KFASON 2
Tak się złożyło, że pojechałam urlopować się do Krakowa. W czwartek miałam wyjechać z tego pięknego miasta, jednakże jakoś tak wyszło, że zostałam do piątku. A jak już zostałam do piątku, to stwierdziłam, że zostanę do soboty, aby móc wybrać się na KFASON. Albo jeszcze lepiej: do niedzieli, żeby tę KFASONowatość trochę sobie przedłużyć. Wahałam się co prawda, bo na żadnych konwentach czy innych tego tupu spędach nienormalnych ludzi jeszcze nie byłam, ale ciekawość zwyciężyła. I teraz już mogę powiedzieć: tak, byłam na Krakowskim Festiwalu Amatorów Strachu Obrzydzenia i Niepokoju!!!
Jak było? Fajnie. Aczkolwiek jak dla mnie największym problemem był wybór prelekcji czy pogadanek na które chce się udać. Jak było coś ciekawego, to w tym samym czasie odbywała się też inna interesująca mnie rzecz. Z kolei jak nie było nic fajnego, to nigdzie nie było nic na tyle intrygującego, zatem wybierałam „mniejsze zło”. Jednakże tematyka choć horrorowata, była dość zróżnicowana.
O wszystkim nie napiszę, ale pokrótce mogę powiedzieć o tym gdzie się zjawiłam i co tam się działo.
Nieznani klasycy polskiej grozy – Paweł Mateja
Prelekcja prowadzona na luzie, przez pewien czas mam wrażenie, że tylko dla mnie, bo reszta słuchaczy znała zarówno zagadnienie jak i prowadzącego, niekiedy wiedzieli więcej niż on sam. Można było poznać sporo nazwisk niedocenionych, nieznanych czy zapomnianych pisarzy. Oczywiście owych nazwisk nie pamiętam, bo jakżeby inaczej mogło być? W każdym razie, forma prowadzenia jak najbardziej na plus. To co mnie rozśmieszyło i też urzekło, to mimika Pawła, można powiedzieć, że nie adekwatna do opisywanych treści. Szeroki uśmiech podczas wzmianki o martwych dzieciach może okazać się nie na miejscu dla osób normalnych. Ja normalna nie jestem, zatem dla mnie prelekcja wypadła jak najbardziej pozytywnie.
Stefan Grabiński – pisarz fantazmatyczny – Jacek Piekiełko
Tutaj już było trochę gorzej. Ale myślę, że wina leży głównie po mojej stronie, bo tematycznie chyba nie do końca się wpasowałam. Nie znam tak dobrze twórczości Grabińskiego, a pogadanka ta była idealna dla super fanów tego autora lub chociaż osób, które dobrze znają jego twórczość. Jacek Piekiełko sporo cytował z za biurka zasypanego stosem kartek. Widać było spore zestresowanie, ale jest to absolutnie zrozumiałe i w pełni uzasadnione, gdyż był to jego debiut, co z resztą sam wielokrotnie zaznaczył. Ale jak ktoś był wytrwały i doczekał do końca, mógł otrzymać książkę, autograf i porozmawiać sobie z tym młodym, sympatycznym człowiekiem. Ja tak zrobiłam, więc nie żałuję, mimo iż tematyka i snute teorie zupełnie mi nie odpowiadały.
Jak z szalonego pomysłu zrobić książkę? – Mapa Cieni – Michał Stonawski, Krzysztof Biliński, prowadzenie Franciszek Zgliński
To była bardzo ciekawa rozmowa o książce, która niebawem powinna się pojawić. „Mapa Cieni” już sama w sobie jest niezłym pomysłem. A historie o tym jak powstawała i co się działo na początku, tylko rozbudziły mój apetyt i chęć przeczytania jej. Michał i Krzysiek opowiadali o tym jak pałętali się po nawiedzonych miejscach w okolicach Krakowa. Towarzyszyło temu sporo anegdot, które dopowiadał także kierujący dyskusją Franek. Siedząc tam uświadomiłam sobie jedną rzecz: jak jest więcej ludzi, to prelekcja jest żywsza, ciekawsza i poza zgarnianiem kolejnych informacji, można się także świetnie bawić.
Stephen King w krótkiej formie – Paulina Król, Jarek Turowski, Juliusz Wojciechowicz
Ta pogadanka tylko utwierdziła mnie w mojej nowo wysnutej teorii, że jak w pakiecie się coś prowadzi, jest lepiej także dla słuchaczy. A i tematycznie też bardzo mi to odpowiadało, bo cenie Kinga i czytuje zarówno w krótkiej jak i w długiej formie. Paulina, Jarek i Julek przybliżyli nam zbiorki opowiadań Króla, wspominając i niekiedy spoilerując niektóre teksty. Widać było, że dobrze się przy tym bawili, dzięki czemu publice też udzielił się ten nastrój.
Spotkanie autorskie z Tomaszem Czarnym – prowadzenie Michał Górzyna
A tutaj trafiłam raczej przez przypadek. Zrobiłam sobie przerwę na śniadanio-obiado-coś i nie przypuszczałam, że na cokolwiek zdążę wrócić. A, że spotkanie było w przestrzeni otwartej, nie trzeba było szarpać się z drzwiami, to spóźniona dosiadłam się z brzegu i słuchałam opowieści z życia Czarnego. Jak nie trudno się domyślić, dotyczyły one głównie gore i Edwarda Lee. W zasadzie zwykłe spotkanie autorskie, nic nadzwyczajnego, ale też nie mam do czego się przyczepić.
Panel dyskusyjny GOREfikacje – Tomasz Czarny, Łukasz Radecki, Dawid Kain – prowadzenie Marek Grzywacz
Panel dyskusyjny to już opcja o wiele ciekawsza. Czarny i Kain rozmawiali sobie z Markiem odnośnie tego jak rozwijały się obie części GOREfikacji i ogólnie o twórczości gore w naszym kraju. W zasadzie już powoli zbliżali się do końca pogadanki i prosto z pociągu przybiegł Łukasz Radecki, który w ramach powitania został zaatakowany tymi samymi pytaniami co jego poprzednicy. W sumie nie wiem czy podczas tego panelu dowiedziałam się czegoś, czego bym jeszcze nie wiedziała, nie mniej rozluźniona atmosfera i poczucie humoru udzieliły mi się jeszcze bardziej.
Panel dyskusyjny: O grozy pisaniu, czyli jak straszyć czytelnika. Estetyka gore kontra klimatyczne niedopowiedzenie – Kazimierz Kyrcz Jr, Artur Olchowy, Michał Stonawski, Jarek Turowski, Juliusz Wojciechowicz, prowadzenie Michał Gacek
Znów panel dyskusyjny. Znów gore. Ale poza tym też klimatyczne niedopowiedzenia. Kierowani przez Michała Gacka za pomocą pytań pomocniczych, autorzy opowiadali o tym jak lubią pisać, co piszą, czego się boją. Ciekawym zagadnieniem było branie odpowiedzialności za swoje dzieła, a raczej za to, jak mogą zostać wykorzystane. Twórcy raczej jednogłośnie uznali, że jak ktoś zechce kogoś zabić, to to zrobi, lektura gore czy żadna inna nie jest temu winna. Podzielam ten pogląd. Każdy ma (a przynajmniej powinien mieć) swój rozum i zrobi to co uważa za stosowane, niezależnie od tego co obejrzy, przeczyta czy w co będzie grać.
Miejskie legendy Japonii – Marek Grzywacz
Tu moja teoria odnośnie lepszych wystąpień grupowych trochę się zachwiała. Marek udowodnił mi tym samym, że wyjątek potwierdza regułę. Poszłam na tę prelekcję zupełnie bez przekonania, a bawiłam się rewelacyjnie. Mnóstwo śmiechu, pozytywna atmosfera, a jednocześnie niedosyt, bo godzina to zdecydowanie za krótko. Myślę, że Marek spokojnie mógłby poopowiadać nam więcej, a i zainteresowanie i zaangażowanie publiczności byłoby takie samo. Japońskie legendy są tak absurdalne i tak pokręcone, że dziwi mnie iż ktoś mógł wymyślić coś takiego i w to wierzyć. Drogowe, toaletowe i inne legendy są tak różnorodne, a i tak wszystkie kończą się tak samo: umierasz!
Pokaz filmów krótkometrażowych Smakosze cz.1 i cz. 2 (PREMIERA) zapraszają Autorzy: Aleksandra Zielińska, Dawid Kain, Kazimierz Kyrcz Jr
Tutaj pewną niedogodnością było to, że zostaliśmy wygnani do innej, podobno lepszej sali. Może i lepszej, ale dla tych, którzy dotarli tam na tyle wcześnie, że udało im się zająć miejsce siedzące. Reszta poza tym, że stała, to stała na zewnątrz, bo w salce najzwyczajniej zabrakło miejsca. Smakosze stworzone przez Olę, Dawida i Kazka to jedne z tych filmów, które dają więcej szczęścia samym twórcom niż widowni. Widać, że autorzy bawili się dobrze, zarówno podczas kręcenia jak i projekcji swych dzieł. Co oczywiście nie znaczy, że i publika się nie uśmiała. Motyw banalny, ale odegrany przezabawnie. Przypuszczam, że głównym targetem byli tutaj znajomi twórców, bo Kazek grający Dawida a Dawid Kazka był zabawny, ale tylko dla tych, którzy wiedzą kto jest kim. Ogólnie wypadło to pozytywnie, ale najlepsze były informacje o wysokości OLBRZYMIEGO budżetu przeznaczonego na produkcję owych filmideł.
Koncert grupy Cry of Pain
Na całym koncercie nie byłam, ale słyszałam muzykę, której raczej nie puściłabym w samochodzie, bo zasnęłabym za kółkiem. Jednakże akustyczne brzmienie do słuchania gdzieś w tle jest ok. Jak wróciłam to usłyszałam cover Blur – Song 2, czyli utwór świetny, mocniejszy od reszty no i tradycyjny, bo chyba każdy zespół grający jakiś cover, łapie się właśnie za to. Pozytywnie, ale nic więcej powiedzieć nie jestem w stanie, gdyż aż tak się nie wsłuchiwałam, bo najzwyczajniej mi się nie chciało już niczego słuchać po tak długim dniu.
Uroczysta Gala wręczenia Nagrody im. Stefana Grabińskiego
Muszę się do czegoś przyznać… Galę ominęłam, pszeniczne i fajne towarzystwo mnie wzywało, więc pozwoliłam sobie olać sprawę. Aczkolwiek mogę powiedzieć, że podwójnym zwycięzcą (za opowiadanie i książkę) dzięki głosom czytelników został: Krzysztof Maciejewski, który później do nas dołączył, więc pogratulować zdołałam mu osobiście, ale teraz gratuluję jeszcze raz, bo jest czego!
Jak było? Porównania nie mam, bo jeśli chodzi o tego typu imprezy, to był mój pierwszy raz. Ale po tym pierwszym razie stwierdzam, że z pewnością nie ostatni. Poznałam dużo świetnych ludzi. Niektórych w wersji „w końcu na żywo”, a innych po prostu, od nowa, że tak powiem. Na KFASON wybrałam się z nutką niepewności, cały czas zastanawiając się czy aby na pewno dobrym pomysłem jest tam w ogóle iść. Wróciłam w mega pozytywnym nastroju, stwierdzając, że wybranie się tam, było najgenialniejszą moją decyzją w ostatnim czasie. Ci co nigdy nie byli, to radzę, aby zmienili to za rok. Ci co byli, wiedzą, że warto, więc przekonywać nie muszę.
Dobra, myślę, że wystarczy już tego bełkotu. Bateria w laptopie zaraz padnie, a i kierowcę zmienić muszę, żeby jakoś do Gdańska w końcu dotrzeć. A jak już uda mi się dojechać, dorwać do internetu, to opublikuję to i szczęśliwa pójdę w końcu spać. Tak!!! Powiem więcej, nie chce mi się tego teraz czytać, więc po prostu wrzucam do sieci a martwić się poprawianiem będę jak kiedyś wstanę…albo nigdy! Dobranoc!
Z jakichś tam bliżej nie znanych przyczyn polazłem zamiast na projekcje filmu, to na panel dyskusyjny o GOREfikacjach. Było na luzie, było z humorem, bez napinki i jakiegoś nadęcia. Z drugiej strony przez godzinę troje, a w porywach nawet czworo ludzi może powiedzieć tylko rzeczy podstawowe, które wie każdy, kto chociaż trochę interesuje się sceną literackiego horroru.
Poruszono temat ważny i ciekawy, i dość uniwersalny, wbrew pozorom uniwersalny. Wystarczy zmienić słowo „horror ekstremalny” na kategorię szerszą, „literatura niszowa” i tym co zostało na prelekcji powiedziane mogliby się zainteresować też twórcy bizzarro, new weird czy czegoś tam zupełnie innego. Jasne, prowadzącym udało się jedynie nakreślić problem, ale i tak to dużo, mając do dyspozycji jedynie godzinę.
Co innego natomiast z prelekcjami pojedynczymi. Pawła zdołałem zobaczyć jedynie 10 minut, na prelekcje o Grabińskim się spóźniłem również, ale już na spotkanie z Wojtkiem Gunią oraz jego wystąpienie o Ligottim nie. I naprawdę, zrobiły na mnie ogromnie pozytywne wrażenie…. ja, chociaż jestem fanem tego typu literatury nie wyłapałem wszystkiego, i musiałem dopytywać się Wojtka, męcząc go niemiłosiernie na spacerze literackim. Jak na ów spacer trafiłem, tego wyjaśnić nie potrafię. Nie mam jakiegoś silnego kontaktu z rzeczywistością, więc nawet nie próbuje. Generalnie uważam że coś takiego jak „silny kontakt z rzeczywistością” jest mocno przereklamowany.
Ludzie na Kfasonie zajebiści.
Miałem nic nie krytykować, powiem więc tyle: prawdopodobnie podjęłaś słuszną decyzję darując sobie Galę.
Pozdrawiam.
A co, na Gali było aż tak źle?
Też uważam, że ludzie zajebiści i w dodatku nie wiem gdzie się później podziałeś. Myślałam, że jak już się w końcu spotkaliśmy to jakieś piwo wypijemy czy coś, a tu nagle Pegaz uciekł…
BTW. jakbyś nie biegał co chwilę zapalić, to może na prelekcje byś się nie spóźniał 😛
Meine liebe frau Pilecka, palnie szlugów przed wejściem do Artateki było również ważną częścią festiwalu!
Tam właśnie dowiedziałem się na przykład – od Marka Grzywacza, czym rożni się spaltterpunk od horroru ekstremalnego. Wedle Marka, tak generalnie to niczym, tyle tylko, że termin spaltterpunk był wymyślony dla jaj, a sami przedstawiciele nurtu go nie znosili. Także na papierosie zdołałem porozmawiać z Joanną o serialach o zombi.
Co do nagłego znikania poszczególnych osób, to chyba nic dziwnego na konwencie horroru, prawda? Jednak nie padłem ofiarą jakiegoś samozwańczego następcy Karola Kota. Po prostu prosto ze szluga polazłem na spacer literacki. Gdy wróciłem, to Ty już byłaś zapewne gdzieś z kuflem w ślicznej rączce. Alkoholu co prawda nie piję, jednak towarzysko to nadrobimy.
Pozdrawiam
Ja tam myślę, że nie trzeba palić, aby dowiedzieć się ciekawych rzeczy, mi się bez szlugów udało 😉
No, ja już myślałam, że spacerowaliście literacko po miejscach z „Mapy Cieni” i coś Cię zeżarło po drodze… A ja daleko nie uciekłam, bo prawie do 3 siedzieliśmy w podziemiach Arteteki, szkoda, że do nas nie dołączyłeś.
@Pegaz,
Mogę tylko Ci powiedzieć, że pierwsze koty za płoty… ale jesteśmy boleśnie świadomi niedociągnięć pierwszej gali. Obiecuję, że w przyszłym roku będzie dużo, dużo lepiej – mam nadzieję, że mamy na ten pierwszy raz u Ciebie taryfę ulgową – bo jeśli ją właśnie zużyliśmy, to już nigdy więcej tego nie zrobimy 🙂
Teraz zaczynam żałować, że wybrałam piwo z Kazkiem a nie Galę… Zaintrygowaliście mnie… Co tam się wydarzyło?! 😀
Michał, miałem nie krytykować, więc nie będę, po prostu postaram się wyjaśnić swoje stanowisko. Ja w takim konwencie jak Kfason zrezygnowałbym z silenia się na podniosłą, uroczystą galę. Ni cholery nie pasowało to do samego festiwalu, który był na luzie, kameralny i bez żadnej pompy.
Tak na marginesie, to jakiś fenomen Kfasonu. Jak bywałem na konwentach fantastyki w latach 90 – tych, (potem miałem kilkanaście lat przerwy, aż do Kfasonu…) to wyglądało to zupełnie inaczej. Ludzie z reguły młodsi, hałaśliwi, spotkania rozwalane głupawką, zero dyscypliny, picie piwa na korytarzach… no, taka gówniażerka. Miała swój klimat, który może się podobać jak się jest w ostatniej klasie liceum.
Na Kfasonie było zupełnie inaczej. Dorośli ludzi połączeni pasją. Poczucie humoru, merytorycznie wypowiedzi, bez zadęcia ale z dyscypliną. Forma „uroczystej gali” W MOJEJ OPINII nie pasowała. I nie chodzi mi o jakieś komplikacje techniczne, to detale. Problem polega na tym, że jakoś tę nagrodę trzeba przyznawać – forma się liczy, a nie wyświetlacz czy muzyka. Tak, Grabiński jest potrzebny, było to wałkowane milion razy, nie będę więc powtarzał argumentów, które sam doskonale znasz.
Ja osobiście (to jedynie moja opinia, jestem fanem a nie jakimś profesjonalistą) bardziej byłbym zainteresowany kolejnym panelem w którym nominowani/nagrodzenie powiedzieliby coś o swoich utworach, ewentualnie podzielili się swoimi spostrzeżeniami o scenie polskiego literackiego horroru AD 2013.
Pozdrawiam.
Ok, nie widziałam jak to wygląda, więc może nie powinnam się wypowiadać, aczkolwiek z racji tego, że było to pierwsze rozdanie Grabińskiego, to myślę sobie, że dobrze, aby było ono uroczyste.
Z kolei w przyszłym roku, przed wręczeniem nagród, jakiś panel zwycięzców z poprzedniej edycji chętnie bym posłuchała 😉
… i to nie jest zły pomysł. Z tym panelem 🙂
Zresztą, kombinujemy już parę mniejszych eventów związanych z Nagrodą i nagrodzonymi…
No pewnie, że nie jest zły pomysł. Jak ja bym śmiała zły pomysł do Grabińskiego rzucać! 😛