Wstęp do polskiego horroru… Spotkanie z Magdaleną Kałużyńską – Klub fantastyki i grozy #1

Jakiś czas temu mignęło mi na fejsie wydarzenie, tak jak to wydarzenia mają w zwyczaju migać. „Wstęp do polskiego horroru” – pojawiło się hasło. Nie miałam pojęcia o co chodzi, po co o to coś chodzi i w ogóle. Organizował to „klub fantastyki i grozy” – czyli kolejny tekst, który nic mi nie mówił. Nawet nie wiedziałam, że jakiś klub fantastyki i grozy jest. „Filia nr 26” – że co? Same niewiadome. Jedyna rzecz jaką zrozumiałam i była dla mnie jasna to: „spotkanie z Magdaleną Kałużyńską”. I ten fragment tutaj zaważył. Ten kawałek zapowiedzi wydarzeniowej sprawił, że pomimo totalnej niechęci do wychodzenia z domu tego dnia, jednak zebrałam się, zmusiłam do wyruszenia w podróż w nieznane mi rejony, do nieznanych ludzi i Magdy. Tylko ona była wiadoma, reszta była mi obca.

Kałuża

29 lat mieszkam w Gdańsku i dopiero wczoraj dowiedziałam się o istnieniu biblioteki na Żabiance. Wychodzi moja ignorancja i totalne nieogarniactwo okolicznej przestrzeni. Jakoś dojechałam, zaparkowałam, doczłapałam resztę z buta. No i faktycznie, biblioteka. Zwykła, prawdziwa, taka z książkami. Zaskoczona zawędrowałam w wyznaczone do spotkania miejsce i zajęłam siedzisko. Trochę zszokował mnie fakt, że horrorowe spotkanie odbywa się w kąciku dziecięcym, ale no cóż…

Po pewnym czasie do zajętego przeze mnie kąta dołączył Artur Urbanowicz, po chwili także Ola Brożek – Sala. Tak sobie siedzieliśmy, czekaliśmy, nie wiedząc do końca na co. W zasadzie to cały ten dzień był jedną, wielką niewiadomą. Ale ta niewiedza wyzwalała tonę ciekawości. Więc siedziałam, czekałam zaintrygowana tym, co się zaraz wydarzy.

W końcu przybyła gwiazda tego wieczoru – Magda. Zaczęła od podziękowań dla prezesowej bibliotekowej, przemeblowań, ozdabiania sali, ludzi, a także upijania ich „oranżadą”. Początek był dość dziwny, nietypowy jeśli chodzi o spotkania. I w sumie pojawiło mi się w głowie takie „WTF?” Ale jako, że znam już Kałużę dobre kilka lat, to w zasadzie nie specjalnie zdziwiło mnie to, że coś mnie dziwi i nie ogarniam co się dzieje. Myślę, że ten niewielki chaosik był zaplanowany, podobnie jak piękne rysuneczki na flipcharcie, retrospekcje i cofanki w czasie o 10 lat, opowiastki o pisaniu, szukaniu wydawcy itd.

Magda przy pomocy rzutnika zaprezentowała nam autorów oraz autorki grozowe. Miło było ujrzeć na wielkim ekranie swoje logo, które wylądowało tam jako pierwsze. Był to bardzo miły akcent, a przy okazji darmowa reklama. Można by powiedzieć, że to takie tam wymienienie autorów i już, ale poza wymienieniem, została nam też przedstawiona krótka charakterystyka lub chociaż przytoczone najważniejsze utwory. O ile dla mnie nie było to zaskoczeniem, nie było tam zbyt wiele nowości, tak inni, nie grozowi ludzie zdawali się być zadziwieni niektórymi faktami. Niemniej przyjemnie się tego słuchało, a co najważniejsze: Kałużyńska łapała świetny kontakt z publicznością. Nie było to takie zwykłe klepanie tekstu i przerzucanie slajdów, jak to często bywa. Była to opowieść kierowana nie tylko do szeroko rozumianej widowni, ale także do tej konkretnej widowni. Występująca doskonale wiedziała kto tam siedzi, do kogo się zwracać, o jakie rzeczy pytać poszczególne osoby i do czego się odnosić. Dotąd nie miałam okazji być na żadnym tego typu spotkaniu z Kałużą, ale jeśli wszystkie są na tym poziomie, to jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję, to wpadajcie! To nie było zwykłe spotkanie, pogadanka jak to często bywa. To było prawdziwe show, przemyślane, dopracowane i z rekwizytami. To co wydawało się być spontanem, niedociągnięciem, mam wrażenie, że było skrupulatnie zaplanowane i wspaniale odegrane przez autorkę – aktorkę. Chciałam napisać, że bawiłam się lepiej niż na polskich kabaretach, ale to nie byłoby żadne wyróżnienie, bo ja ani polskich kabaretów nie oglądam, ani też mnie nie bawią. A tu bawiłam się bardzo dobrze i trochę żałuję, że spotkanie to był tak krótkie (ale umówmy się, nawet jeśli trwałoby cały dzień to i tak pozostałby niedosyt). No i oczywiście korzystając z okazji, zabrałam swój egzamplarz Ymara, zakupiony niegdyś na Allegro. I było: „Mamo, napraw!” Bo niestety, został mi sprzedany egzemplarz pogryzdany, zadedykowany komuś innemu. Na szczęście został już naprawiony. Ale nowej dedykacji Wam teraz nie pokażę 😛

Kałuża naprawa książki

Dlaczego właściwie o tym piszę? No, bo jak się później dowiedziałam, to było spotkanie inauguracyjne. Znaczy się, że powstał ten klub fantastyki i grozy, a tego typu spotkania będą się odbywać cyklicznie. Niestety, nie wszystkie będą z Magdą, to było spotkanie inauguracyjne, które uważam, że wypadło wspaniale. Kolejne spotkania są planowane i w sumie jestem ciekawa jak wypadną. Mam nadzieję, że ta ciekawość będzie na tyle silna, że zmuszę się po raz kolejny i znów pójdę do ludzi, do nieznanej mi dotąd biblioteki i zobaczę co się tam będzie działo.

Także piszę o tym głównie po to, byście wiedzieli, że coś takiego jest. Że klub takowy powstaje. Że spotkania tego typu będą. No i będą one tu, blisko, w Gdańsku. Nie znów w jakimśtam Krakowie. Hej, nie wszystkie grozowe rzeczy muszą być zawsze w Krakowie! Także tym razem Gdańsk. A co to będzie? Jak to będzie? Tego nie wiem, ale wierzę, że będzie dobrze. Liczę na to, że będzie fajnie. Widać, że biblioteka jest otwarta i pozytywnie nastawiona do tego typu przedsięwzięć. Organizujące to wydarzenie wydawnictwo Oficynka widać, że kombinuje i staje na głowie, by dogodzić zgromadzonym ludziom. A przy tym robi to w sposób życzliwy, ciepły i… Cóż, miałam przyjemność poznać „głowę Oficynki”, więc nie wyobrażam sobie, by te działania mogły być prowadzone w inny sposób, mniej przyjemny. I to dobrze wróży na przyszłość. Jeśli zaangażowanie będzie tak duże jak do tej pory, jeśli entuzjazm twórczy nie opadnie, klub fantastyki i grozy może okazać się strzałem w dziesiątkę.

Kałuża książki

I trochę na to liczę, by takim właśnie się okazał. Jestem ciekawa jak to się rozwinie. Jeśli będę mogła, a łóżko nie będzie miało włączonego zbyt dużego przyciągania, to z chęcią będę uczestniczyć w spotkaniach. Ale co najważniejsze: tę inicjatywę będę wspierać z przyjemnością. Jeśli kontynuacja ma wyglądać chociaż częściowo tak, jak część inauguracyjna, to jest moje poparcie. Jest dobre słowo. I z pewnością będzie też zachęcanie innych, do ruszenia tyłka i przyjścia do biblioteki. Myślę, że warto. Także trzymam kciuki i czekam na więcej!

PS After był i jak to na after przystało, był bardzo, bardzo super. Ale jak to z tego typu imprezami bywa: „co było na afterze, zostaje na afterze”. Pomimo, że o suchym pysku, to bardzo dobrze się bawiłam, poznałam świetnych ludzi i mam nadzieję, że nie było to nasze ostatnie spotkanie. Dzięki i do zobaczenia! 😉