Zmieniając rzeczywistość – Zagadkownia

1.06 – ważny dzień. W zasadzie jedno z fajniejszych, najważniejszych świąt: Dzień Dziecka. Niestety, w tym roku święto to zostało mi zepsute, bo właśnie tego dnia miałam egzamin w Warszawie, więc musiałam się tam przetransportować na weekend. Uporałam się z egzaminem, załatwiłam wszelkie formalności i w końcu mogłam odpocząć, odreagować. Na wycieczce w stolicy był ze mną eskejpowy towarzysz, nocowaliśmy u Pauliny (W Świecie Słów) więc wieczorna aktywność szybko nam się wyklarowała: idziemy do escape roomu!

No i tutaj dopiero zaczął się prawdziwy problem. Do jakiego? Gdzie? Co wybrać? Z pomocą jak zwykle przyszedł portal Lockme, ale i tak trwało to i trwało. Szybciej wyszliśmy z pokoju, niż go wybieraliśmy, serio! Jednak w końcu znaleźliśmy coś, co w jakiś sposób nas zachęciło. Tym razem postawiliśmy na abstrakcję: „Zmieniając rzeczywistość” w Zagadkowni.

Zrobiliśmy rezerwację, pojechaliśmy, weszliśmy do sporego pomieszczenia. Poczekalnia, toaleta, szafki na rzeczy, wieszaki i nawet baniak z wodą. Wszystko tak jak być powinno. Schowaliśmy swoje rzeczy do szafki, zamknęliśmy ją na klucz. I to były jedyne kłódki jakich użyliśmy tego dnia, bowiem wybrany przez nas pokój był pokojem bezkłódkowym, czego byłam bardzo ciekawa, zwłaszcza po przygodzie w Cyrku w Escape Time. Jedna ekipa właśnie się zwijała, mogliśmy zająć kanapę i czekać, bo byliśmy przed czasem. Poza nami siedziała tam też jakaś rodzina. Wiadomo, dzień dziecka. Rodzice z nastoletnimi dzieciakami oczekiwali na wejście do pokoju Kanibala. Matka wyraźnie zaniepokojona, dzieciaki rozbawione, ojciec udający, że wie co go czeka. Z jednej strony siedzieliśmy my, z drugiej oni. Czekaliśmy. Pojawiła się jedna z obsługujących, druga jeszcze przygotowywała pokoje. Kobieta postanowiła zrobić małe wprowadzenie odnośnie kwestii bezpieczeństwa itd. Takie wspólne wprowadzenie i dla nas i dla rodziny Kanibala. Dowiedzieliśmy się, że jak coś jest oznaczone, że nie można tego ruszać, to nie można tego ruszać. Że jesteśmy obserwowani i słuchani, ale słuchać nas nie będą (mam nadzieję, że faktycznie nikt nie słuchał, bo będąc pod presją czasu mam w zwyczaju bluzgać niewinną obsługę i wszystkich wkoło). I nagle pojawiło się sporo informacji dotyczących tylko Kanibala. Były to informacje dziwne, typu: uważajcie na głowę tam i tam, tutaj można się uderzyć, z siekierą lepiej nie biegać, nie będzie Wam potrzebna, uważajcie na nią… Ta lista rzeczy ciągnęła się dość długo, a moje oczy z każdym słowem stawały się co raz większe ze zdziwienia. Chciałam już krzyknąć: „No halo! Jeśli coś jest niebezpieczne, to trzeba to zabezpieczyć tak, żeby stało się bezpieczne! A jak się zabezpieczyć nie da, to trzeba to zabrać!” Może właśnie wychodzą moje lata pracy z dzieciakami, ale wydało mi się to dziwne. Jednak postanowiłam, że nie będę się nie odzywać, bo to nie mój pokój, nie mój cyrk, nie moje małpy. Milczałam i czekałam dalej.

Rodzina Kanibala sobie poszła, przyszła druga babeczka już po sprzątaniu „Artysty”. Cały czas było używane określenie „Artysta” i aż zwątpiłam czy aby na pewno wiedzą do jakiego pokoju idziemy. Ale później ogarnęliśmy, że fabularnie o to chodzi i „Zmieniając Rzeczywistość” to po prostu pokój należący do artysty. Tak przynajmniej wynikało z fabuły, bo z pokoju z pewnością nie.

Nim zostaliśmy wprowadzeni i fabularnie i do pokoju, dostaliśmy jeszcze więcej informacji. Szczególnie zaskoczyły mnie te, które już przed wejściem zdradzały wystrój pokoju. Dowiedzieliśmy się między innymi, że fotela nie można rozbierać i bardzo proszą by go nie rozkładać. Że obrazu nie powinniśmy ściągać ze ściany, bo tam nic nie ma, a później ciężko go odwiesić. W zasadzie dużo takich szczegółów, które nie tylko zdradzały to co będzie w środku, ale też ogrom tych informacji był taki, że zwyczajnie nie zapamiętałam połowy z nich. Według mnie było to zbędne, zwłaszcza, że myliło. Jak powiedziano nam, że czegoś mamy nie ruszać, to nie ruszaliśmy. Ale później, gdy już nie było nic innego, to jednak zaczęliśmy to ruszać i okazało się, że są tam bardzo ważne elementy. Zaskakujące też było to, że tak wiele szczegółów z pokoju zostało nam zdradzonych jeszcze przed wejściem. A wchodzenie odbywało się z zasłoniętymi oczami, by nie widzieć za wcześnie co tam się znajduje. Absurd. Założyliśmy „zasłonki” na oczy i wkroczyliśmy do środka.

Największą abstrakcją w tym abstrakcyjnym pokoju, wydaje mi się fabuła. Będąc na miejscu niby ją rozumiałam. Ale im dłużej od wyjścia, tym większy mętlik mam w głowie i więcej wątpliwości. Pozwolę sobie skopiować opis:

Pewien warszawski artysta potrafił przy pomocy swojej sztuki zmieniać rzeczywistość. Jego rzeźby ożywały, a historie z obrazów stawały się prawdą. Niestety pewnego dnia zaginął. Chcąc dowiedzieć się co się stało, wchodzisz do jego pokoju, ale drzwi się zamykają. Jedynym sposobem na wydostanie się z pokoju jest rozwiązanie tajemnicy zaginięcia artysty.

I czytając to, słuchając tego ma to sens, jest to jasne. Ale po grze zwątpiłam w ten sens. Nie czuję, że rozwiązaliśmy zagadkę zaginięcia artysty. W zasadzie to jedyne co zrobiliśmy, to doprowadziliśmy do otwarcia drzwi, co nie było trudne. A to co zmieszało mnie jeszcze bardziej to sam pokój. O pokoju można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie jest to pokój typowego artysty. Panujący tam minimalizm aż bije po oczach. Tak, minimalizm, to jest chyba najlepsze określenie tego, co tam mamy, aby nie zdradzać zbyt wiele.

Po ściągnięciu opasek, pierwsza rzecz jaką zrobiłam to… nie zgadniecie! Włączyłam stoper w zegarku. Otóż nie było tu oficjalnego odliczania czasu. Jedyne odliczanie to informacja przez głośnik, że minęło pół godziny. Dobrze, że miałam stoper, bo na początku w ogóle nie zrozumieliśmy tej informacji i nie wiedzieliśmy o co chodzi. Teraz, po czasie jak sobie o tym myślę, to może o to chodziło by nie znać tego czasu? Może o to chodziło byśmy byli zagubieni w tej rzeczywistości i zatracili się w czasie? Pomysł tego typu byłby całkiem niezły. Niestety nie wpadłam na to wcześniej, nikt też nie powiedział, że o to chodzi (o ile o to chodzi?), a słuchając wcześniejszych wprowadzeń, myślałam, że brak zegarka to niedociągnięcie podobne do „uwaga na głowę”. W każdym razie czas ruszył, my też ruszyliśmy.

IMG_20190812_174738

Ruszyliśmy bardzo szybko i jak się później okazało, niektóre rzeczy zrobiliśmy wcześniej, niż dostrzegliśmy podpowiedź, która informowała nas co zrobić. Gdy później zobaczyliśmy tę podpowiedź umieszczoną w pokoju, nie bardzo rozumieliśmy do czego ona jest, na szczęście nie marnowaliśmy na to czasu i zajmowaliśmy się innymi rzeczami.

Chciałabym powiedzieć, że sporo było tych rzeczy do zajmowania się nimi, niestety to nieprawda. Zagadek było bardzo mało i „powtarzały się”. Wyglądało to tak, że znaleźliśmy coś i zrobiliśmy tym czymś coś – zadziałało. Później znów znaleźliśmy coś i zrobiliśmy coś identycznego – znów zadziałało. A gdy już trzeci raz znaleźliśmy coś podobnego i już szliśmy by zrobić po raz trzeci tę samą rzecz, to pomyślałam sobie, że „no bez jaj… trzy razy ta sama zagadka? Skończyły im się pomysły?” Gdy okazało się, że tak, to było prawidłowe rozwiązanie, byłam bardzo zawiedziona i zniesmaczona.

Kolejna rzecz, która może budzić kontrowersje to język. Jesteśmy w Polsce, to naturalne jest, że atrakcje są w naszym ojczystym języku. Często escape roomy oferują opcję pokoju po angielsku, co jest fajnym ukłonem w kierunku obcokrajowców czy też grup mieszanych. Natomiast tutaj był element, którego bez znajomości podstaw języka angielskiego nie da się ruszyć. Wiadomo, że dla nas nie był to żaden problem, ale jestem w stanie sobie wyobrazić ekipy, które mogą tego nie ogarnąć. Może tak być, może być tego rodzaju zagadka, ale powinno to być wyraźnie zaznaczone przed wejściem. Bo może trudno w to uwierzyć, ale nie wszyscy posługują się angielskim, nawet nie chodzi o stopień komunikatywny, ale też zdarzają się jednostki, które nie znają nawet podstaw. Dla nich pokój jest nie do przejścia bez podpowiedzi. [EDIT: właśnie dowiedziałam się, że prawdopodobnie przed nami była grupa anglojęzyczna i obsługa zapomniała zmienić język. Czyli po raz kolejny mam szczęście i trafiam do nie do końca sprzątniętego pokoju.]

Dla nas na szczęście był do przejścia bez podpowiedzi i to w dość krótkim czasie, trochę ponad pół godziny. I choć w takim składzie byliśmy w pokoju po raz pierwszy (i mam nadzieję, że nie ostatni), to współpraca szła nam bardzo dobrze. I piszę o tym, że przejście bez podpowiedzi, ale okazuje się, że jednak podpowiedź była. Natomiast nie prosiliśmy o nią, nie chcieliśmy jej, a o tym, że ją otrzymaliśmy, zorientowaliśmy się dopiero po wyjściu, w drodze do domu. Otóż na koniec musieliśmy zrobić coś, wiedzieliśmy co, ale jeszcze nie wiedzieliśmy jak. Naklejka z klasyczną informacją żeby nie ruszać była oczywiście zerwana i jej resztki odkryliśmy dopiero później. Także naturalne jest, że daną rzecz ruszaliśmy. I wtedy z głośnika wydobył się głos. Głos ten poinformował nas, żeby tego nie ruszać i na tym interwencja obsługi powinna się zakończyć. Niestety, głos kontynuował i mówił coś w stylu: „zróbcie to tak, jak robiliście poprzednie rzeczy.” Zatem dzięki, otrzymaliśmy niechcianą podpowiedź. Sami na pewno też byśmy do tego doszli, ale przynajmniej mielibyśmy satysfakcję. Tutaj niestety satysfakcji nie było, a szkoda, bo element był naprawdę dobrze przemyślany i wykonany.

Było jeszcze kilka innych, ciekawych motywów w pokoju. Kilka rzeczy było naprawdę creepy, dzięki czemu pokój sporo zyskał w naszych oczach. Niektóre momenty sprawiały, że czułam niepokój, ale podobały mi się. Niestety, fabularnie mi się to absolutnie nie skleja i tak do końca nie rozumiem co się tam zadziało, poza tym, że wyszliśmy z dobrym czasem, niechcianą podpowiedzią i mnóstwem spoilerów przed wejściem.

Po powrocie do Gdańska przeglądałam opinie odnośnie pokoju. Jeden fragment szczególnie mi się spodobał. Coś w stylu „obsługa tak miła, że głupio było powiedzieć, że mi się nie podobało.” I nie mówię, że mi się nie podobało, bo było ok, natomiast sporo niedociągnięć i niejasności sprawiło, że nie byłam bardzo usatysfakcjonowana przygodą. Żałowałam, że zdecydowaliśmy się akurat na ten escape room, mając do wyboru całe mnóstwo innych, gdyż w Warszawie uciekałam po raz pierwszy. Natomiast faktycznie, obsługa była tak fajna, dziewczyny były tak sympatyczne, że nawet nic nie powiedzieliśmy. I tak naprawdę narzekać i myśleć o tym co się stało, zaczęliśmy dopiero po wyjściu.

No i po wyjściu, po powrocie do domu i po czasie który upłynął, mogę stwierdzić, że pokój ma potencjał. Sam motyw jest bardzo dobry. Trzon zagadek jest super. Ale można by tu trochę dodać, trochę poprawić i ulepszyć, a szczególnie dopracować fabułę. Już w głowie zaczęło mi się pojawiać kilka pomysłów na super poprawki. Wydaje mi się, że po takich manewrach pokój byłby genialny. I wtedy faktycznie można by uznać, że jest on na godzinę, bo teraz czasu, w porównaniu do tego co trzeba zrobić, było aż nadto.

Miasto: Warszawa
Miejsce: Zagadkownia
Pokój: Zmieniając rzeczywistość
Termin: 1.06.2019
Godzina: 21.00
Ilość osób: 3
Czas ucieczki: ok. 35 minut? (25 min. do końca)