Mały Książę – Antoine de Saint-Exupéry
Mały Książę. Książka do której się wraca. Niejednokrotnie do niej wracałam. I z pewnością nie raz jeszcze wrócę. Niezależnie od wieku jest ona godna przeczytania. Wiadomo, w innych warunkach, po innych doświadczeniach, możemy odebrać ją inaczej. Lektura ta, dorasta wraz z nami.
Przede mną leży teraz egzemplarz wydany przez wydawnictwo Algo w 1995 roku. Z przodu widnieje dedykacja. Koślawe, dziecięce pismo. Nagryzmolone piórem, bo wtedy jeszcze długopisy nie zdominowały i nie zepsuły doszczętnie świata liter, tworząc ze wszystkich pseudodysgrafów. „Na pamiątkę ósmych urodzin z życzenia dla Agnieszki od Ani ******** z I B” Dostałam ją w 97 i wtedy też pierwszy raz ją przeczytałam. Ogólnie nienawidzę wręczania książek pogryzdanych dedykacjami komuś, kto z daną lekturą nie ma żadnego związku. Nie cierpię też dedykacji, które tak naprawdę niczego nie wnoszą, są bezwartościowe. Tak tą lubię. A może tylko wydaje mi się, że lubię, bo mam sentyment do tej książki i cenię ją tak bardzo, że nawet wpis z pierwszej strony mi nie przeszkadza? Może tak być…
Chłopiec latający od planety do planety. Gadający z zamieszkującymi je osobami. Opowiadający o róży, wulkanach i zachodach słońca, które towarzyszą mu gdy jest „u siebie”. Do tego strasznie ciekawski i upierdliwy. Około 80 stron. W dodatku z rysunkami i dość dużą czcionką. Brzmi beznadziejnie. Gdyby ktoś w ten sposób opisał mi książkę, w życiu bym po nią nie sięgnęła.
Na szczęście nikt mi o niej nie mówił. I nim usłyszałam cokolwiek, zaczęłam czytać . Teraz chciałam zobaczyć, co jest napisane z tyłu, na okładce. Chciałam wiedzieć, czy gdybym 15 lat temu zaczęła od niej, to moja przygoda z Małym Księciem nigdy by się nie odbyła. Ale widzę, że odbyłaby się i tak. Mało tego, bardzo prawdopodobne, że tam właśnie, na tyle książki, się ona rozpoczęła. Gdyż jak się okazuje, książka ma dwa przody, tzn. okładka z obu stron jest identyczna. Czy to zabieg celowy? Miał nadać książce tajemniczości? Miał sprawić, by potencjalny czytelnik nie przygotowywał się, nie nastawiał się w określony sposób do lektury? Aby podchodząc do niej, nie miał żadnych oczekiwań, tylko po prostu chwycił ją i z miejsca, zaczął czytać? Bardzo możliwe. W tym przypadku, sprawdza się świetnie.
Dlatego też, nie ma sensu tego przeciągać. Nie ma potrzeby pisać o tym, jaka ta książka jest wspaniała. Bo po prostu jest. A przynajmniej dla mnie. Od zawsze uważałam i przez lata się to nie zmieniło, że jest to książka, którą trzeba przeczytać. Nie, mówię teraz poważnie. TRZEBA! A najlepiej ją mieć gdzieś pod ręką, by zawsze móc do niej wrócić. W każdej chwili.