Zacznij od siły. Kultowy poradnik treningu ze sztangą – Mark Rippetoe, Stef Bradford
Zacznij od siły. Kultowy poradnik treningu ze sztangą to książka autorstwa Marka Rippetoe. Znaczy się tak sugeruje nam okładka. Natomiast gdy zerkniemy do środka, na stronie tytułowej możemy przeczytać, już trochę mniejszym drukiem „oraz Stef Bradford”. Nie wiem dlaczego Stef została tak ukryta. Może dlatego, że jest kobietą i jej nazwisko mogłoby negatywnie wpłynąć na wizerunek tej „męskiej książki”?
Pewnie nie przyczepiałabym się do tego, gdyby nie fakt, że w kilku momentach, podczas lektury zostałam zirytowana. Wkurzyło mnie to, że autor/ autorzy zwracają się do czytelnika w sposób świadczący o tym, że zakładają iż z pewnością jest on facetem. Dlatego też przyszło mi do głowy, że „ukrywanie autorki” jest po to, by książka prezentowała się jeszcze bardziej na męską, ociekającą testosteronem. Nie wiem czy taki był zamysł, czy to tylko przypadek, niemniej ów fakt na treść za bardzo nie wpływa. A skoro nie wpływa, to po co o nim piszę? No cóż, nie lubię przedstawiać niczego w samych superlatywach, bo wygląda to dość podejrzanie. Zawsze staram się doszukać minusów i czegoś, co mi się nie podoba. Póki co jest to jedyna rzecz jaka mi się rzuciła w oczy. Została wymieniona, więc teraz oficjalnie mogę już przejść do słodzenia.
Zacznij od siły jest takim trochę błędnym kołem. Jej treść uczy nas tego, jak tytułową siłę posiąść. Z kolei bez siły będzie nam ją ciężko przeczytać. I nie mam tu na myśli tego, że jest pisana w sposób nie przystępny – bo nie jest. Chodzi o to, że to jest wielkie bydle. Niemal 400 stron i to na solidnym, dobrym jakościowo papierze. Format A4. Grube to i waży tyle, że do czytania w łóżku na dobranoc niezbyt się nadaje. Istnieje niebezpieczeństwo, że gdy przyśniemy po męczącym, pełnym wrażeń dniu, to książka spadnie nam na głowę i nas zabije. Dlatego też zalecam tu czytanie w pozycji pół siedzącej lub najlepiej siedzącej, „szkolnej” przy stole/biurku itp. No i właśnie wytłumaczyłam Wam dlaczego tak długo zajęła mi lektura. Najczęściej czytam w łóżku, a w ostatnim czasie najwięcej czytałam poza domem. To nie jest pozycja, którą miałam ochotę nosić ze sobą na wycieczki, bo te wycieczki szybko by się skończyły. Szkoda sił. Siłę lepiej pozostawić na ćwiczenia, których autorzy nas uczą.
Wbrew temu co mogłoby się wydawać, nie ma tu ogromu ćwiczeń. Tych jest kilka, za to jest tu ogrom wiedzy. Nie spodziewałam się, że ktoś może opisać tak dokładnie i rzeczowo ćwiczenia, które pozornie każdy z nas zna. Zna, ale czy, aby na pewno wykonuje je poprawnie? No i tu pojawia się ta wątpliwość. Rozdział poświęcony tylko i wyłącznie przysiadowi, zawiera tu kilkadziesiąt stron. W podrozdziałach są informacje dotyczące między innymi ruchu człowieka, głębokości przysiadu, najczęstszych problemów i rozwiązań, wyposażenia, porad… a to i tak nie wszystko. Niby mały, głupi i banalny przysiadzik, a został on tu tak opisany, rozłożony na czynniki pierwsze, że można tylko zapłakać gdy się uświadomi, jak bardzo robi się go źle. A następnie przeczytać wszystko i wprowadzić zawarte tu rady w życie.
Myślę, że z tym problemu nie będzie, bo opisy są tu dokładne. Poza nimi mamy też czarno – białe zdjęcia obrazujące ćwiczenia. A do tego rysunki, szkice, które pokazują nam i tłumaczą ruch człowieka. Tłumaczenia i opisy są tak obszerne, że trzeba by się bardzo postarać, by ich nie zrozumieć. Albo zwyczajnie trzeba bardzo nie chcieć ich rozumieć, a co za tym idzie, nie nauczyć się prawidłowego przysiadu.
Oczywiście książka nie dotyczy wyłącznie przysiadów. Podobnie rozwinięte działy mamy także na temat wyciskania sztangi stojąc, leżąc, martwego ciągu, i zarzutu siłowego. Czyli w sumie pięć podstawowych ćwiczeń. Do tego osobny rozdział z ćwiczeniami pomocniczymi i ogólnie o sile. Ilość przydatnych wiadomości, wskazówek, porad jest tak wielka, że nic dziwnego, że ta książka tyle waży. Jest przeładowana wiedzą, ale co najważniejsze, napisana w sposób przystępny, zrozumiały i zachęcający do tego, by wstać z kanapy i ruszyć na siłownię.
Całość zamyka tajemniczo brzmiące „Programowanie”. W nim zawiera się nauka ruchów, odżywianie i waga ciała, wyposażenie, ból mięśni i kontuzje a także trening dla dzieci. Ten rozdzialik choć brzmi obszernie, jest stosunkowo niedługi, około trzydziestu stron. Widać, że autorzy więcej uwagi poświęcili temu jak prawidłowo wykonywać dane ćwiczenia. I dobrze, bo właśnie tego oczekiwałam od tej księgi. Ale są tu też inne rzeczy, których w ogóle się nie spodziewałam, jak na przykład: plan budowy klatki treningowej!
Zacznij od siły. Kultowy poradnik treningu ze sztangą wydaje mi się być pozycją rzetelną, fachową i godną polecenia. Widać, że autorzy znają się na rzeczy i dobrze przekazują swoją wiedzę. Zwracają uwagę na rzeczy istotne, by nikt podczas ćwiczeń nie zaznał kontuzji. Dokładnie tłumaczą jak istotna jest rozgrzewka, którą tak wielu lekceważy. Najbardziej w pamięci utkwiło mi zdanie, które to zostało wytłuszczone w książce: „jeśli nie masz czasu na wykonanie porządnej rozgrzewki, to nie masz też czasu na to, by w ogóle brać się za podnoszenie ciężarów.” Wzięłam sobie te słowa do serca, bo wiem jak wiele osób lekceważy rozgrzewkę (ze mną na czele). Wiem też, że wydawnictwo Galaktyka wypuściło świetny poradnik, z piękną, prostą, nieprzekombinowaną okładką. Okładka jak widzicie zachęca do sięgnięcia po lekturę, a ja Wam jeszcze dopowiem, że zawarta tam treść także. Chwytajcie, bo warto. Czytajcie i ćwiczcie, byle bezpiecznie, z rozgrzewką, z głową.
Za książkę dziękuję wydawnictwu:
