Wołowina długo dojrzewająca

Po opublikowaniu zdjęcia tego co mi wyszło, ludzie zaczęli krzyczeć o przepis. Co chwilę ktoś pyta, dopytuje, a nawet grozi, by przepis dostać. Mogłabym podrzucić link do przepisu, ale… tu macie odpowiedź: „Dlaczego nie linkuję przepisów?” no i dochodzi tu jeszcze jedna kwestia: nie jestem do tego przepisu przekonana.

Dlaczego mnie nie przekonuje? A no dlatego, że jak dla mnie szynka wychodzi za słona. Należę do osób, które soli praktycznie nie używają, zatem użycie jej w dużych ilościach, przekreśla dla mnie wszelkie dania, lub zmusza do ich modyfikacji.

Niestety, jak wiadomo, sól jest konserwantem. Boję się zredukować jej ilość, gdyż mięcho to nie jest poddawane obróbce termicznej, tylko zwyczajnie sobie wisi w pończosze (serio, serio!).

Tylko żeby była jasność: to co wychodzi z tego przepisu, wychodzi przepyszne, pięknie pachnie i genialnie wygląda. Jedyny minus to za duża słoność jak na mnie. Jeśli Wam to nie przeszkadza, to śmiało, róbcie, bo warto. A jeśli Wam się nie śpieszy i chcecie coś lepszego, to poczekajcie, bo z pewnością będę sprawdzać inne przepisy, modyfikować je, eksperymentować aż w końcu znajdę swój, idealny smak. I wtedy z pewnością się nim podzielę.

A jeśli ktoś nie ma kulinarnego talentu, to od razu mówię, że tu nie jest on Wam potrzebny. Tu wszystko robi się samo, potrzebujecie tylko składników i czasu, by wół się wziął i zrobił. Sam. Prawie bez naszej pomocy.

Ok, koniec przydługiego wstępu, już mówię co robić.

„Wołowina długo dojrzewająca” czy tam „szynka długo dojrzewająca”. Pod takimi hasłami szukałam przepisów, aż trafiłam na bloga Swojskie Jedzonko i właśnie z niego on pochodzi.

Składniki:

1 kg wołowiny
pół szklanki cukru
pół szklanki soli
pół łyżki soli peklującej
3 ząbki czosnku
łyżka pieprzu
pończocha

Składniki rozszerzenie:

pieprz – rozmoździeżowałam go, ale nie do końca dokładnie. Z pewnością równa łyżka mi z tego nie wyszła, ale to już sami musicie ocenić ile tego pieprzu tam chcecie.

Co robimy? – Wersja szybka, okrojona.

1. Myjemy mięcho i suszymy.
2. Nacieramy mięcho cukrem.
3. Wkładamy do lodówki na 36 godzin.
4. Myjemy mięcho i suszymy.
5. Nacieramy mięcho solami.
6. Wkładamy do lodówki na 36 godzin.
7. Myjemy mięcho i suszymy.
8. Nacieramy mięso czosnkiem i pieprzem.
9. Wkładamy do lodówki na 36 godzin.
10. Przekładamy mięso do pończochy.
11. Wieszamy pończochę w przewiewnym miejscu.
12. Czekamy 4 – 6 dób.
13. Żremy.

dojrzewajaca

Co robimy? – Wariant rozszerzony.

1. Myjemy woła i dokładnie suszymy go ręcznikiem papierowym (nie wiem dlaczego chciałam napisać „papierem ściernym”…)

2. Bierzemy jakieś zamykane metalowe lub szklane naczynie. Ja preferuję szklane (teraz takie super pojemniki w Ikei mają). Wkładamy tam mięso i zasypujemy cukrem. Młemłamy przez jakiś czas, obtaczamy ładnie.

3. Wkładamy nasz zamknięty pojemnik do lodówki na 36 godzin. W międzyczasie wół będzie dużo sikać, w sensie dużo wody będzie uciekać. Ja tę wodę zlewałam, żeby w tym paskudztwie nie leżał. Także jak widzicie, że ma mokro, możecie to odlać. Ale generalnie to przez te 36 godzin nie robi się nic, tylko czeka i ślini z myślą o tym, co pysznego nam wyjdzie.

4. Wyciągamy pojemnik, opłukujemy mięso z resztek cukru. Dokładnie wycieramy. Myjemy i wycieramy pojemnik.

5. Ponownie wkładamy krowę do pojemnika. Tym razem zasypujemy ją mieszanką soli i peklosoli. Obtaczamy, zamykamy.

6. Wkładamy do lodówki na kolejne 36 godzin. Tak samo jak w przypadku etapu z cukrem, odlewamy co zbędne i czekamy.

7. Znów myjemy mięso i suszymy. Myjemy pojemnik i suszymy.

8. Dokładnie nacieramy mięso mieszanką czosnku i pieprzu. Ładnie wcieramy. Będzie wyglądać jak kawałek kupy, ale nie trzeba się tym przejmować.

9. Krowa spędza kolejne 36 godzin w lodówce. Teraz wody odlewać nie trzeba, bo już jej nie ma. Jest dość sucha, zapanierowana przyprawami, zresztą jak już wspominałam, wygląda jak kupa.

10. Najdziwniejszy i najśmieszniejszy etap. Jak to robiłam, to myślałam, że to jakiś wkręt. Wydawało mi się to głupie i absurdalne, ale warto się przełamać. Bierzemy pończochę (czystą!), najlepiej w kolorze cielistym, klasycznym czy jak to się nazywa. Nie wiem, nie znam się, pierwszy raz w życiu kupowałam pończochy i wykorzystałam je do tego, by zrobić mięso. No cóż… Nie ważne, wkładamy nasz kawał mięsa do pończochy i tyle.

11. Wieszamy pończochę w przewiewnym miejscu. Gdzie? A gdzie sobie chcecie. Ma być sucho, ma być przewiewnie, ale też ma być ciepło. Ja zawsze wieszam takie coś na oknie kuchennym, które ma wentylację. Ta wentylacja ma to do siebie, że nawet jak jest zamknięta, to i tak z niej trochę wieje. Ale to nie ma znaczenia. Uchylam okno, przekładam przez nie końcówkę pończochy, zamykam i tam sobie wisi. Ostatnio mierzyłam i w tej okolicy jest ok. 18-20 stopni.

12. Znów czekanie… tym razem dłuższe. ok. 4 – 6 dób (dup?). Ja wytrzymuję do 6. Nie wiem jakie to ma znaczenie, czy lepiej krócej czy dłużej. Wiem tylko, że warto czekać, bo rzecz ta jest genialna.

13. Czas na degustację. Ale z reguły nie kończy się na samej degustacji tylko się je. Dużo. Warto też przekroić takie mięcho i zrobić zdjęcie. Po co? Żeby wrzucić do neta i wkurzać tym znajomych. Poza tym, po przekrojeniu jest piękny, czerwony kolorek. Później, jak już wół będzie siedzieć w lodówce, to zrobi się ciemniejszy. Ale każde nowe nacięcie będzie uwalniać ten piękny kolor. No i rzecz najważniejsza: kroimy cieniutkie plastry. Najcieńsze na świecie. Im cieniej tym lepiej. A z pewnością smaczniej!

Na koniec małe ułatwienie. Wiem, że większość z Was pewnie umie liczyć, ale przypuszczam, że osoby, które najdłużej i najgłośniej mi o przepis krzyczały, mogą mieć z tym problem. Więc mówię jak to działa. Przykładowo zaczynamy o 10 rano w poniedziałek, więc oto kiedy trzeba coś robić:

Poniedziałek – 10.00
Wtorek – 22.00
Czwartek – 10.00
Piątek – 22.00

Proste, nie? Okazuje się, że nie. Jestem pierdoła i źle policzyłam. Dopiero jakiś anonim w komentarzach mnie naprostował 😛

Czyli co drugi dzień, raz rano raz wieczór.

No, a 4 – 6 dób (dup!) to sobie każdy raczej umie dodać.

Tyle z mojej strony, idę kombinować kolejne pyszności a Wam życzę smacznego!