Biegi przełajowe. Trening metodą Gallowaya – Jeff Galloway

„Biegi przełajowe. Trening metodą Gallowaya” to kolejna biegowa propozycja od wydawnictwa Septem. Kolejna, jak zwykle świetnie wydana i zachęcająca, nie tylko do lektury, ale także do rozpoczęcia treningów.

Septem, z resztą jak wszystkie „odłamy” wydawnictwa Helion, robi naprawdę piękne książki. Okładka sprawiająca, że mamy ochotę sięgnąć po lekturę. Czytelna czcionka. Sporo kolorowych zdjęć. Piękna oprawa graficzna. Książka dzięki temu jest bardzo przystępna, wiedzę w niej zawartą łatwo się przyswaja, dzięki tej czytelności właśnie.

Bo wiedza, to główny element, czynnik zachęcający nas do sięgania po tego typu pozycje. To takie trochę poradniki, wskazówki i rady starszego „kolegi-biegacza”, bo takim mianem określa się sam Galloway. Tych wskazówek jest sporo. Niestety, sporo się też powtarza. Co chwilę miałam wrażenie, że już to czytałam, że to już gdzieś było. Może w jakiejś innej książce Jeffa? Zastanawiałam się nad tym, wertowałam strony, po czym okazywało się, że niektóre fragmenty są tutaj na zasadzie „kopiuj, wklej”. Autor poszedł na łatwiznę i na przykład tworząc programy biegowe, nie pofatygował się, aby każdy napisać indywidualnie. Były tam fragmenty żywcem kopiowane, które powtarzały się po trzy, cztery razy, co dla mnie było irytujące. Można było napisać to innymi słowami. A można było zrobić po prostu, ogólny wstęp do programów, a następnie kolejne podrozdziały dostosować do konkretnej ilości kilometrów. Dla kogoś kto czyta książkę od deski do deski, miałoby to więcej sensu. Całkiem możliwe, że taki zabieg nie został wykonany, gdyż to skróciłoby, już i tak nie za długą, książkę.

„Biegi przełajowe” zawierają dużo ciekawych informacji i wskazówek biegowych. Niektóre znane mi wcześniej, inne dość zaskakujące. W szoku byłam, gdy przeczytałam, że rozciąganie nie jest wskazane. Dałabym sobie głowę uciąć, że Galloway dawniej twierdził inaczej. Ale na wszelki wypadek, to przemilczę, abym nie skończyła bez głowy. Całkiem możliwe, że coś pomyliłam, lub zwyczajnie autor zmienił co do tego zdanie. Jednakże jest to niezaprzeczalny dowód na to, że nawet tego typu książka może być zaskakująca.

Jeszcze jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Reklama. Podczas lektury, odniosłam wrażenie, że Jeff wydał tę książkę tylko po to, aby reklamować inne swoje pozycje, a przede wszystkim „Trening mentalny biegacza. Jak utrzymać motywację.” Bez przerwy wspominał o tej książce. W jednym miejscu nawet w podpunktach zostały wymienione zagadnienia, jakie można tam znaleźć. Prawdą jest, że zachęcił mnie do przeczytania tej publikacji. Jednakże wydaje mi się, że książki nie wydaje się po to, aby w niej promować inną. Można coś wspomnieć, ale tutaj w treści było tego tak dużo, że aż stało się to irytujące.

Na koniec mam zarzut, jak w przypadku „Optymalnej diety dla biegacza”, tego samego autora. A mianowicie: brak zakończenia. Książka w pewnym momencie po prostu się urywa. Żadnego zakończenia, podsumowania. Już chyba nawet lepiej by było, jakby na końcu znów pojawiła się reklama innych publikacji, cokolwiek. A tak się urywa i nie ma nic, cisza. Nie podoba mi się to.

Pomimo tych mankamentów, nie uważam, aby książka była zła. Zawiera sporo fachowej wiedzy z zakresu biegania. Wiedzy, przekazanej w sposób przystępny, interesujący. Ale również wiedzy, do której mam pewne wątpliwości i chyba wolę ją jednak zweryfikować, nim wprowadzę w życie. Pozycja ta jest dobra dla osób, które mają ochotę rozpocząć przygodę z bieganiem przełajowym. Mogę ją polecić, choć odczuwam pewien niedosyt. Wydaje mi się, że Galloway’a stać na lepszą książkę i śmiem przypuszczać, że ta konkretna, jest jedną z najsłabszych, sygnowanych jego nazwiskiem.

Za książkę dziękuję wydawnictwu: