Botanik

Zacznę od tego, że Botanik to jest rewelacyjna gra. I w zasadzie na tym mogłabym poprzestać i powiedzieć: „idźcie i kupcie Botanika wszyscy”. To by wystarczyło. Bo tak myślę, tak czuję i po prostu bierzcie to, póki jeszcze jest! No a jeśli chcecie więcej szczegółów, to sorry, ale musicie czytać dalej…

O co w tym wszystkim chodzi?

Chodzi o to by zdobyć jak najwięcej punktów – tradycyjnie. A tak bardziej fabularnie, to niejaka Beatrix Bury, która jest odpowiedzialna za opracowanie technologii mechanicznej hodowli pożywienia, poszukuje najlepszego mechabotanika. I my, gracze, rywalizujemy o to miano. Naszym zadaniem jest stworzenie najlepszej maszynerii.

Ach, jakie to tworzenie jest przyjemne i tak miło gilgocze nas w mózg, zmusza do myślenia. Bo tu faktycznie trzeba się nagłowić, nakombinować, aby uzyskać jak najlepsze kafelki do stworzenia najlepszej machiny. A jednocześnie trzeba pilnować, żeby nasz przeciwnik nie miał lepszej maszyny niż my. Czasem zdarza się, że klasycznie, nie robimy czegoś aby nam było dobrze, a po to, aby nasz przeciwnik cierpiał i nie osiągnął swojego celu. Negatywna interakcja, jak zawsze na plus.

Gra jest łatwa, a z każdą kolejną rozgrywką nie tylko gra nam się lepiej, płynniej, ale także chętniej. Jest super regrywalna i dla mnie była niesamowicie satysfakcjonująca i to nie tylko dlatego, że niemal zawsze w nią wygrywałam.

Edit: Zmieniłam przeciwnika i przewaliłam praktycznie wszystkie rozgrywki. Zostałam rozwalona totalnie. I wiecie co? Nadal uważam, że jest to świetna gra i chcę więcej!

Dobra, mechanika na bok (choć jest świetna i nie mam do czego się przyczepić). Botanik ma w sobie coś jeszcze. Wygląd. Gra od początku do końca jest dla mnie dziełem sztuki. Zachwyca od pierwszego rzutu okiem na małe, poręczne pudełeczko. Intryguje piękną, prostą, lecz dopasowaną wypraską. Plansza do gry jest w formie notesiku Beatrix. A do tego takie bonusy, które wydają się niepotrzebne, zbędne, ale są i cieszą oczy, ale też dłonie, bowiem ma się ochotę je macać, dotykać, obcować z nimi jak najdłużej. Mam na myśli znacznik rozgrywającego gracza, który po prostu stoi na stole i równie dobrze mógłby być strzępkiem kartki, śmieciem czy butelką. Ale nie, on tu jest, fizycznie. I to jest super.

Drugi element to moneta. Piękna, metalowa, ciężka. Jest ona tylko i wyłącznie po to, aby na początku zadecydować kto rozpoczyna grę. Zbędny gadżet? Może tak. Ale tak pięknie dopełnia całości, że dosłownie ślinię się myśląc o tej grze.

Nawet instrukcja w formie niewielkiej książeczki, z opisami twórców to takie niewielkie dzieło sztuki. Widać, że za robotę brali się artyści, bowiem Franck Dion to reżyser i ilustrator. Z kolei Panowie: Lar, Tin, Chon stworzyli sobie takie podpisy i opisy, że jedyne o czym teraz myślę to: „chciałabym poznać tych kolesi!”

Co mamy w pudle?

  • mechaznacznik
  • monetę
  • rejestr
  • 67 kafelków
  • instrukcję

Zalety:

-prosta mechanika
– pięknie wydane
– klimat
– małe pudełko
– trzeba myśleć
– szybka rozgrywka
– duża regrywalność
– wypraska
– na dwie osoby

Wady:

-…

I to jest drugi moment w mojej karierze, że mam problem z wymyśleniem wady gry. Nie wiem, serio. Jak wymyślę, to dopiszę. Na ten moment jest to dla mnie gra idealna.

Czy warto budować maszynę?

TAK!!!!

I tyle wystarczy. Serio.

Jestem tą grą zachwycona. To miłość od pierwszego wejrzenia. Zauroczyła mnie nie tylko mechaniką, ale też wyglądem. Wizualnie rozkochała mnie w sobie. Grając, poczułam do niej jeszcze większy pociąg i z każą kolejną rozgrywką, coraz większą żądzę i chęć obcowania z nią. Nie wstydzę się wykrzyczeć:

„Kocham Botanika!”

I myślę, że Wy też poczekacie. Zwłaszcza jeśli poszukujecie czego przyjemnego, niewielkiego, ale mega wkręcającego dla dwóch osób. Szachy mogą się schować. Poważnie.

Podstawowe informacje:
Liczba graczy: 2
Wiek: 10+
Czas gry: 30 minut
Autorzy: Gregoire Largey, Frank Crittin, Sebastien Pauchon

Za grę dziękuję wydawnictwu:

znaki rebel3