Zombies, Run!
Zombies, Run! – co to takiego?
Najprościej mówiąc: genialna aplikacja i gra w jednym. Bardziej aplikacja biegowa niż gra, ale po powrocie z treningu będziemy mieć też czym się zająć i w co sobie poklikać, aby umocnić naszą bazę. Ale po kolei, żeby było wiadomo o co w tym chodzi…
Firma robiąca aplikacje Six to Start we współpracy z pisarką Naomi Alderman wystartowała z projektem na Kickstarterze. Jak widać kasę udało się zebrać. Miało to miejsce w 2012 roku, zatem kupę czasu minęło. Jednakże całość nie stoi w miejscu, rozwija się, obecnie jesteśmy już w trakcie piątego sezonu.
Tak, aplikacja ma sezony. Aplikacja ma fabułę. Genialną, wciągającą fabułę, dzięki której mamy większą chęć do działania. Z ciekawości co się wydarzy dalej, z chęcią do ratowania ludzkości przed zombiakami, pragnąc umocnić swą bazę, aby przetrwała apokalipsę, zdecydowanie łatwiej jest się zmotywować do wyjścia z domu na trening.
Po zainstalowaniu aplikacji (działa na iOS i na Androidzie), możemy rozpocząć zabawę. Ubieramy stosowny strój, zakładamy słuchawki, kilka kliknięć w telefonie – ustawień misji i możemy biec.
Dokąd mamy biec?
Przed siebie. Dokąd tylko mamy ochotę. Aplikacja nie wyznacza nam konkretnego celu. Powiem więcej, nawet nie musimy gapić się w ekran. Włączamy misję i chowamy telefon do kieszeni. Wszystko co jest nam teraz potrzebne to nogi do biegania i uszy do słuchania fabuły.
A słuchamy różnych rzeczy. Instrukcji, poleceń czy nawet kłótni ludzi, z którymi wspólnie usiłujemy przetrwać apokalipsę zombie. My, jako Runner 5, jesteśmy w bazie głównie po to, by zdobywać przedmioty, które pozwolą nam przeżyć. Podczas biegu podnosimy różne rzeczy i zabieramy je do bazy. „Podnosimy” je automatycznie, tzn. co jakiś czas słyszymy komunikat w stylu: „Collected tinned food”, „Collected underwear”, „Collected book”. Przedmioty są dość zróżnicowane. Dużo z nich się powtarza, ale niejednokrotnie zaskoczyło mnie to, co znalazłam. Pamiętam jak kiedyś się ucieszyłam, bo biegnąc przez las zdobyłam 16-letnią whisky! Ale chyba najbardziej irytujące jest odnalezienie butelki wody, gdy jesteś z dala od cywilizacji, biegniesz już dłuższy czas w pełnym słońcu i masz świadomość, że ta zimna, pyszna woda jest tylko wirtualna…
Gdy pierwszy raz uruchomiłam Zombies, Run!, myślałam, że będę tylko biec i coś mnie będzie gonić. Myliłam się bardzo. Naomi Alderman z pomocą innych pisarzy stworzyła intrygującą fabułę do każdego „odcinka”. Każda misja opowiada o czym innym, ale zachowuje pewną ciągłość. Wszystko jest spójne. I jak przykładowo po jednym odcinku zgubimy się w lesie i nie wrócimy do bazy, to kolejny rozpoczynamy właśnie tam, zagubieni, próbujący powrócić do bazy, z którą kontakt mamy jednostronny. Osoby znajdujące się w niej informują nas o wszystkim co się dzieje, a my, ze względu na nie do końca sprawny zestaw słuchawkowy, możemy tylko odbierać te informacje i wykonywać co do nas należy. Po każdej misji jest też zapowiedź kolejnej, aby jeszcze bardziej podsycić naszą ciekawość, byśmy jeszcze bardziej nie mogli doczekać się kolejnego biegu.
I to naprawdę działa. Jeszcze nic tak bardzo nie motywowało mnie do biegania jak ta aplikacja. Na początku, gdy tylko ją zainstalowałam, olałam mój dotychczasowy tryb biegania i zaczęłam biegać codziennie, bo chciałam wiedzieć co wydarzy się dalej. Wkręciłam się tak, że tylko rozsądek przystopował mnie i sprawił, że nie biegałam po kilka razy dziennie, choć w przeciwieństwie do mojego organizmu, miałam na to ochotę.
Poza motywacją do rozpoczęcia aktywności, autorzy zaserwowali nam także motywację podczas aktywności. Mam tu na myśli przede wszystkim: zombie chase. Można je oczywiście wyłączyć, ale to właśnie dzięki nim jest największy fun. Wyobraź sobie, że biegniesz spokojnie, słuchasz muzyki lub szumu drzew (jak kto lubi, bo aplikacja pięknie współgra z Twoją playlistą, ale jeśli wolisz biegać w ciszy ze swoimi myślami – tak jak ja to robię – to także masz taką opcję). Zatem biegniesz spokojnie i nagle słyszysz potworne dźwięki zombiaków. Do tego charakterystyczne pikanie i komunikat: „Zombies detected”. Przyznam szczerze, że gdy pierwszy raz to usłyszałam, byłam przerażona. Jeszcze wtedy nie wiedziałam co mi grozi, czy mnie zabiją, zeżrą czy co. W dodatku pierwszy raz biegłam jak już robiło się ciemno, totalnie wkręciłam się w opowiadaną historię, zaangażowałam się, a zombiaki nadeszły akurat wtedy, gdy nie do końca wiedziałam gdzie jestem, leśna ścieżka gdzieś dziwnie odbijała a ja nie mogłam zdecydować którą drogę wybrać, aby nie zgubić się jeszcze bardziej. To właśnie tam goniły mnie po raz pierwszy. Nigdy w życiu nie biegłam tak szybko jak wtedy. Udało się. Uciekłam.
A jak tego dokonałam? Przyspieszyłam. Trzeba przyspieszyć, aby nas nie dorwały. Aplikacja mierzy Twoją średnią prędkość przez ostatnie 30 sekund przed chasem. Gdy zaczną Cię gonić, musisz podnieść średnią o 20% i utrzymać takie tempo przez minimum 1 minutę. Da się to zrobić. Aczkolwiek im więcej uciekam przez zombiakami, tym bardziej mam wrażenie, że aplikacja jest wredna i złośliwa. Przeważnie gonią mnie, gdy już jestem pod domem i zamierzam zakończyć męczarnię. Lub gdy zatrzymuję się i zastanawiam którą ścieżkę wybrać by się nie zgubić. Albo dopadają mnie, gdy mam przed sobą wielką górę, pod którą nie mam szans się tak rozpędzić. Tak, aplikacja jest wredna i perfidna, przez te jej cholerne zagrania kilka razy nie udało mi się uciec. Co się wtedy dzieje? Nie, nie umieramy, nie zawalamy misji. Jest to rozegrane w taki sposób, żeby nas nie zdemotywować po porażce, a w dodatku ma sens. Gdy nie uda nam się uciec, otrzymujemy komunikat w stylu: „3 items dropped, zombies distracted.” Wspaniałe rozwiązanie, prawda?
Jak ktoś nie lubi tego typu motywacji, może sobie wyłączyć gonitwy zombie. Oczywiście nie oznacza to, że w takim wypadku nie otrzyma motywacji w ogóle. Otrzyma, bardziej pozytywną. Nasi przyjaciele z bazy, którzy to przemawiają do nas przez radio, bardzo często rzucają jakieś motywujące teksty. Gratulują nam tempa, mówią, że dobrze nam idzie, że jesteśmy na dobrej drodze, a jak zrobimy to czy tamto, to będzie super. Mi te teksty niejednokrotnie pozwoliły odnaleźć w sobie więcej siły, przyspieszyć, nie poddawać się. Może to kwestia tego, że strasznie mocno angażuję się w historię, wkręcam się na maksa a dzięki wyobraźni totalnie odrywam się od rzeczywistości i wchodzę w tę nową, wygenerowaną, fikcyjną. Niejednokrotnie słysząc jakiś wybuch w słuchawkach schylałam się lub szybko zmieniałam kierunek. Dzięki takiemu podejściu, bawię się przy tym świetnie.
Czasem zdarza się tak, że mamy mniej czasu lub mniej siły czy chęci na bieg, a mimo wszystko chcemy wyskoczyć choć na chwilę. Albo zwyczajnie nie chcemy angażować się w misję z kategorii „story missions”, które na ogół trwają 30-40 min. W takiej sytuacji można zdecydować się na „supply run”, który także posiada różne warianty jak np.: jedzenie, leki, rozrywka. Wybieramy interesującą nas kategorię i biegniemy. Tutaj nie ma określonego czasu. Są monologi, jest gadanina o tym, że ktoś chciałby kocyk, a kto inny chętnie zagrałby w planszówkę. Jeśli sobie włączymy taką opcję, to zombie też mogą nas gonić. Ale nie ma tu jakiejś znaczącej fabuły, zatem do takich biegów czasem nawet nie biorę słuchawek. Wrzucam telefon do nerki, coś tam sobie gada, ja biegnę i jednocześnie zbieram przedmioty.
A po co nam te przedmioty? A no po to, by rozbudowywać swoją bazę. Tu wkracza element gry. Jak wrócimy do domu, możemy siąść sobie z telefonem i dobudować więcej domów, szpital, upgrade’ować farmę czy postawić plac zabaw. Abel Township to nasze schronienie, nasz teren o który musimy zadbać, podnosząc przy tym zadowolenie mieszkańców oraz wielkość populacji. Na dobrą sprawę nie ma tu za dużo do roboty. Wiem, że niektórzy korzystają z aplikacji, ale nie budują swojej bazy. Ja buduję, ale zdarzają się momenty, że o tym zapominam i dopiero po jakimś czasie wykorzystuje uzbierane przedmioty, którymi to „płaci się” za rozwój. Poza tym rozwijaniem nie ma tu nic więcej, a jedyne co z tego mamy, to własną satysfakcję. Ja jestem dumna z mojego skromnego, póki co, miasteczka. Na tyle dumna, że nawet je zaprezentuję:
Myślę, że największym dowodem na genialność aplikacji jest to, co zrobiłam ze swoim telefonem. Z racji tego, że to stary, rozpadający się Sony Ericsson Xperia, na którym wszystko muli a niewiele się mieści, musiałam wyczyścić co się da. Usunęłam Facebook’a. Usunęłam Gmaila. Usunęłam nawet Messengera. Cierpię strasznie, gdy jestem z dala od komputera, loguję się na fejsa poprzez przeglądarkę, wyświetla mi się kilka chmurek z wiadomościami a ja nic nie mogę zrobić. Ta bezradność, niemożność sprawdzenia chociażby od kogo jest wiadomość to najgorsze co może być. Jednakże przypominam sobie w takich momentach, że mam Zombies, Run! i ta świadomość jest wystarczającą rekompensatą.
Jedyna rzecz, którą mam do zarzucenia to fakt, że czasem GPS się gubi, albo nie nalicza mi się kilometraż, albo nalicza się pod koniec biegu, jakby wcześniej zapomniał się włączyć. Przy takiej usterce nie mamy ani pokazanej trasy na mapce, ani obliczonej prędkości, ani kilometrażu, który dla mnie jest najistotniejszy. Jest tylko czas, który równie dobrze moglibyśmy sprawdzić na zegarku. Tak, to jest wada wkurzająca. Ale nie mogę obciążać nią twórców, bo szczerze mówiąc nie wiem z czego to wynika. Może być tak, że mój telefon nie ogarnia. Choć muszę przyznać, że i tak lepiej ogarnia w przypadku Zombies, Run!, niż jak to bywa przy Endomondo. Jak zmienię sprzęt to przetestuję, póki co męczę się na tym.
Ale „męczyć się” zdecydowanie warto. Choć z Zombies, Run! korzystam już kilka miesięcy, w dalszym ciągu jestem zachwycona i równie zaangażowana. Pomimo iż mam tylko wersję podstawową, darmową, a co za tym idzie uboższą i nie posiadającą kilku dodatkowych wariantów biegu, dalej uważam, że jest to twór po prostu genialny, wspaniały i nie wyobrażam sobie, by miało go teraz zabraknąć. Miłośnikom biegania polecam z czystym sumieniem. Osobom lubującym się w zombie, proponuję sprawdzić co to za zabawka. Tym, którzy kochają i zombie i bieganie, nakazuję pobrać aplikację, aby sami przekonali się, jaka to cudowna rzecz!
Zalety:
– motywacja do rozpoczęcia biegania
– motywacja w trakcie biegu
– fabuła
– informacja głosowa o przebiegniętym kilomatrze
– Android i iOS
– historia biegów
– można biegać z muzyką
– podstawowe informacje jak w aplikacjach biegowych
– budowanie bazy
– duża ilość misji
– misje „poboczne”
– można dostosować misję do swoich potrzeb
Wady:
– czasem gubi GPS (choć nie wiem na ile to wina aplikacji)
– złośliwy zombie chase
– mało rozwinięty tryb „gry”
Strona Zombies, Run!: https://zombiesrungame.com/
Miły w czytaniu tekst.. Dzięki tej aplikacji też zacząłem regularnie biegać
Dzięki 😉
Aplikacja jest rewelacyjna, pierwszy sezon misji już za mną! 😀
Nie wiem jakim cudem mogłem przegapić tą apkę i odkryć dopiero teraz! Zapowiada się genialnie! Agnieszka korzystasz jeszcze? Przetrwała próbę czasu?
Korzystam, aczkolwiek rzadziej. Ale tylko dlatego, że ostatnio rzadziej biegam niestety. Apka super, ale gubienie GPS straszliwie mi doskwiera. Choć możliwe, że biegam w głupich miejscach, bo Endomondo też nie ogarnia. Ściągaj, instaluj, nie ma co się zastanawiać, zwłaszcza, że jest wariant bezpłatny 😉