Alicja w Krainie Czarów – Enigmat Escape

26.05.2019 – Dzień Matki. Jedno z ważniejszych świąt. Jedno z fajniejszych świąt. Jak co roku zastanawiałam się jak je uczcić, gdzie zabrać mamę, jaką atrakcję jej zapewnić? W zeszłym roku był teatr i jedzenie. To, że będzie jedzenie w programie było wiadomo od początku, a co wcześniej? Jaki pomysł, jaka aktywność tym razem? Po długich rozmyślaniach, planowaniach i kombinowaniach, w końcu padł pomysł: Escape Room!

Wiadomo, że w dwie osoby może być trochę ciężko, więc potrzebna nam była jeszcze jakaś mama do kompletu. A najlepiej mama z dzieciakiem, który to będzie lepiej myśleć i ogarniać. W ten oto sposób wraz z moim eskejpowym towarzyszem, zarezerwowaliśmy pokój, porwaliśmy nasze mamy, które nie wiedziały gdzie idą i po co i pojechaliśmy na przygodę!

Muszę przyznać, że wybór tej przygody nie był łatwy. O ile dla nas nie trudno odnaleźć pokój w Trójmieście, tak dla mam już jest problem. Wiadomo, że nie może być za trudno, ale to akurat jest najmniejszy problem. Trudność pojawia się, gdy pokój ma być przyjemny, spokojny, nie straszny, nie klaustrofobiczny, przeznaczony dla osób, które boją się wielu rzeczy, mają problemy z sercem, nie chcą się tarzać, czołgać i ogólnie chcą by było miło. Mając z tyłu głowy te wszystkie kryteria, przeglądając LockMe, szukając odpowiedniego miejsca na ten dzień uświadomiłam sobie jedną rzecz. Otóż w okolicy jest mnóstwo pokoi strasznych, zakrawających o horror, thriller czy inne dziwactwa, których normalni, spokojni ludzie mogą nie trawić. Ja osobiście cieszę się na ogrom tego typu przerażających atrakcji w okolicy i aż się ślinię na samą myśl, ile jeszcze takich miejsc mogę zwiedzić. Ale wybór czegoś na Dzień Matki był cholernie trudny.

Już kiedyś czailiśmy się na Alicję w Krainie Czarów, ale teraz mieliśmy pewne obawy. Zastanawialiśmy się czy on także nie załapię się do kategorii straszności i czy będzie odpowiedni na tę okazję. Na szczęście moja kumpela już tam była, w zasadzie to ona podsunęła mi ten pomysł (dzięki Daria!), mówiąc, że jest właśnie łatwo, przyjemnie i spokojnie. Zatem dokładnie to, co było nam potrzebne. Co prawda przez chwilę się zawahałam, bo nie lubię chodzić do miejsc, z którymi kontakt jest słaby (brak odpowiedzi na maila z zeszłego roku mogę chyba podciągnąć pod kiepski kontakt, nie?). Ale w zasadzie na tamtą chwilę była to jedyna opcja pasującego pokoju, więc zlekceważyłam lekceważenie klientów, w imię wyższego dobra. Zrobiliśmy rezerwację i pognaliśmy do Enigmat Escape!

64815652_469835203792626_2462759540588806144_n

Muszę przyznać, że początek nie był zachwycający. Nie chodzi mi o początek rozgrywki, tylko początek naszej podróży do tego miejsca. Garnizon, Blok Fit i te sprawy. Miejsca których raczej unikam, ze względu na zbyt duże stężenie hipsterstwa na metr kwadratowy. Ale tu nie hipsterzy byli problemem, tylko toaleta. Gdy weszliśmy na górę, tam, gdzie znajdowały się escape roomy, dowiedzieliśmy się, że toalety nie ma. Tzn. jest, ale w szatni, przy siłowni, na dole. Dostaliśmy informację gdzie to, jak tam dojść i wyruszyliśmy w kolejną podróż. Czekała nas niezła przeprawa, bowiem akurat trwały zajęcia z jogi. I tak sobie wtedy pomyślałam, że bardzo współczuję tym ludziom, którzy ćwiczą w takich warunkach. Wielka, otwarta przestrzeń. Każdy może tam wejść. Każdy może łazić, przeszkadzać – tak jak my na przykład. Oczywiście nie przeszkadzaliśmy z czystej chęci przeszkadzania, tylko chcieliśmy dostać się do toalety. A niestety, aby to uczynić, musieliśmy przebić się przez ćwiczącą ekipę. Ktoś z obsługi poprosił nas, żebyśmy nie szli slalomem między leżącymi ludźmi, tylko żebyśmy poszli górą, po materacach. I w ten oto sposób, przeszliśmy w brudnych butach, po materacach ustawionych pod ścianką wspinaczkową, bo nie było innego przejścia. Także tym razem moje współczucie przeniosło się na ściankowiczów, którzy mają swoje piękne, czyściutkie buciki do wspinaczki i niestety muszą korzystać z nich na brudnych materacach – i znów – w miejscu przez które przewija się i przeszkadza pełno postronnych osób. Dziwnie było mi korzystać z toalety w szatni, ale to kolejna kwestia.

Ok, wiem, wiem, że miała tu być recenzja samego pokoju. Wiem, że miałam pisać o Alicji. Ale dajcie mi jeszcze chwilę. W Enigmat Escape byłam po raz pierwszy, więc jakieś wprowadzenie odnośnie samego miejsca jest potrzebne. Myślę, że jest to kwestia kluczowa, gdyż toaleta w takich miejscach jest bardzo, ale to bardzo ważna. Zawsze korzystam z toalety przed wejściem do pokoju, na wszelki wypadek, aby nie musieć przerywać gry w trakcie. Niemniej jest możliwość wyjścia w trakcie za potrzebą, tylko mi zawsze szkoda czasu na takie atrakcje. W tym przypadku, jeśli ktoś musiałby iść do toalety podczas gry, to niestety za dużo tej gry mu nie zostanie, bardzo dużo czasu straci. Według mnie, jest to olbrzymi minus.

Kolejnym minusem organizacyjnym jest mała przestrzeń dla oczekujących. Mały kącik, jedna kanapa i puf. Cztery osoby się jakoś wcisną, ale to by było na tyle. Jak przyszliśmy, dwie ekipy skończyły i to wystarczyło, by już nie było miejsca. Częściowo staliśmy na schodach i musieliśmy się ostro zagadywać, by nie zwracać uwagi na dzieciaki sypiące spoilerami. Mała przestrzeń na górze wyjaśnia brak toalety dla klientów. Ale to co bolało mnie najbardziej to brak miejsca na rzeczy. Owszem, w korytarzu przy wejściu do pokoi jest wieszak. Można powiesić kurtkę. Ale jak masz torbę, dokumenty, coś wartościowego, to wiadomo, że nie zostawisz tego luzem. Musieliśmy zabrać rzeczy ze sobą do pokoju. Ci co mnie znają, wiedzą, że przeważnie noszę ze sobą wielki plecak, który zajmuje ehm… no, dość dużo miejsca. Byliśmy tam w czwórkę, każdy z nas miał „bagaż”. Umówiliśmy się, że rzucamy wszystko do jednego kąta, żeby nie przeszkadzało. Ale jak góra rzeczy może nie przeszkadzać? Nie tylko psuje to klimat, nastrój, ale też rozprasza, a momentami sprawia, że przerzuca się te rzeczy, by sprawdzić czy aby na pewno w tamtym miejscu nie było wskazówek. Według mnie taki manewr jest absolutnie niedopuszczalny. Brak miejsca na przechowywanie bagażu to chyba największy minus. Aczkolwiek jest to rzecz, którą można poprawić, naprawić, zrobić tak, by było dobrze. Trzeba tylko chcieć. I liczę na to, że właściciel tego chce, bo zamierzam tam wrócić i grać, nie potykając się o własny plecak.

Już, dość o rzeczach zewnętrznych. Czas w końcu wkroczyć do świata Alicji. Klasycznie wprowadzenie. Zasady bezpieczeństwa. Informacje. Pytanie o ilość odwiedzonych pokoi, nasze doświadczenie itd. Ja za sobą miałam już kilka miejsc, mój eskejpowy towarzysz mniej więcej taką samą ilość. Jego mama z tego typu rozrywką miała styczność po raz pierwszy, a moja swój debiut zaliczyła niecałe 4 miesiące wcześniej w Toruniu (Czar PRL-u). Zatem pokój dla początkujących, przy tym składzie był dobrym wyborem.

Wprowadzenie fabularne, jak się okazało, nie wymagało znajomości książki. I całe szczęście, bo szczerze mówiąc nie wiele pamiętałam z Alicji. Motyw jest taki, że wkraczamy do Alicjowego świata czarów. Tam znajduje się wróg, który z czasem staje się co raz silniejszy. Nasze zadanie polega na tym, aby odnaleźć wroga i unicestwić, nim minie 60 minut.

Weszliśmy do środka i rozpoczęliśmy poszukiwania w niewielkim, niepozornym pokoiku, którego sporą część zajmowały nasze bagaże. Jednak wbrew temu co wydawało się na początku, zagadek było całkiem sporo, a ich poziom trudności był bardzo rozległy. Skorzystaliśmy z kilku podpowiedzi, ale raczej z obawy, że nie zdążymy niż z totalnej bezsilności, jak to nieraz bywa. Myślę, że gdyby nie presja czasu, spokojnie uporalibyśmy się bez wskazówek.

Pomieszczenie klasycznie zaopatrzone było w kamery i monitor odliczający czas i w miarę potrzeb: wyświetlający podpowiedzi. Miejsca, których nie należy ruszać, obklejone żółto- czarną taśmą. Nie lubię tego ze względu na psucie klimatu, ale wiem, że jest to potrzebne i cieszę się, że było. Niestety nie cieszę się, że było wszędzie, bowiem jedno tego typu oznaczenie okazało się dla nas bardzo mylące. Jak coś jest otaśmowane, automatycznie tego nie ruszamy. No i okazało się, że ruszyć powinniśmy, więc bez wskazówki moglibyśmy nie ogarnąć tematu, bo otaśmowane rzeczy omijaliśmy szerokim łukiem, a były one konieczne do przejścia dalej.

Komunikacja była bardzo dobra. Wskazówki przychodziły gdy o nie prosiliśmy, były zrozumiałe, nie musieliśmy na nie długo czekać, więc wiem, że Mistrz Gry nie spał. A jeśli spał, to bardzo czujnie, dbając o nas. Pod tym względem było wszystko ok.

Odnośnie samych zagadek… sporo kłódek, czyli klasycznie. Ale też trochę elektroniki i innych bajerów. Z jedną oczywistą rzeczą męczyłam się dość długo, przez to, że wydawało mi się, że „trochę za szybko” i jeszcze nie czas na nią. Ale uznałam, ze zaryzykuję i… bardzo zdziwiło mnie, że to było tak łatwe. Ogólnie większość rozwiązań bardzo ciekawa, pomysłowa, choć zdarzały się i takie oklepane. Niemniej w momencie gdy do pokoju wkracza elektronika, wiadomo, że jest to dość ryzykowne i mocno awaryjne rozwiązanie. Końcówkę pewnie ogarnęlibyśmy szybciej, gdyby „stykała” odpowiednio i z pewnością byłoby łatwiej, gdyby było tam oświetlenie. Wydaje mi się, że zostaliśmy „wypikani” z biura dowodzenia, bo u nas układ nie mógł zaskoczyć. Niemniej i tak zdążyliśmy przed czasem. I w zasadzie byłam lekko zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że wyjdziemy i uda nam się to w czasie mniejszym niż 60 minut.

Gdy drzwi się otworzyły, poczułam satysfakcję, radość z wykonanego zadania. Ale też lekki smutek, że to już koniec, bo bawiłam się wspaniale. I było coś jeszcze: ulga. Ulga, że mogę wyjść, zejść na dół, przecisnąć się przed ćwiczących ludzi, pójść do toalety w szatni i umyć ręce. Pod koniec dotknęłam kilku rzeczy, które dosłownie lepiły się od brudu. Było to tak niekomfortowe, tak obrzydliwe, że nie mogłam doczekać się, kiedy umyje ręce. Na szczęście szybko miałam taką okazję. Także dokładniejsze sprzątnięcie byłoby tu wskazane. I też dokładniejsze sprzątnięcie po poprzedniej grupie, bo zaczęliśmy demontować jeden element, na który nie zwrócilibyśmy uwagi, gdyby nie to, że już był ruszony, częściowo „otwarty”. Później okazało się, że to tylko część wystroju. Także dokładniejsze sprzątanie i uważniejsze składanie pokoju to coś, na co można zwrócić uwagę w przyszłości.

Ale w sumie to takie szczególiki. Rzeczy do poprawy, które pozwolą na ulepszenie rozrywki. Aczkolwiek i bez tych ulepszeń, jest ona na wysokim poziomie. Alicja w Krainie Czarów to według mnie bardzo dobry pokój. Przyjemny, spokojny, nie straszny, ciekawy, intrygujący i bardzo dobry na wprowadzenie nowych ludzi. Może nie jest on idealny na pierwszy raz dla ekipy, która w całości debiutuje. Ale jeśli jest część debiutantów, a część osób, które już mniej więcej wiedzą co i jak, to jest to bardzo dobra opcja. Ja bawiłam się bardzo dobrze i myślę, że reszta również. Zresztą to fajnie widać postępy i różnice w zachowaniu w escape roomie u osoby, która jest tam pierwszy raz, a u takiej, która jest po raz drugi. Niedawno obserwowałam moją mamę w akcji w pokoju Czar PRL-u, gdzie była po raz pierwszy. Teraz, podczas drugiej wizyty w tego typu atrakcji wiedziała więcej, poruszała się swobodniej i kombinowała jeszcze lepiej. W kilku zagadkach mnie nawet ubiegła. Także prawdą jest, że doświadczenie jest tu kluczowe.

A moje doświadczenie z tym pokojem i ogólnie z Enigmat Escape uważam za bardzo dobre. I choć miejsce nie do końca spełnia moje oczekiwania, to sam escape room jest bardzo dobry. Długi, mroczny korytarz z którego rozchodzą się wejścia do poszczególnych pokoi, daje niesamowity klimat. Chce się tam być, chce się tam iść, chce się tam grać. Myślę, że za jakiś czas będę chciała tam wrócić. Tym razem nie po to, by uratować Alicję, ale także siebie. Pokój bardzo dobry. Z czystym sumieniem mogę go polecić, szczególnie osobom strachliwym!


EDIT:
przed chwilą rozmawiałam ze współwłaścicielem Enigmat Escape. Wiem, że dawniej było miejsce bagażowe, niestety po kontrolach w związku z wypadkiem w Koszalinie, musiało zostać zlikwidowane. Zasugerowałam „bagażownię” i rzuciłam pomysłami odnośnie tego gdzie i jak można ją zrealizować. Sugestia została wzięta pod uwagę, także cicho liczę na przechowalnię dla Agowego plecaka! 😀 Jeśli chodzi o toalety, kwestia ta niestety też wynika z przepisów. Zatem już wiem, że te niedogodności nie są przejawem ignorancji, braku zainteresowania klientem i niemyślenia. Wynikają one z przestrzegania naszego prawa, które niekiedy jest dość upierdliwe. Mając tę wiedzę, żyjąc z tą świadomością, znacznie przychylniej będę patrzeć na odległą toaletę. Po prostu rozumiem, że tak jest, bo tak być musi. Ale co najważniejsze: pokój jest świetny i cała reszta nie jest w stanie tej świetności zepsuć!

Miasto: Gdańsk
Miejsce: Enigmat Escape
Pokój: Alicja w Krainie Czarów
Termin: 26.05.2019
Godzina: 13.30
Ilość osób: 4
Czas ucieczki: 58:37 (do końca zostało: 1:23)