Wyklęci – Olga Haber

„Wyklęci” to już drugi horror napisany przez Olgę Haber. W tym gatunku debiutowała w zeszłym roku książką „Oni”, która również ukazała się nakładem wydawnictwa Videograf. Jednakże prawdziwy debiut autorki miał miejsce gdzie indziej. Katarzyna Misiołek, gdyż takie jest jej prawdziwe nazwisko, dała się poznać światu za sprawą literatury kobiecej, powieści „Niekochana”.

Jak dotąd nie miałam styczności z twórczością Olgi. „Oni”, choć kusili, jakoś nigdy nie trafili do mych rąk. „Wyklęci” kusili równie mocno, więc w końcu się przełamałam, postanowiłam przeczytać. Jednakże muszę przyznać, że obawiałam się tej książki. W głowie krążyły mi takie myśli, że powieści te będą słabe, za delikatne dla mnie, może nawet nudne. Takie jakieś chore podejście. No, bo przecież jak ktoś stworzył babskie czytadełko, to jak może napisać dobry horror? Nic bardziej mylnego.

„Wyklęci” rozpoczynają się jak kryminał. I w zasadzie bardzo długo trwają w tym kryminalnym klimacie. Różnorodne morderstwa, intrygi, praca policji. Standardowy kryminał, thriller. A może nie standardowy, bo bardzo dobry, wciągający od pierwszych stron. Dopiero po dłuższym czasie, dochodzą tajemnicze, nadprzyrodzone elementy, charakterystyczne dla horroru. Ta przemiana w żadnym wypadku nie wpływa na jakość lektury. Całość jest spójna, a ta mieszanka gatunkowa jest sporządzona w idealnych proporcjach. Jak widać Haber zna bardzo dobry przepis, na podstawie którego stworzyła niebanalną książkę.

Nie tylko mieszanka gatunkowa tu występuje. W powieści również znalazło się miejsce na miks, miks wątków. Po serii morderstw policjanci, a zarazem główni bohaterowie, nie zajmują się wyłącznie morderstwami. Oczywiście, w dużej mierze są zaangażowani w swoją pracę i szukanie sprawcy, jednakże autorka na tym nie poprzestaje. Daje im szansę na relaks, życie prywatne. Dzięki temu możemy bardziej poznać bohaterów, polubić ich bądź też nie. Antyklerykalizm bijący od głównej bohaterki, sposób jej wypowiedzi i dyskusje ze współpracownikami, od samego początku sprawiły, że podkomisarz Sowa stała mi się bardzo bliska. Świetnie wykreowana postać, wyrazista, dla mnie bardzo przekonywująca. Dzięki temu utożsamiałam się z nią, co pozwoliło na przeżywanie całej akcji i mnóstwa emocji wraz z nią.

Jednakże autorka na tym nie poprzestaje. Zapoznaje nas także z innymi bohaterami, nie tylko głównymi. Postacie na pozór mało znaczące, czyli takie, które pojawiają się w powieści wyłącznie po to żeby zginąć, również nie są nam obce. Nie są one bezbarwne, płaskie. Każda z nich, wnosi coś swoją osobą. Nawet po krótkim opisie, możemy wyrobić sobie zdanie na jej temat. Czasem co prawda bardzo powierzchowne i stereotypowe, jednakże wystarczające, aby smucić się lub cieszyć z jej śmierci.

A śmierci trochę tu jest. Pojawiają się morderstwa, samobójstwa, a nawet kanibalizm się trafił. Krótko mówiąc: ludzie ginął. Na szczęście umierają na różne sposoby, więc czytelnik się nie nudzi. Ładne, konkretne, obrazowe opisy zgonów. Nie są za ostre, gdyż to nie gore, ale według mnie, wystarczające jak na potrzeby tego typu książki. Odpowiednie do thrillero- kryminało- horroru, gdyż tak ową powieść klasyfikuję w swej głowie.

„Wyklęci” są napisani lekkim, potocznym językiem. Nie trzeba się gimnastykować i główkować nad sensem udziwnionych na siłę zdań, co w niektórych książkach się zdarza. Akcja umieszczona jest w Polskich, dobrze nam znanych realiach, co bardzo ułatwia odbiór. Nie brakuje tu też licznych nawiązań do popkultury. Jednakże najbardziej urzekły mnie wzmianki dotyczące Amerykańskich seriali. W dodatku seriali, które uwielbiam. Każde takie wspomnienie traktowałam jako osobisty ukłon w moją stronę, stronę serialomaniaka, i z uśmiechem czytałam dalej.

„Wyklęci” to idealna literatura do zabrania w podróż czy do czytania późnym wieczorem, gdy już prawie zasypiamy i nie jesteśmy w stanie skupić się i przyswoić czegoś bardzo ambitnego. Tego typu powieść nie musi być ambitna. Przede wszystkim ma dawać rozrywkę, sprawiać by czytelnik dobrze się bawił. Aby odczuwał emocje wraz z bohaterami, przeżywał i nie chciał za szybko wracać do rzeczywistości. Tak właśnie było w moim przypadku. Tak było, gdy zetknęłam się z Wyklętymi. Dlatego też tym bardziej wstyd mi się przyznać do tego, co sobie myślałam zanim sięgnęłam po lekturę. Całe szczęście, że przezwyciężyłam ten absurdalny niepokój i postanowiłam dać szansę Oldze i przekonać się, jak jest naprawdę. Nie żałuję!

Recenzja ukazała się wcześniej na portalu Kostnica.com.pl