Grzesznik – Artur Urbanowicz

Grzesznik to druga powieść Artura Urbanowicza. Debiutował on książką Gałęziste, która choć początkowo była szkalowana za to, że to selfpublishing, została dobrze przyjęta. A nawet bardzo dobrze, gdyż autor otrzymał za nią wyróżnienie czytelników w III edycji Nagrody Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego. Debiutanckiej powieści Urbanowicza nie miałam przyjemności czytać, ale po lekturze Grzesznika, poważnie rozważam sięgnięcie po nią w wolnym czasie.

Jak to zwykle bywa, nim zacznę czytać, obwąchuję książkę, macam, oglądam. Pierwsze co oglądam to oczywiście okładka. A ta konkretna jest dziełem Darka Kocurka, więc nie trudno się domyślić, że jest dobra, jak większość okładek autora. Broń, krew, krzyż. Wszystko w kolorach szarości. Mrocznie, klimatycznie, zachęcająco. Wygląda to dość przytłaczająco i ciężko w połączeniu ze sporą grubością książki, ale da się przeżyć. Zwłaszcza, że ten ciężar jest zwyczajnie ładny, zachęcający i dopracowany. Ale nie jest to nic dziwnego, bo z takiego dopracowania słynie wydawnictwo Gmork i takie podejście jest u nich normą.

To co na początku mnie raziło, to dialogi. Wydawały mi się jakieś dziwne, wręcz kretyńskie. Durne odzywki, nie śmieszne żarty. Irytowało mnie to, do pewnego czasu. Wkurzałam się na to do momentu, aż uświadomiłam sobie, że ludzie tak gadają. Że takie żarciki, poniżające teksty i bezrefleksyjne gadki są na porządku dziennym. Przypomniałam sobie, że dlatego nie lubię rozmawiać z niektórymi osobami, bo właśnie tak się do siebie zwracają. W jednej chwili coś, co mnie wkurzało i było wielką wadą powieści, przeistoczyło się w olbrzymią zaletę. Dialogi oddają tu autentyczność i dobrze ukazują ten przestępczy bełkot.

Tytułowy Grzesznik, wbrew pozorom nie jest głównym bohaterem powieści. Nie mniej jest on postacią barwną (choć wizualnie – wręcz przeciwnie). I choć chyba nie taki był zamysł, zdarzało mi się jemu kibicować bardziej, niż głównemu bohaterowi – Markowi. Wynikało to z tego, że Marek, zwany Suchym, często wkurzał mnie swoim zachowaniem. Nie podobało mi się ono, przestawałam mu kibicować, miałam nadzieję, że spotka go coś złego. Ale były momenty, że robiło mi się go żal, współczułam mu, chciałam by jego kłopoty się skończyły. Pojawiła się cholerna ambiwalencja w stosunku do niego. Czy to źle? Wręcz przeciwnie. Urbanowicz rozbudził we mnie mnóstwo różnorodnych uczuć, dzięki czemu przez te kilkaset stron, miałam niezłą przejażdżkę na emocjonalnym rollercoasterze.

Suchego męczą myśli dotyczące jego życia. Zastanawia się czy dobrze postępował. Niejednokrotnie bohaterowie powieści rozmyślają o takich sprawach, ale nie zawsze ma to wpływ na czytelników. Tutaj dochodzi do sytuacji, że i my zaczynamy robić swój prywatny rachunek sumienia. Zastanawiamy się nie tylko nad losem Marka, ale też na swoim własnym, realnym życiem.

grzesznik

Ogólnie postacie można uznać za dość szablonowe. Ale po chwili zastanowienia, dochodzimy do wniosku, że ta szablonowość to bardziej taka realność. Bohaterowie są zwykli, autentyczni. Wydają się mało interesujący, gdyż pełno takich osób jak oni, pałęta się po świecie. Są, istnieją, obracają się wśród nas na co dzień. Dzięki tej zwykłości, pospolitości, wierzymy w to, że tacy mogliby być. Wierzymy w ich postawy, ich problemy. Stają się nam bliscy i choć nie zawsze ich lubimy, nie kwestionujemy ich zachowań. Ich relacje i reakcje na niektóre rzeczy zwyczajnie mają sens. Zatem całość trzyma się kupy i sprawia, że z przyjemnością pragniemy poznawać ich dalsze losy.

A te ich losy, w dużej mierze też są zwyczajne. Grzesznik to niby taka powieść gangsterska. Dla mnie w dużej mierze była to powieść obyczajowa. Obyczajówka z domieszką sensacji. Podczas lektury, przez długi czas zastanawiałam się: „gdzie ten horror?!”. Wszystko było takie zwykłe, pospolite, codzienne (oczywiście w gangsterskim światku). Horroru nie było widać przez długi czas. Czekałam, czekałam… A gdy się w końcu pojawił, poczułam wielki zawód. Według mnie, dorzucenie tych grozowych elementów zepsuło całość. Nie było tragicznie, ale czytało mi się gorzej, bardziej opornie. Zaczęłam tęsknić za tą prostotą, zwyczajnym światem, bez udziwnień i innych bajerów. Wtedy właśnie pomyślałam: „To powinna być obyczajówka/ powieść gangsterska”. Zaczęłam żałować, że całość poszła w tę stronę. Zapragnęłam by Urbanowicz stworzył zwykły obyczaj. I jak takowy stworzy, to sięgnę po niego z wielką przyjemnością.

Suchy myślał, że jest niezwyciężony. Że nic nie może go dopaść, jest panem świata lub chociaż tego swojego światka, który utworzył i którym dowodził. Sporo jest takich osób. Dużo jest ludzi, którzy myślą, że są niezniszczalni. Masę jest osobników, którym wydaje się, że przetrwają wszystko. Pomijając nadnaturalne aspekty, skupiając się wyłącznie na realnej części powieści dochodzimy do wniosku, że te osoby się mylą. Grzesznik w pewnym sensie uświadamia nam, że wszystko ma swój koniec. Że nie ma ludzi niezwyciężonych czy niezastąpionych. Każdego, bez wyjątku, prędzej czy później dopadnie coś. Coś, co uświadomi nam, że nie jesteśmy tak mocni jakby się nam wydawało. Coś, co sprawi, że będziemy chcieli się poddać, skulić w kącie, zapłakać jak małe dziecko. Każdego da się złamać, unieszkodliwić, zniszczyć. Nie tylko w powieści, ale też w prawdziwym świecie. I dla mnie właśnie o tym była ta powieść. O słabościach, walce z samym sobą i całym światem. O próbie godzenia się z nieprzychylnym losem. O smutku, szczęściu, porażce i zwycięstwie. Ogólnie: o życiu. Co prawda życiu z przestępczej perspektywy, ale i w takim łatwo odnaleźć swoje kawałki. Bo przecież przestępcy też są ludźmi. Też mają uczucia. Też mają rodziny, potrzeby, wymagania. Też mają wiele do stracenia. Dlaczego? Bo też są ludźmi. Zupełnie jak my. I tę ludzkość można w nich odnaleźć. Tę zwyczajność można w nich dostrzec. Trzeba tylko chcieć. A jeśli nie chcemy tego robić w normalnym życiu, możemy spróbować chwytając za fikcję. Grzesznik będzie do tego idealny.


Za książkę dziękuję wydawnictwu:
Wydawnictwo GMORK