Zdrowa Krowa – Gliwice
Wspominałam chyba, że będąc na Śląsku trafiłam do kilku fajnych lub mniej fajnych miejsc. No i niektóre z nich, chętnie krótko tu opiszę, bo może ktoś dzięki temu się o nich dowie, wpadnie tam, lub wręcz przeciwnie, będzie omijać szerokim łukiem.
Wędrując po Gliwicach, stwierdziłam, że mam ochotę na burgera. A jak długo się chodzi, błądzi tyle, że aż zapomina się czego się szuka, to w końcu się znajdzie. Tak więc trafiłam na lokal o pięknej nazwie: Zdrowa Krowa!
Co mogę o nim powiedzieć? Na pewno to, że już z zewnątrz przyciąga. Ładny, podświetlony szyld wabi nas do środka. Wchodzimy. Proste tablice z menu wiszące na łańcuchach. Niby czytelne, niby wszystko ok, ale jak dorwałam się do zwykłej karty, to byłam szczęśliwa. Od razu wyraźniej, wygodniej, wiadomo o co chodzi.
Zamówiłam classica. Na pytanie: „jakie mięso?”, nie wiem dlaczego, ale odpowiedziałam: „dobrze wysmażone”. Prawda jest taka, że chciałam średnio, albo nawet bardziej krwiste, ale coś mnie tchnęło. Coś kazało mi powiedzieć, że ma być porządnie wysmażone. I teraz mam dylemat. Nie wiem czy obsługa w Zdrowej Krowie potrafi czytać w myślach czy nie potrafi usmażyć mięsa? Osobiście wolę myśleć, że to ta pierwsza opcja. Bo w sumie dostałam to co chciałam: średnio wysmażone. I cieszę się, że coś mnie tknęło by tak złożyć zamówienie, bo w przeciwnym razie pewnie dostałabym kawał surowej wołowiny.
Poza tym szczegółem, raczej było w porządku. Do burgera dodają mały pojemniczek ze standardowym Colesławem. No i trzeba uważać na dłuuugą wykałaczkę, która utrzymuje nasze jedzenie – można wydłubać sobie oczy. Jedzenie w porządku, ale kolokwialnie mówiąc: dupy nie urywa. Do Gdańskiego Surf Burgera to nawet nie ma co porównywać.
Jednakże Zdrowa Krowa (chciałam napisać skrótem ZK, ale dla mnie ten skrót jest jednoznaczny i dla większości ma raczej pejoratywny wydźwięk) ma olbrzymią zaletę. Jak na burgerownię, jest tam sporo miejsca. Jeśli chcemy iść większą grupą, wypić browara i zjeść coś szybkiego, co nie będzie kebabem, to świetne miejsce. Spore stoły. Nic tylko siedzieć, gadać, jeść i pić, serio. Pod tym względem, to idealna miejscówka. Natomiast jeśli wolimy miejsce bardziej kameralne, to następnym razem napiszę o burgerowni znajdującej się ulicę dalej, ale i poziom wyżej. Ale to następnym razem.
Bo póki co, jeszcze mówimy o Zdrowej Krowie. A jej największym atutem, poza przestrzenią, jest krowi wystrój. Ale o wystroju nie ma co pisać, lepiej go pokazać.
Powiem o czymś jeszcze… Promocje! Można zostawić w lokalu swój numer i dostawać informacje gdy pojawi się jakiś konkurs itd. Uznałam, że nic nie tracę, podałam numer. Następnego dnia otrzymałam smsa o konkursie z pikantnym burgerem. Myślę sobie: „lubię ostre żarcie. Jestem w okolicy, pójdę spytam o co chodzi.” Tak też zrobiłam. Konkurs polegał na tym, że kupujesz pikantnego burgera. Jeśli zjesz go w mniej niż 2 minuty, wygrywasz kupon zniżkowy 50% na burgera. Jeśli zmieścisz się w 3 minutach – 40% rabatu. A jeśli jedzenie zajmie Ci do 4 minut, dostajesz tylko 30% upustu… Szczerze? Rozwaliło mnie to. Nie wyobrażam sobie, żebym miała iść, kupić żarcie, tylko po to by zjeść je na szybko, nawet nie czując co jem, tylko po prostu napchać się jak świnia, aby dostać zniżkę na kolejne żarcie. Konkurs totalnie nie dla mnie. No, ale z tego co widziałam na tablicy z wynikami, ludzie się w to bawią. Jak się bawią, niech się bawią, powodzenia. Ja w to nie wchodzę. I w sumie już raczej w ogóle tam nie wchodzę, no, chyba, że tak jak mówiłam, uzbiera mi się większa grupa. Na większą grupę spoko, wspólnie można podziwiać piękne krowy na ścianach. 😉
Jedna myśl na “Zdrowa Krowa – Gliwice”