Potwory w Tokio. Power Up! Doładowanie (nowa edycja)
Już pisałam o grze Potwory w Tokio, a konkretnie o jego nowej odsłonie. W stare potwory nie grałam. Za to grałam starym dodatkiem, który nie do końca był kompatybilny z nowymi potworami. O nim także pisałam, może pamiętacie tekst o Power up! Ale w końcu dorwałam dodatek potworowy, w pełni pasujący i współgrający z moją wersją gry. Także teraz mogę się z Wami podzielić opinią właśnie o nim.
Co mamy w pudle?
– planszę potwora Pandakai
– pionek potwora z podstawką
– 56 ewolucji
– 16 ewolucji dla potworów z 1. edycji gry
– 8 żetonów
– instrukcję
O co w tym wszystkim chodzi?
Jeśli chodzi o zasady, nic się nie zmienia względem podstawy gry. Jedyne co, to gra rozszerza nam się o ewolucje postaci. I właśnie to jest główną zaletą tego dodatku. Dodaje on charakteru naszym postaciom. Wcześniej nasi growi bohaterowie byli zwyczajnie nijacy, trochę nawet nudni. Teraz mają różne umiejętności. Otrzymujemy tu karty ewolucji, dzięki którym możemy robić rzeczy… których nie mogą robić nasi przeciwnicy. To fajne, że teraz nie zwracamy uwagi tylko na obrazek „pionka”, ale też dobieramy kim chcemy grać na podstawie tego, co potrafi.
Nowa wersja dodatku jest o wiele lepsza graficznie. Kolory są żywsze, grafiki wydają się być bardziej dynamiczne. Według mnie jest to przyjemniejsze dla oka, niż było poprzednio. Także wizualnie wszystko poszło na plus! Co prawda karty nadal są kwadratowe i jeśli ktoś chce je wsadzić w koszulki, będzie mieć problem, ale poza tym, wszystko jest ok.
A co z mechaniką? z pewnością o wiele przyjemniej się gra, jak nie trzeba pamiętać, że „tej postaci nie ma, ale ta postać jest zamiast tej”. Tu mamy bohaterów takich, jacy są w grze podstawowej. Ewolucje są dopasowane do nich. Kolorystycznie to współgra, graficznie to współgra, a i same umiejętności mają sens i dość dziwne, specyficzne nazwy. Może nazwy te nie są rewelacyjne, niektóre brzmią wręcz idiotycznie, ale z pewnością lepsze to, niż suche przedstawienie właściwości karty, bez jakiegoś tytułu, wprowadzenia czy czegokolwiek co uczyniłoby tę grę ciekawszą.
Oczywiście nie możemy zapomnieć tutaj o Pandakai, czyli postaci, która wkracza do gry wraz z dodatkiem. Ta olbrzymia panda też została podrasowana, dzięki czemu nie wygląda już tak hmm… przerażająco? Nie wiem co to dokładnie było, ale poprzedni Pandakai wywoływał we mnie jakiś dziwny niepokój i nie koniecznie lubiłam nim grać. Ten nowy, choć też mroczny, wydaje się być bardziej przyjazny.
Zalety:
– jasna instrukcja
– ładna grafika
– prosta mechanika gry
– sposób liczenia punktów
– wypraska
– dodatkowe żetony
– potwory zyskują charakter
Wady:
– losowość
– źle się skaluje
– mało korzysta się z kart z podstawy
– kwadratowe karty
Czy w ogóle warto zostać potworem?
Warto, pod warunkiem, że chcemy tym potworem zostać w co najmniej trzy osoby. Przy dwóch osobach, myślę, że dodatek nie ma za dużego sensu. A i gra bez dodatku też nie jest zbyt atrakcyjna. Dlatego jeśli mam polecać grę, to zdecydowanie do większego grona. Dobrze też sprawdzi się jako imprezówka. Bo choć nie jest to gierka banalna, to zasady nie są zbyt wymagające i można się pobawić nawet z tymi, co na grach zbytnio się nie znają.
Liczba graczy: 2 – 6
Wiek: od 8 – 108 lat
Czas gry: 30 minut
Wydawca: Egmont
Autor: Richard Garfield
Ilustracje: Dimitri Chappuis, Bastien Grivet, Igor Polouchine, Régis Torres