Smerfy Hazardziści
Smurfy Hazardziści to komiks, który zaintrygował mnie od samego początku. Czym? Chociażby samym tytułem, a co za tym idzie: tematyką. Byłam zaskoczona, że ktoś zadał sobie trud, aby stworzyć komiks o uzależnieniu behawioralnym jakim jest hazard. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że w roli głównej występują przesympatyczne Smerfy, a odbiorcami są… dzieci.
Na okładce znajdują się dwa szczęśliwe Smerfy, grające w karty. Stawką są orzechy. Ale na stole leży coś jeszcze: gacie ich kumpla, któremu szczęście nie dopisało, przegrał je, a teraz odchodzi smutny, zażenowany i przyodziany w drewnianą beczkę. Co raz bardziej zastanawiałam się, kto wpadł na pomysł stworzenia czegoś takiego.
Długo zastanawiać się nie musiałam, bo już na pierwszej stronie dowiadujemy się, że scenariusz stworzyli: Luc Parthoens i Thierry Culliford. To oni byli pomysłodawcami tej chorej (jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka) historyjki o niebieskich stworzonkach. Jednakże gdy już zagłębimy się w historię, całość zaczyna mieć sens. Smerfiki podpatrzyły to co robią ludzie i zaczęły je naśladować. Linia między zabawą a uzależnieniem okazała się bardzo cieniutka i sporo mieszkańców wioski wpadło w nałóg. Komiks w sposób dobitny i humorystyczny ukazuje zagrożenia jakie niesie ze sobą hazard. Autorzy za pomocą tych przemiłych postaci, uświadamiają dzieci, że coś co wydawało się świetną rozrywką, może okazać się śmiertelnym niebezpieczeństwem. Choć tematyka i taki obrót wydarzeń w dalszym ciągu nie przestaje mnie dziwić, to uważam, że historia opowiedziana jest w sposób spójny, przystępny i nawet wciągający. Z ciekawością przewracałam stronę za stroną.
Tym bardziej, że na każdej znajdowały się bardzo przyjemne rysunki. Ludo Borecki stanął na wysokości zadania, tworząc tę smerfastyczną grafikę. Co prawda niekiedy mam wrażenie, że mimika postaci jest nieadekwatna do przedstawionych treści, ale przymknęłam na to oko. A zlekceważyć tę niewielką wadę było mi łatwo, dzięki robocie jaką wykonała Nine Culliford. To ona jest odpowiedzialna za kolory w tej publikacji. A kolory są tak wyraziste, tak żywe i intensywne, że aż miło popatrzeć. Nawet jeśli się patrzy na coś, co nie do końca jest spójne z naszym wyobrażeniem.
Muszę przyznać, że bardzo fajnie było mi zrobić kolejny powrót do przeszłości, znów cofnąć się w czasie. Lubię tak wracać, wspominać. Niesamowite jest to, że to co cieszyło mnie dawniej, w dalszym ciągu sprawia mi radość. Zawsze uwielbiałam Smerfy, dlatego też z chęcią przerzucałam stronę za stroną, czytając o uzależnionych Smerfikach. Myślę, że to też zasługa wydawcy, bo co jak co, ale Egmont wypuszcza w świat naprawdę dobre komiksy. Trzymają poziom i robią to, co robić powinny: cieszą. Tak było i tym razem.
Za komiks dziękuję wydawnictwu: