Plan A – Profesor Escape Room Olsztyn
Pandemicznie zrobiło się luźniej, zatem kontynuując już naszą małą, rodzinną tradycję, z okazji moich urodzin, zostałam wywieziona na weekend. Jak to z takimi wywiezieniami jest: nie wiem dokąd jadę, co mnie tam czeka, kiedy wracam, co będę robić, nic. Wiem tylko o której mam wyjść z domu. Tak też było i tym razem. Na miejscu okazało się, że to Olsztyn. A po zakwaterowaniu, najedzeniu, nakawieniu i naspacerowaniu moim oczom ukazała się atrakcja pod postacią escape roomu.
Spora przerwa od tego typu rozrywki. Ostatnio byłam w pokoju w lipcu, też po długiej – a nawet jeszcze dłuższej – przerwie. Zatem ucieszyłam się bardzo. Przed wejściem, widząc grafikę z Profesorem z Domu z Papieru, od razu zrozumiałam dlaczego mój partner kazał moim rodzicom obejrzeć „papierowy domek” na Netflixie. W ten sposób fabularnie przygotował ich do zbliżającej się atrakcji. Podekscytowani przekroczyliśmy próg.

Zasmucił mnie wiszący na ścianie dozownik, a raczej nie on sam, a brak płynu do dezynfekcji. Zaczęłam zastanawiać się czy wobec tego pokój jest dezynfekowany, ale uznałam, że nie będę się czepiać, zawsze mam swój płyn w zanadrzu więc jakoś przeżyję.
Edit: Po publikacji recenzji, obsługa ER poinformowała mnie w komentarzu na Facebooku, że płyn do dezynfekcji, maseczki oraz rękawiczki są za wieszakiem. Bardzo możliwe, że tam były schowane, w momencie gdy wiszą kurtki, nie widać co tam jest, zwłaszcza jak się nie wie gdzie tego szukać. Aczkolwiek nie do końca wiem czy mogę w to wierzyć, bowiem w jednym z komentarzy na FB został rzucony tekst: „dokładnie Pamiętam że gdy zapytałem czy pójść na zaplecze po kolejną butelkę bo (mimo że pełna nie chciała pryskać, odpowiedziała Pani że ma swój żel ” – a taka rozmowa absolutnie nie miała miejsca, zwłaszcza że nie używam żelu tylko psikacza i kwestii dezynfekcji w ogóle nie poruszałam będąc w Olsztynie.
To co pierwsze rzuca się w oczy, to piękna, wyrazista postać Profesora namalowana na ścianie. Uwieczniłam go, tak bardzo mi się spodobał. I w zasadzie na tym podobieństwo do serialu w dużej mierze się kończy. Ale o tym zaraz. W przedsionku stała też duża skrzynia, myślałam, że to na przechowanie rzeczy na czas gry. Niestety, skrzynia jest „skrzynią magiczną” – jak się dowiedziałam – a żadnej przechowalni, szafki, niczego takiego nie było. Bardzo zawsze ubolewam z tego powodu, bowiem wtedy torby, plecaki, musimy wnosić do pokoju. A jak wiadomo, psuje to klimat, czasem przeszkadza w zabawie. Tu za bardzo nie przeszkadzało, bo nie miało w czym, ale uważam, że brak miejsca na bagaże to duże niedopatrzenie.

Szybkie tłumaczenie zasad. Poprawne, zrozumiałe, ale chyba chyba przywykłam do wyższego standardu i nie usatysfakcjonowało mnie w pełni. Wprowadzenie fabularne pt. „Profesor planuje obrabować Bank Narodowy. Od Was zależy czy wyjdziecie z łupem czy wyniosą Was w czarnych workach”. Nie powiem, ciekawiło mnie czy ktoś mnie tak wyniesie, aczkolwiek nie skorzystaliśmy z tej opcji, bo postanowiliśmy jednak wygrać. Informacja, że mamy 59 minut na ucieczkę i wio do środka!
I teraz nie wiem czy czegoś nie dosłyszałam, czy zapomniałam, czy co innego się zadziało, ale do tej pory męczy mnie pytanie: „Dlaczego 59. minut?!” I nie wiem. Nie znam odpowiedzi. Ponadto na stronie Escape Roomu i na Lockme jest informacja, że 60 minut, zatem… „kto ukradł naszą minutę?!?!” Nie znam odpowiedzi. Niemniej jak już jestem przy kwestii Lockme, to ogólnie boli mnie zakłamanie opisu na portalu. Mamy tam: „Dostępny żel antybakteryjny” oraz „Dostępne rękawiczki” – brak. 60 minut, jest 59. Ale to nie są rzeczy problematyczne. Problem zaczyna się w kwestii prawdziwego zagrożenia. Wychodząc z pokoju, rozmawiając z obsługą mówiłam o tym, że zdecydowanie powinna być na stronie informacja, że nie jest to pokój dla osób z epilepsją. Powiedziano mi, że takowa informacja jest, więc odetchnęłam z ulgą, bo naprawdę w moim odczuciu było to zagrażające. A teraz patrzę… ani na stronie firmy, ani na Lockme takowej informacji nie widzę. Według mnie jest to olbrzymie niedopatrzenie i nie tylko bezpieczeństwo zostało tu zlekceważone przez pracowników, ale też klienci są okłamywani. Bardzo mnie to zasmuciło i zezłościło.
Natomiast jeśli chodzi o sam pokój… wyglądem z pewnością nie powala. Jest zwykły, prosty, nie ma szału. Ale jakby tak o tym pomyśleć, to w sumie w jakim banku jest szał? Jest to zwykły, poprawny bank, który mamy okraść, nic więcej. Jest trochę niedociągnięć i rzeczy do poprawy, ale nie będę spoilerować.
Klimat z kolei to ciężka sprawa. Dla mnie mocno wiąże się on z fabułą, a ta w moim odczuciu nie ma sensu. Pokój wszędzie promowany jest w taki sposób, że spodziewać się można czegoś mocno związanego z popularnym serialem. Jedyny związek jest taki, że okradamy bank. Koniec. I tu znów nie chcę zaspoilerować, ale podczas rozgrywki zastanawiałam się czy twórcy pokoju w ogóle widzieli serial. Wygląda to tak jakby zobaczyli, że jest on popularny, obejrzeli zwiastun i postanowili zrobić escape room, bazując na popularności Netflixa. No i pod tym względem jest kiepsko. A szkoda, bo tematyka ma potencjał. Aż się prosi by odpalić Bella Ciao z głośników, zapętlić i pozwolić uczestnikom nie tylko obrabować bank, ale też potańczyć, pośpiewać i rozerwać się, bo przecież właśnie takie absurdy dzieją się w tej hiszpańskiej telenoweli z wątkiem kryminalnym. Zatem okazuje się, że moi rodzice nie musieli oglądać całego La casa de papel bowiem znajomość produkcji nie miała tu znaczenia.

To co zasługuje na największe uznanie to rzecz, która w zasadzie w ER jest najważniejsza. (No ok, dla mnie nie. Dla mnie chyba jednak najważniejszy jest klimat). Zagadki! Były różnorodne – to na pewno. Nie wszystkie przypadły mi do gustu. Jedna, choć prosta, to nas rozłożyła. Na szczęście mieliśmy bardzo dobry kontakt z Mistrzem Gry przez walkie talkie, więc nas naprostował. Ważne jest to, że nie było tu żadnej zagadki pt.: „Co autor miał na myśli?” bo i takie się zdarzają. Tu wszystko było jasne, sensowne i w większości przypadków satysfakcjonujące.
I ta satysfakcja była też na koniec, gdy udało nam się wyjść około minutę przed końcem. Tzn. tak mi się wydaje, że była to minuta, bowiem „minutniki” do jajek to coś czego nienawidzę w ER i zawsze bardzo cierpię gdy nie mam wielkiego wyświetlacza z odliczaniem czasu na ścianie.
W każdym razie wyszliśmy. Poprosiliśmy o fotę. Zdziwiło mnie, że robią nam zdjęcie w pokoju, ale widocznie sejf nie jest jakoś bardzo tajny. Zresztą gdy robiliśmy fotę, to już był opróżniony ze wszystkich kosztowności, zatem co komu po pustym sejfie? A do kradzieży było naprawdę dużo. Myślę, że 3/4 budżetu przeznaczonego na pokój poszło na kosztowności. A jako, że ukradliśmy już wszystko, to myślę, że nie macie już czego tam szukać. Lepiej idźcie do Ostatniego Lodowca 😉

EDIT:
Strasznie mi się nie chce tego robić, już mam dość tematu, ale mam poczucie, że recenzja będzie niekompletna, gdy nie dopiszę tego akapitu. Po publikacji recenzji na FB pojawiły się komentarze od obsługi z tłumaczeniem gdzie był płyn do dezynfekcji, dlaczego 59 minut itd. ale też podziękowanie za obszerną recenzję. Ton dyskusji zmienił się po mojej ocenie na Lockme. Pojawił się zarzut, że kłamię, bo był płyn do dezynfekcji, że mogłam o niego spytać, poczekać, jednocześnie tekst, że proponowali mi płyn, a ja odmówiłam, co oczywiście nie miało miejsca. Patrząc na te komentarze mam wrażenie, że piszą je różne osoby, pod wpływem emocji, nie patrząc co napisał poprzednik, robiąc coraz większy chaos i plącząc się w swoich kłamstwach. Już nawet dowiedziałam się, że pokój był testowany przez osoby z epilepsją i nic im się nie stało…
Nie piszę ocen na Lockme, bo piszę recenzje tu. Nie robię tego, bo powielanie treści jest niekorzystne pod względem SEO, a dwóch odrębnych recenzji pisać nie będę, bo mi się zwyczajnie nie chce. Nikt mi za to nie płaci, robię to dla siebie, ale też dla Was byście wiedzieli gdzie warto iść, a gdzie nie. Teraz zrobiłam wyjątek, napisałam tam wyłącznie dlatego, że będąc w ER zostałam okłamana, co mnie wkurzyło, ale też dlatego, że w moim odczuciu informacja dla ludzi chorych na epilepsję odnośnie zagrożenia, jest bardzo istotna. Tej informacji nigdzie nie ma, a byłam zapewniona, że jest na stronie. Okłamywanie klientów w tak ważnej, zagrażającej życiu sprawie, w moim odczuciu jest karygodne. Dlatego zależało mi na tym, aby ta informacja zawisła na Lockme. I zawisła, co rozwścieczyło właścicieli Profesora i spowodowało zgłoszenie mojej opinii.
Nie chce mi się teraz doklejać skrinów, może zrobię to później. Niemniej dyskusja fejsowa toczyła się tutaj:
https://www.facebook.com/agapileckapl/photos/a.545824115556048/2284868208318288/
Mam nadzieję, że zakończyła się na dobre, bo brak tam jakiegokolwiek zrozumienia i mam wrażenie, że wszystko kręci się wokół dezynfekcji, która nie jest tu nadrzędnym problemem.
Zalety:
– dużo do ukradnięcia
– dobre zagadki
– różnorodne zagadki
– dobry kontakt z Mistrzem Gry
– grafika przed wejściem
Wady:
– 59 minut
– „minutnik” na jajka
– epilepsja
– tłumaczenie
– fabuła
– klimat
– brak płynu do dezynfekcji nieuzupełniony dozownik z płynem do dezynfekcji
– brak schowka na rzeczy
EDIT:
Bonus: Obsługa nie przyjmująca krytyki i kłamiąca, by za wszelką cenę pozbyć się nieprzychylnych ocen na Lockme
Miasto: Olsztyn
Miejsce: Profesor Escape Room Olsztyn
Pokój: Plan A
Termin: 19.02.2022
Godzina: 15.00
Ilość osób: 4
Czas ucieczki: ok. 58 minut (1 minuta przed końcem)