Nawyk samodyscypliny – Neil Fiore
„Co za idiotyczna okładka” – pomyślałam, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Znaczy się wizualnie, piękna. Prosta, przejrzysta. Ogólnie białe okładki przyciągają wzrok. Szczególnie te „ubogie”, że się tak wyrażę. Te puste, nie napstrzone mnóstwem dziwnych rzeczy. Ta właśnie jest taka prosta. Ale idiotyczna. Przyjrzałam się dokładniej. I muszę przyznać, że trochę czasu mi zajęło, nim rozszyfrowałam o co chodzi. Bo z daleka, od razu widać kij baseballowy. Do nawyku samodyscypliny pasuje jak ulał. Ale z bliska zupełnie nie widać tej charakterystycznej struktury drewna. „Przecież to marchewka, do cholery!” – Wykrzyknęłam, gdy w końcu udało mi się to dostrzec. No przecież… Metoda kija i marchewki… Karanie i nagradzanie. No geniusz, po prostu geniusz wymyślił okładkę. Teraz nie mogę oderwać od niej wzroku i wyjść z podziwu…
Odnośnie treści. Zaczyna się od tego, dlaczego odkładamy jakieś działania. Jak się w związku z tym czujemy. I czytając, czułam się źle. Bo właśnie czytałam, gdy miałam milion innych rzeczy do zrobienia. Zamiast się wziąć do roboty, wmawiałam sobie, że muszę najpierw przeczytać tę książkę, bo ona mi pomoże się za owe rzeczy zabrać. Może by to działało, gdyby nie to, że moja motywacja naprawdę szwankuję. Teraz nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć wszystkich wymienionych tam technik, bo ich nie stosowałam. A nie stosowałam, bo moja motywacja była za słaba, by wyegzekwować ode mnie stosowanie jej.
Ale jedną metodę pamiętam bardzo dobrze! Nawet udaje mi się ją wprowadzać w życie. Pewnie dlatego, że na koniec jest nagroda. Chodzi o to, że zaczynamy, że tak powiem, od dupy strony. Wymyślamy najpierw nagrodę, którą otrzymamy, jak uda nam się wykonać zadanie. Może to być jakaś rzecz, czynność, cokolwiek. Ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia. Żeby nagrodę otrzymać, trzeba wykonać zadanie. Zadaniem jest to, co mamy akurat do zrobienia. Nauczenie się czegoś, posprzątanie, załatwienie jakiejś sprawy. Z reguły coś, co doskonale wiemy, że powinniśmy zrobić, ale strasznie nam się nie chce. I co ciekawe, nie nagradzamy wykonania całego zadania, tylko wykonywanie go przez określony czas. Kilkanaście minut robienia tego z pełnym zaangażowaniem, nie przerwanie. I gdy czas się skończy, możemy się nagrodzić. Gdy nam się nie uda, musimy rozpocząć od nowa. Co ciekawe, stosowałam tę metodę i gdy czas upłynął, wcale nie rzucałam się na nagrodę, tak, jak myślałam, że to będzie. Pracowałam dalej. Angażowałam się w zadanie na tyle, że nim się obejrzałam, minęło kilka godzin. Sposób ten jest genialny dla kogoś, kto tak jak ja, ma problem z rozpoczęciem jakiejś czynności. Jak już się zacznie, zaangażujesz się, dalej jest z górki!
Do tej recenzji też nie mogłam się zabrać. Ale postanowiłam, że wezmę się za pisanie tego i kilku innych rzeczy. No i tak piszę. I zaraz czas pisania się skończy, będzie nagroda. W sumie już się skończył. Idę czytać!