Hardboiled – Juliusz Wojciechowicz, Robert Ziębiński, Marek Zychla, Kornel Mikołajczyk

Hardboiled to jedna z tych książek, które po wzięciu do ręki, zostają już tam na dłużej. Nawet jeśli łapiemy ją, nie z zamiarem przeczytania, a wyłącznie z chęcią przyjrzenia się bliżej, nie możemy na tym poprzestać. Przed rozpoczęciem lektury, już jesteśmy wciągnięci do świata w niej przedstawionego.

Tak, ja też padłam ofiarą Hardboiled. Jak zawsze zafascynowana piękną okładką Darka Kocurka, przecudownym, świeżutkim egzemplarzem od wydawnictwa Gmork, powoli przyglądałam się, po czym zaczęłam czytać wstęp. Nie przypuszczałam, że już na tym etapie wpadnę w pułapkę. Mariusz Czubaj zręcznie wprowadza nas w klimat, tłumacząc reguły tu panujące. Trochę historii, sporo informacji a także potencjalnych inspiracji, które wymienia, to wystarczająca motywacja by jednak rzucić wszelkie obowiązki i pozostać z książką.

Tekst na okładce informuje nas, iż mamy do czynienia z antologią nowel neo- noir. Czterech autorów, cztery niezwykłe historie, jakie nam serwują. Podają je na ostro? Też. Ale w tym przypadku, zdecydowanie trafniej będzie powiedzieć: na twardo!

Na pierwszy ogień idzie Juliusz Wojciechowicz. To jemu należą się największe brawa, nie tyle za tekst, co za pomysł. Antologia była jego ideą, a dzięki niej może nas uraczyć tekstem pt.”Lana”. Dobre, mocne rozpoczęcie książki. Jeden z tych tekstów, którego się nie przerywa, a po zakończeniu żałuje się, że to już koniec. Wojciechowicz ma olbrzymi talent do porównań. Co jedno, to lepsze od poprzedniego, czyta się to z fascynacją, ale i uśmiechem. Opowieść taka jak być powinna, taka jakiej można by się spodziewać: mroczna, tajemnicza, agresywna. Ale momentami też smutna, wzbudzająca współczucie. Autor gra na emocjach, ale co najważniejsze: ukazuje nam ciekawą historię i wprowadza do świata, którego nie chcemy opuszczać, pomimo iż nie należy do najprzyjemniejszych. Żądza zemsty jest tutaj kołem napędowym, którego nie da się zatrzymać. Po tym tekście, uznałam, że już najlepsze przeczytałam, dalsze opowiadania będą, ale nic w tym zbiorze mnie nie zaskoczy. Bardzo się myliłam.

Robert Ziębiński uświadomił mi, że najlepsze dopiero się zacznie. Bo właśnie jego tekst: „Śpij kochanie, śpij” najbardziej przypadł mi do gustu. Niestety, jak to z reguły bywa, jest on też najkrótszy. Zręcznie prowadzona narracja pierwszoosobowa, przybliża nam detektywa i jego smutne życie. Ogólnie cała nowelka wydawała mi się przepełniona melancholią. Możliwe, że wpływ na ten stan miało zamiłowanie głównego bohatera do blues’a, co niejednokrotnie było wspominane. Ziębiński często nawiązuje do utworów muzycznych, rzuca tytułami, co pomaga wprowadzić klimat i dodać do historii trochę normalności. Już nawet tytuł tekstu kojarzy się muzycznie, choć nie wiem czy ten zabieg był celowy, czy przypadkowo została zacytowana Kayah. Teoretycznie akcja osadzona jest w Polsce, jednakże ja tej polskości jakoś nie czuję. Dla mnie jest to jakaś klisza amerykańskich seriali kryminalnych. Z jednej strony, to wielka wada. Z drugiej natomiast, to chyba powód, dlaczego ów tekst tak mi się spodobał.

hardboiled

„Ambisentencja” – tytuł kolejnego tekstu, ciekawe, intrygujące słowo, które teoretycznie od razu powinno rozwiać nasze wątpliwości odnośnie fabuły. Jednakże tak się nie stało. Złapana w sidła narracji, zapomniałam o tytule, nie skupiałam się na nim i nie doszukiwałam się potencjalnych zakończeń opowieści. Zwyczajnie płynęłam tam, gdzie skierował mnie Marek Zychla, ani przez chwilę nie chcąc opuszczać swego kapitana. Bardzo dobry tekst, w dużej mierze, dzięki dobrej narracji. Pierwszoosobowa, jednakże stosowana naprzemiennie przez dwie osoby, dzięki czemu mamy do czynienia z różnymi punktami widzenia. Niekiedy są one skrajne, ale zawsze posuwają historię do przodu, odsłaniając tym samym skrywane tajemnice.

Ostatni, najdłuższy tekst z tego zbioru, wypłynął spod pióra Kornela Mikołajczyka. Według mnie, jest to tekst najgorszy, ale w żadnym wypadku nie oznacza to, że jest zły. „Chińska podróbka” – bo o nim mowa – miała po prostu pecha, znaleźć się w miejscu, w którym literacka poprzeczka podniesiona jest tak wysoko. Wraz z autorem przenosimy się w czasie, niemal sto lat do przodu. Jak się okazuje, w przyszłości również są prywatni detektywi. A ten jeden, konkretny, główny bohater i zarazem narrator, jest wyjątkowo spokojny, łagodny wręcz. Wizja świata przedstawionego przez autora jest inna, całkowicie odmienna od moich oczekiwań. Brak mi tu agresji, brutalności, na którą tak czekałam. Za to otrzymujemy pozorny spokój i świetnych pomocników detektywa, którzy ratują tekst sporą dawką humoru.

Ciekawym dodatkiem są plansze komiksowe Macieja Kamudy. Po każdym tekście dorzucona jest stronica komiksowa. Wygląda to świetnie, ożywia całość, ale też daje pewien niedosyt. Owe komiksy tak naprawdę nie wnoszą niczego do treści i jest ich mało, bo tylko cztery strony w sumie. Chciałoby się więcej, szczególnie, że jakość wykonania jest rewelacyjna. Jednakże z założenia jest to książka, nie typowy komiks, więc nie ma co narzekać, tylko cieszyć się tym miłym akcentem, przez który to tyle wyczekiwaliśmy aż Hardboiled wyjedzie z drukarni.

A czekać było warto. Jakby trzeba było, poczekałabym jeszcze dłużej, na szczęście nie ma takiej potrzeby. Antologia już jest u mnie, już jest przeczytana i już siedzi na półce z resztą Gmorkowych książek. I aż boję się pomyśleć, co będzie dalej. Póki co tendencja jest taka, że kolejna pozycja wydawnictwa jest jeszcze lepsza od poprzedniej. Póki co Hardboiled jest dla mnie na pierwszym miejscu. Przemoc, brutalność, cynizm – tego szukałam w tym zbiorze. I znalazłam to wszystko i jeszcze więcej. Dziękuję Wam za to!

Lub bezpośrednio u wydawcy:
Hardboiled – miękka oprawa
Hardboiled – ebook


Za książkę dziękuję wydawnictwu:
Wydawnictwo GMORK