Ostatni sprawiedliwy – Irena Matuszkiewicz
Wygrałam tę książkę – już nawet nie pamiętam gdzie. Kryminały nie są czymś, co pochłaniam namiętnie. Właściwie, rzadko je czytam. Tzn. tak jak teraz – gdy wpadną mi w ręce. Pozycja nie gruba. Czcionka dość duża. „Książka na jeden wieczór” – myślę sobie. Postanowiłam przeczytać.
Nie, nie była na jeden wieczór. Była na kilka. Dałoby się szybciej, ale było to niezwykle męczące. Odłożyłabym ją, ale w ciąż łudziłam się, że dalej będzie lepiej. Dzień w dzień, postanawiałam, że dam jej jeszcze jedną szansę. Pozwolę owej lekturze się wykazać. A nuż mnie czymś zaskoczy?
Nie zaskoczyła. Wynudziła. Zirytowała.
Chciałabym powiedzieć o czym jest, niestety (na szczęście?) – nie pamiętam. Ktoś tam zaginął. Kogoś zabili. Ktoś był podejrzany. Kogoś odnaleźli. Kryminał, typowy kryminał jak sądzę.
Jednak ilość imion była przytłaczająca. Imion, które na dobrą sprawę nie miały znaczenia dla fabuły. Imion, które naprawdę, można było pominąć. Nie zaskoczyłoby mnie chyba nawet, gdyby autorka z rozpędu dodała też swoje drzewo genealogiczne z dokładnym opisem. Opisem kto co robi, po co, dlaczego, z kim, a może z czym. I oczywiście z imionami. Dużą ilością imion. Bo im więcej, tym lepiej. Nie wiem skąd taki pogląd, ale dzięki niemu już nawet nie wiem jak nazywała się główna bohaterka. A czytania o jakichś Cieplakach mam serdecznie dość.
I właśnie ta ilość imion przytłoczyła i zirytowała mnie do tego stopnia, że cała reszta przestała mieć znaczenie. Pamiętam jakieś skrawki wydarzeń. W dodatku skrawki, które nie były na tyle pasjonujące, aby chcieć je zapamiętać na dłużej.
Może to kwestia nastawienia. Może po prostu nie nadaję się do czytania kryminałów. Ale zdecydowanie jestem na „nie” w tym momencie.
A do kryminałów wrócę, aby przekonać się, czy wszystkie są tak tragiczne. Ale za jakiś czas, bo póki co, skutecznie zostałam zniechęcona do tego gatunku.
Teraz tak sobie myślę… Może to przez 13 piątek ? Może każdy inny dzień pozwoliłby mi się cieszyć tą lekturą ? 😛