„Spalanie Tłuszczu Brzuch w 30 dni – Płaski brzuch” – aplikacja do ćwiczeń
Już sam tytuł sugeruje, że tu coś bardzo nie po polskiemu będzie, ale nie ważne. Dziś wielki dzień. Dziś dokonałam rzeczy wielkiej jak na mnie. Otóż trzasnęłam ćwiczenia w aplikacji, a konkretnie zrealizowałam 30 dzień owych ćwiczeń. 30. a tym samym ostatni z podstawowego programu. Yeah!

Po wykonanym dzisiejszego treningu, poza dumą i satysfakcją pokazały się także gratulacje. W zasadzie tak jak każdego dnia po wykonanym treningu (w dni z przerwą na odpoczynek nikt nam niestety nie bije braw). Zatem po każdym ukończonym treningu dostajemy taką małą pochwałę + podsumowanie. Tzn. ilość ćwiczeń wykonanych danego dnia, spalonych kalorii i zużytego na tę zabawę czasu.

Dlaczego dla mnie to jest taki big deal? A no dlatego, że jeszcze chyba nigdy nie udało mi się zrobić całego programu ćwiczeniowego. Wyjątkiem była 6 Weidera dawno, dawno temu. Ale tego nie liczę, bo poza chorą satysfakcją, że hej, zrobiłam to, a także bólem kręgosłupa, nie dała mi ona nic. A tutaj ćwiczenia są spoko. Nie za trudne, nie za ciężkie, nie wymagające sprzętu. Nie pozostaje nic, tylko instalować i ćwiczyć.

Co mamy robić najprawdopodobniej zrozumiemy czytając nazwę. Jeśli to nie pomoże, obok jest animacja obrazująca wszystkie ruchy. Jeśli nadal czujemy się zagubieni, możemy kliknąć i zostaniemy przekierowani do filmiku instruktażowego (po angielsku), po którym już raczej trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości odnośnie tego co robić.

Są trzy poziomy trudności: początkujący, średnio – zaawansowany i zaawansowany. Każdy z nich trwa 30 dni. Oczywiście nie są to ciągłe 30 dni ćwiczeń. Co ileś dni jest przerwa, mamy ładny obrazek kawy i musimy tego dnia odpoczywać. Po tych trzech programach (albo przed, albo w trakcie – jak chcemy) możemy ułożyć sobie swój własny plan treningowy.

Spoko rzeczą jest też to, że ćwicząc nie musimy się gapić co chwilę w telefon. On do nas mówi. Siedzi w nim jakaś babka z którą lubię się kłócić i lubię ją bluzgać, a ona mimo to chce mi pomagać i mówi mi co mam robić. Nie wiem ile jej płacą, ale po tych wszystkich wiązankach jakie tam lecą, jestem zaskoczona, że ma ochotę ze mną współpracować. W każdym razie babka mówi jakie będzie ćwiczenie i czy jest to ćwiczenie „na czas” czyli np. ileś tam sekund pajacyków. Czy jest to ćwiczenie na ilość powtórzeń. Te drugie musimy sobie liczyć sami, dzięki czemu możemy je wykonywać w swoim tempie. Po wykonaniu tego, klikamy, że zrobiliśmy. Z kolei jak jest coś na czas, to babeczka nam mówi ile to czasu, kiedy jesteśmy w połowie i kiedy koniec. Jest to meeega wygodne. Ale i tak najśmieszniejsza rzecz to: „odpocznij sobie!” wypowiedziane po każdym ćwiczeniu.

Ta śmieszna babeczka uwięziona w telefonie mówi do nas w taki sposób, że… no cóż, można umrzeć ze śmiechu. Kaleczy ona nie tylko język polski, ale i angielski. Całość jest po polsku i odmiany nie zawsze dobrze jej wychodzą. Natomiast nazwy ćwiczeń są po angielsku, a ona, jako, że jest zaprogramowana na PL, to kaleczy to straszliwie. Dobry tydzień zajęło mi rozszyfrowanie dlaczego przy każdej tego typu sekwencji mówi „igrek”. Udało mi się to wyczaić, ale Wam nie powiem, miejcie zagadkę!

Ok, a dlaczego spośród tylu aplikacji wybrałam akurat tę konkretną? Już tłumaczę. Mignęła mi gdzieś w sieci, uznałam, że ściągnę, sprawdzę. Zrobiłam to. Przy okazji ściągnęłam jeszcze kilka aplikacji z tej samej firmy: między innymi na dupę, na nogi, chudnięcie, rozciąganie. Mam zainstalowane wszystkie. Przejrzałam je dokładnie i wybór był dla mnie prosty, bowiem ćwiczenia tu zawarte najbardziej mi odpowiadały, gdyż większość jest na leżąco, a to idealne dla mnie na początek dnia, gdy jeszcze nie chce mi się utrzymywać pionowo. I w zasadzie było to jedyne kryterium wyboru z tej rodziny programów.

Poza tym, że mamy przypominajki, tłumaczenie co robić i inne takie bajery, mamy też raporty. Aplikacja pyta nas o wzrost, obwód talii i wagę. Nie miałam problemu tylko z tym pierwszym (bo mam dowód osobisty). Z mierzeniem i ważeniem było gorzej, bo trzeba było wykonać jakąś aktywność, ale się przemogłam pierwszego dnia. Uznałam, że ok, robię to, podchodzę do tego poważnie, chcą te pomiary to dostaną! Waga jak widać „pięknie” idzie w górę, dzięki czemu aplikacja mi mówi, że mam nadwagę. Ale ja się z nią kłócę i kłócę się z tą babą zaklętą w telefonie i mówię jej: „weź się zamknij, to są mięśnie!”
Oczywiście nie robię pomiarów codziennie, bo tak mnie nie porąbało. Drugi pomiar zrobiłam po około 10 dniach, tak z czystej ciekawości, aby zaktualizować dane. Ku mojemu zdziwieniu, obwód talii spadł o 6 cm. Trochę mnie to zszokowało, a w zasadzie to trochę bardzo, bo nie spodziewałam się, że jakiekolwiek efekty tutaj będą. Centymetry sukcesywnie spadały, tzn. widać spadek przy każdym pomiarze, oprócz tego poświątecznego. Tak, specjalnie zmierzyłam się przed świętami i po, żeby wiedzieć, że dopchałam żarciem dwa centymetry – ot taki eksperyment.

Jak już wspomniałam, nie spodziewałam się żadnych efektów. W zasadzie to nawet nie spodziewałam się, że dojadę z tym tak daleko, a tym bardziej, że dojadę do końca programu. A już w ogóle bym się nie spodziewała, że planuję niebawem ruszyć ze średnio – zaawansowanym trybem.
A jaki jest najlepszy efekt w tym wszystkim? A no taki, że każdego dnia chciało mi się wstać i zacząć dzień od ćwiczeń. Serio, odwaliło mi totalnie. W dni wolne od pracy mogłam spać dłużej, ale stwierdzałam, że ej, mam ochotę już wstać, bo bym sobie poćwiczyła. Albo „ooo, ciekawe jaki dziś będzie program?” (tak, one się zmieniają, nie mamy codziennie tego samego!) I taka ciekawość, energia i chęć ruszenia się wyciągała mnie z łóżka. I to było na tyle fajne, że chcę jeszcze. I na tyle przyjemne, że pomyślałam, że hej, powiem Wam o tym, że tu takie super coś jest. I z absolutnie czystym sumieniem mogę Wam polecić aplikację. Zwłaszcza, że jest bezpłatna, a ilość reklam jakie tam wyskakują nawet nie jest zbyt irytująca. Zatem złaźcie z kanapy i ruszcie tyłki! Pandemia jest dobrym czasem na aktywność fizyczną!
Zalety:
– fajne ćwiczenia
– animacja przy ćwiczeniu
– opis ćwiczeń
– linki do filmików instruktażowych
– kalendarz „przećwiczonych” dni
– trzy poziomy trudności
– możliwość zbudowania własnego programu
– ćwiczenia bez sprzętu
– stopniowanie ćwiczeń
– darmowa
Wady:
– reklamy (w wersji bezpłatnej)
– „kaleczenie” języków
Dobry program dla tych co chcą coś z sobą zrobić. Po zestawie 30 dni dla początkujących nie zmieniłem talli choć zgubiłem 1kg wagi bez używania diety.
Brawo! To prawda, program świetny, co jakiś czas do niego wracam, bo zwyczajnie te ćwiczenia sprawiają mi frajdę 😉
Polecam