewnością nie jest to gore, choć tytuł może sugerować co innego. To początek mojej przygody z Szostakiem. Jestem absolutnie zachwycona tą pozycją. Będąc świeżo po lekturze, boję się cokolwiek czytać, nie wiem czy coś temu dorówna. Przy okazji, jest to początek współpracy z wydawnictwem Powergraph.
Jako, że w tym czasie przeczytałam aż trzy książki Orbitowskiego, to może załapać się on na osobny akapit. Zaczęło się od tego, że SQN wznowił Wigilijne psy i inne opowieści. Przeczytałam, zrecenzowałam. Spodobało mi się na tyle, że postanowiłam iść dalej. Szczęśliwa Ziemia, pozycja już trochę poważniejsza, bardzo dobra powieść. Ale jak wiadomo, Orbitowski to nie tylko fantastyka. Bajki dla dzieci też pisze znakomite. Prezes i Kreska. Jak koty tłumaczą sobie świat – pozwoliły mi na chwilę relaksu, ale także rozmyślania na temat życia.
Żeby nie było, że tylko siedzę i czytam, to czasem też się ruszę z domu i pobiegam. Nie wiem czy to co robię, można nazwać bieganiem, ale zdarza mi się wyjść z domu i powłóczyć nogami. Za sprawą programu zawartego w książce: Bieganie metodą Gallowaya, jestem w stanie zmobilizować się i iść na trening. Książka: Bieganie i odchudzanie dla kobiet, dostarczyła mi trochę wiedzy. Z kolei: Pokrętne ścieżki długodystansowca. Lepsze i gorsze powody, dla których warto biegać – The Oatmeal to rysunkowa komikso – książka, dzięki, której prawie udławiłam się ze śmiechu.
Wydawnictwo Studio JG wydało w tym roku komiks: H.P. Lovecraft. Ogar i inne opowiadania. Tanabe Gou słynie z mang. Wydawnictwo słynie z mang. A ja słynę z tego, że mang nie lubię. Ale skusiłam się na tę pozycję, co zapoczątkowało świetną współpracę. Ten rok już jest, a z pewnością będzie jeszcze bardziej komiksowy dla mnie. Seria Adventure Time, Słodkie Opowiastki z tego uniwersum czy nawet Kalendarz, to tytuły godne polecenia.
Było też trochę artystycznie. Może określenie „artystycznie” nie jest zbyt trafne, jeśli użyjemy go w odniesieniu do mnie, ale trudno. Co? Jak? Narysować – E. G. Lutz oraz Co? Jak? Narysować. Szkicownik – E. G. Lutz pozwoliły mi cofnąć się w czasie, chwycić za ołówek i nagryzdać kilka prostych rysunków.
Była też przedpremierowa kolorowanka od wydawnictwa SQN: Twoja niezwykła podróż. 100 najpiękniejszych miejsc na świecie. Książka do kolorowania dla każdego. Za jej sprawą cofnęłam się w czasie jeszcze bardziej, bo aż do przedszkola. Przypomniałam sobie moją pierwszą lekcję religii i przygodę z kolorowaniem o czym napisałam notkę: Moja pierwsza lekcja religii.
Od czasu do czasu, warto sięgnąć też po klasykę. W ręce wpadło mi Pięć flakoników napisanych przez M. R. James’a. Cieniutka książeczka wypuszczona przed wydawnictwo C&T. Ci co nie wiedzą, to mówię, że owe wydawnictwo w ramach serii „biblioteka grozy”, wydaje sporo fajnych tytułów. W dodatku są to czytadła, w bardzo niskiej cenie.
Studium w Szkarłacie, czyli pierwszy tom przygód Sherlocka Holmes’a przeczytałam w ramach przygotowań i wprowadzenia się w klimat pewnej planszówki. Dodatkowo trochę Lovecraft’a i Gaimana i już mogłam sięgać po grę.
Od wydawnictwa Phalanx otrzymałam grę Studium w Szmaragdzie, którą recenzowałam dla magazynu Brama. Niestety, jak to często bywa, jest obsuwa terminowa i czasopismo pojawi się pewnie dopiero w kwietniu. Tam możecie wypatrywać mojego tekstu.
Egmont wypuścił na rynek Pędzące Ślimaki, które odkąd zagościły u mnie w domu, bardzo często są rozgrywane. Druga gra, także zwierzęca, to Tata Miś, który również jest grą bardzo szybką i łatwą.
Na początku 2016 roku miałam też przyjemność uczestniczyć w akcji: Polska groza dla WOŚP, co zaowocowało wsparciem aukcji i wylicytowaniem świetnej paczki.
Spektakl Fahrenheit 451 inspirowany powieścią Bradbury’ego, uświadomił mi, że zdecydowanie za rzadko chodzę do teatru i trzeba to zmienić.
Odwiedziłam też nowo powstały Escape Room. Pokój Krwawego Wodza w Escape Time jest niezwykle klimatyczny, o czym możecie przeczytać w recenzji.
Jeśli chodzi o pisanie, to poza tym, co tu widzicie, powstały też rzeczy, których jeszcze widzieć nie możecie. Z pewnością niebawem pojawi się mój tekst na Niedobrych Literkach. Gdy w końcu ukażą się nowe Gorefikacje, też będziecie mieli szansę mnie tam dorwać. No i jest jeszcze kilka rzeczy, ale póki co, o nich nie mówię. Wolę robić, niż gadać o tym co robię, zatem wracam do pisania opowiadań, a ten wywód pomału kończę.
A jak minął Wasz kwartał? 😉