Adventure Time – Encyklopedia
Adventure Time – Encyklopedia to książka, która wręcz powala wyglądem. Twarda oprawa, okładka w kolorze brudnego brązu, stylizowana na jakieś stare, zakurzone tomiszcze. Na przedzie tytuł, grafiki postaci, a to wszystko przedstawione w sposób ozdobny, kontrastujący ze stonowaną kolorystyką okładki. Ten przód aż „żyje”, wylewa się. Jest wyrazisty, soczysty, piękny. Dawno nie widziałam tak pięknej okładki.
Tym bardziej boli fakt, że owa okładka jest trochę krzywa. Grzbiet jest trochę za mocno przesunięty do przodu, co sprawia, że napis znajdujący się na nim nie jest równo na środku, a logotyp wydawnictwa Studio JG, nachodzi delikatnie na przód okładki. Niby szczegół, ale trochę smutno się na to patrzy, zważywszy na to, że całość wykonana jest na tak wysokim poziomie.
A co mamy w środku? Jak już zaczęłam od wyglądu, to przy nim zostanę. Wnętrze jest równie piękne. Konsekwentnie stylizowane na encyklopedię. Do tego jakieś wstawki, powklejane niby wycinki, skrawki informacji. Graficznie prezentuje się to rewelacyjnie, zrobione jest z dbałością o szczegóły. Mamy tu nawet strzępki taśmy klejącej, użytej do przyklejenia kilku fragmentów. Wygląda to, jakby autor z premedytacją utworzył taką encyklopedię – wyklejankę. Następnie dorwała się do niej Marcelina, córka Hunsona Abadeera (który jest twórcą tego dzieła), a także Finn i Jake – główni bohaterowie Adventure Time. Cała trójka gryzda po owej encyklopedii, dodaje swoje dopiski i tym samym uatrakcyjnia zarówno treść jak i wygląd dzieła.
Jeśli chodzi o samą treść, nie jest to taka prawdziwa encyklopedia. Jest to pewnego rodzaju parodia uniwersum Adventure Time. Spisana niby przez Władcę Wszelkiego Zła, który to prześmiewa i nienawidzi niemal wszystko, co się w tym świecie znajduje. Już same tytuły rozdziałów sugerują nam, że Abadeer nie cierpi mieszkańców krainy Ooo i ma chęć ich wszystkich zniszczyć. Dzięki temu narracja jest intrygująca a jego opowieść o poszczególnych bohaterach potrafi nieźle rozbawić.
Na początku mamy opisy „główniejszych” bohaterów, więc są one dłuższe, dokładniejsze. Do tego okraszone mnóstwem obrazków, grafik. Z jednego wykresu możemy się dowiedzieć, że Finn składa się z 1% obmierzłej osobowości, 1% zuchwałej głupoty, 1% pozornej zdolności szybkiego myślenia a także 97% idiotycznej czapki. Autor rozprawia się z postaciami wytykając im najróżniejsze błędy, czepiając się wszystkiego po kolei. Obśmiewa, nie pozostawiając na nich suchej nitki.
Ma to swój urok. W kolejnym dziale pisze on o mniej istotnych osobnikach. Zatem treści też jest tu mniej. Spora część postaci posiada zdjęcia, niestety, nie wszystkie. Było kilka takich, których nie pamiętałam ani z serialu, ani z komiksu, więc żałowałam, że nie są tu przedstawieni graficznie, bym mogła sobie przypomnieć kto to. Czasem opis mi nie wystarczał, zwłaszcza, ze zdarzały się takie, które nie wiele wnosiły.
Kolejne działy są już mniej istotne, krótsze i zdecydowanie mniej ciekawe. Mamy tam przewodnik turystyczny po królestwach, rebus, wesołą twórczość Lodowego Króla, instrukcję obsługi BMO czy też spis najnowszych zaklęć. Sporo krótkich, zbyt wiele nie wnoszących rzeczy. Mimo wszystko, w dalszym ciągu utrzymanych w tym dziwacznym, absurdalnym klimacie. Nadal zabawnych. Cały czas prześmiewających.
Martin Olson, znany dzięki Encyklopedii Piekieł całkiem nieźle wszedł w rolę Hunsona Abadeera, udając, że to on jest twórcą tego dzieła. Olson, jako Abadeer sprawdza się całkiem nieźle. Jego humor, pogarda dla wszystkiego co słodkie, miłe i przyjemne, a także nienawiść do większości istot, aż wypływa z tej książki. Bardzo dobrze napisana (i dobrze przetłumaczona – co jest tu niezwykle istotnym czynnikiem). Idealnie wpisuje się w chore uniwersum Adventure Time.
Myślę, że tę pozycję warto mieć na półce. Chociażby po to, by móc przypomnieć sobie kim jest jakaś tam drugoplanowa postać, gdy powróci ona w nowym odcinku serialu. Warto ją mieć również dlatego, że zwyczajnie jest piękna i szkoda byłoby jej nie mieć. Aczkolwiek myślę, że zagorzali fani, którzy nie przyjmują krytyki uwielbianych przez siebie rzeczy, mogą obrazić się na autora i nie mieć ochoty na lekturę. Pytanie tylko, czy ktoś z takim podejściem, bez dystansu do rzeczywistości, może w ogóle uchodzić za fana Adventure Time? Szczerze w to wątpię. To nie jest normalny świat. I ta pozycja po raz kolejny nas w tym utwierdza.
Za książkę dziękuję wydawnictwu:
