Scream Queens

Scream Queens to serial, który w moim podsumowaniu, uznałam za najlepszy z 2015 roku. Znaczy się najlepszy z tych seriali, które widziałam. Zdania nie zmieniłam, w dalszym ciągu jaram się tym odkryciem i polecam na lewo i prawo, choć jak się okazuje, nie wiele osób podziela mój entuzjazm względem tej produkcji.

Ryan Murphy i Brad Falchuk to duet, który jest odpowiedzialny za serię American Horror Story. Seria bardzo popularna, znana, w dużej mierze lubiana i oglądana nawet przez tych, którzy do końca nie są przekonani do takiej formy, a nawet przez okazjonalnych oglądaczy horrorów. Kilka lat wcześniej ukazał się serial Glee, w którego tworzeniu pomógł im Ian Brennan. Glee z kolei, to taka trochę sielanka – śpiewanka muzyczna, młodzieżowa, której akcja rozgrywa się w szkole – idealnym miejscu na konflikty i masę problemów.

Scream Queens to także twór tych trzech panów. Trójcy rozpoznawalnej, charakterystycznej i mającej za sobą sporo sukcesów. Scream Queens to w pewnym sensie wypadkowa poprzednich dzieł: AHS i Glee. Łączy w sobie horror z komedią. I to jest właśnie połączenie, które uwielbiam. Pozornie niemożliwe do zrealizowania połączenie skrajnych gatunków, które wspaniale współgrają.

Odchodząc trochę od ich twórczości, patrząc na inne produkcje, powiedziałabym, że dla mnie jest to hybryda filmu Scream i serialu Gossip Girl. Mamy tu do czynienia ze slasherem, który już nawet tytułem nawiązuje do Krzyku Wesa Cravena. Do tego grupka egoistycznych, młodych ludzi, dla których najważniejsza jest dobra zabawa, kasa i to jak wypadną w towarzystwie. Według mnie ta mieszanka ma idealne proporcje, dzięki czemu bawiłam się świetnie i wciągnęłam się już od pierwszej sceny.

scream-queens

Akcja rozgrywa się w kampusie bractwa Kappa Kappa Tau, którego przewodniczącą jest Chanel Oberlin. Emma Roberts odgrywająca tę rolę jest fenomenalna. Główna bohaterka jest arogancką, wredną suką, tak doskonałą, tak cudowną w swym okropieństwie, że poważnie zaczęłam się zastanawiać czy Roberts w ogóle musi grać czy taka jest na co dzień. Nie wyobrażam sobie, aby kto inny mógł otrzymać tę rolę.

Dziewczyny z bractwa mieszkają razem, imprezują, pomiatają swoją służącą i bez przerwy są poniżane przez Chanel. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy pojawiają się ofiary, zabijane przez tajemniczego Czerwonego Diabła. I w zasadzie to jest cała fabuła. Red Devil wprowadza niezły zamęt, jego morderstwa są co raz ciekawsze, a nawiązania do produkcji uznawanych już za kultowe, są dodatkowym smaczkiem dla koneserów. Osoby odpowiedzialne za scenografię nie próżnowały, bowiem możemy ujrzeć labirynt jak z filmu Lśnienie, co jest miłym akcentem i ukłonem w stronę fanów Kinga. Świetnym pomysłem było odegranie słynnej sceny prysznicowej z Psychozy Hitchcocka. Janet Leigh zagrała ją w 1960 roku. 55 lat później, „powtórzyła” ją jej córka: Jamie Lee Curtis, która w roli dziekan Munsch także wypada obłędnie.

W zasadzie to do obsady nie można się przyczepić. Bohaterowie są wyraziści i nawet jeśli jacyś nie przypadli mi do gustu, są irytujący, to mają „swoje momenty”. Na uznanie z pewnością zasługuje Lea Michele (Glee), grająca tutaj Hester Ulrich – dziewczynę z metalowym stabilizatorem szyi. Nie muszę chyba dodawać, że w związku z powyższym jest ofiarą drwin od samego początku.

Z aktorką Billie Lourd zetknęłam się po raz pierwszy. Fani Gwiezdnych Wojen mogą kojarzyć ją z Przebudzenia Mocy. Jednakże dla mnie już na zawsze pozostanie Chanel #3. Zakochałam się w jej głosie. Ale jej głos jest niczym, w porównaniu do tego w jak cudowną postać musiała się wcielić, co zrobiła po mistrzowsku. Wyprana z emocji, nieco apatyczna, z ciekawą historią. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z lepszych postaci.

Wraz z nią na podium spokojnie można postawić Niecy Nash. Jako Denise Hemphill, jest stereotypową Murzynką, nie wiedzieć czemu pracującą w ochronie. Sposób mówienia, gestykulacja czy absurdy jakie wygaduje tworzą postać idealną, dzięki której żadna scena z jej udziałem nie może być nudna. Bohaterka tak barwna, że aż się prosi, żeby zrobić jakiś spin off serialu, poświęcony w całości jej osobie.

Jeśli poszukujecie ambitnej produkcji, to zdecydowanie nie jest serial dla Was. Jeśli nie macie zrytego poczucia humoru, nie macie tu czego szukać. Dla mnie jest to serial idealny, gdyż czasem lubię się ogłupić. Wbrew temu co może się wydawać, nie jest to całkowity i bezmyślny ogłupiacz, choć niekiedy żarty są na naprawdę niskim, aczkolwiek dla mnie satysfakcjonującym, poziomie.

Scream Queens to pastisz. Przerysowana, absurdalna, niekiedy wręcz kiczowata produkcja. Niemoralne zachowania, egoistyczni, zapatrzeni w siebie bohaterowie, antyspołeczne osobowości. Występuje tu cała masa zaburzeń. Jest tego tyle, że aż miło popatrzeć, poobserwować i co najważniejsze: pośmiać się. Nie wiele jest produkcji, które tak perfekcyjnie trafiają w moje poczucie humoru. Scream Queens wpasowało się idealnie, dlatego też cieszy mnie fakt, że planowany jest drugi sezon, który rozpocznie się już za kilka dni. Oby był tak dobry, jak ten pierwszy.

EDIT:

KKT

Jeśli ktoś by chciał taką super koszulkę Kappa Kappa Tau, to polecam odwiedzić sklep Spooky Stuff <3