„Najlepszy kucharz świata” (The World’s Finest Chef)

Kuchnia+ Food Film Fest to jak dotąd jedyny w Polsce przegląd filmów o tematyce kulinarnej. W październiku tego roku, odbyła się już 4 edycja. Miała ona miejsce równocześnie w trzech miastach: Warszawie, Poznaniu oraz Gdyni. Byli tam widzowie spragnieni wrażeń i pragnący zaspokoić swoje wszystkie zmysły. Zmysł smaku, dotyku i węchu, podczas próbowania potraw, związanych tematycznie z prezentowanymi filmami. A także wzroku i słuchu, podczas oglądania smakowitych, kulinarnych produkcji. Festiwal daje możliwość obejrzenia kilkunastu niezwykłych dzieł. Jednym z nich był film: „Najlepszy kucharz świata” (The World’s Finest Chef).

Niestety nie miałam okazji uczestniczyć w festiwalu, na szczęście Kuchnia + umożliwia teraz zwykłym telewidzom obejrzenie owych filmów. Więc obejrzałam.

Jako, że dość niedawno kuchnia TV przekształciła się w kuchnię +, to zapewne musi mieć to jakieś plusy. I owszem, ma. Nie oglądam telewizji. Właściwie to nawet nie mam telewizora, musiałam pojechać do rodziny, żeby owy film zobaczyć. A nie oglądam między innymi dlatego, że okrutnie irytuje mnie lektor nagminnie wciskany i wyprowadzający z równowagi swoim dość często nie poprawnym tłumaczeniem. Kuchnia + ma u mnie olbrzymiego plusa za to, że dała opcję do wyboru. Na samym początku pojawiła się informacja, że możliwe jest wybranie opcji z lektorem lub z napisami. Brawo!

Rasmus Kofoed to duński, wybitny szef kuchni, którego odwiecznym marzeniem było zdobycie pierwszego miejsca w konkursie Bocuse d’Or. Drugie i trzecie miejsce udało mu się już zdobyć w poprzednich latach, jednak tym razem pragnie stanąć na samym szczycie podium. Jest to jego cel, który musi osiągnąć, aby zaznać spokój ducha. To obsesja, która towarzyszy mu już od 2003 roku. Jest zawzięty i zdeterminowany. Wraz ze swoim pomocnikiem, dzień w dzień rozwijają swe kulinarne umiejętności.

Ćwiczą, ćwiczą i ćwiczą. Na naszych oczach, ochach widzów. Widzimy jak przygotowują półfabrykaty, jak przyrządzają i dekorują wykwintne dania. Piękne zbliżenia na jedzenie, o którym w dużej mierze nawet nigdy nie słyszałam, sprawiają, że momentalnie się głodnieje. Oglądając, miałam ochotę polizać telewizor. Jednak nim to zrobiłam, kamera przeskakiwała w inne miejsce. A niestety przeskakiwała dość szybko. Momentami drżała, niczym w amatorskim filmiku kręconym telefonem komórkowym. Co oczywiście uważam za minus, mimo iż był to film dokumentalny i tego typu zabiegi nie powinny mnie dziwić.

Niespecjalnie też rozumiem czemu miały służyć wstawki Rasmusa jeżdżącego na deskorolce. Raz przyjechał na niej do kuchni, w porządku. Może reżyser chciał dodać trochę dynamizmu, pokazać, że szef kuchni poza gotowaniem czasem się rusza. Ale zupełnie nie pojmuję, po co mieliśmy patrzeć jak jeździ w skate parku i przez dobre dwie minuty kręci się po half pipie bez sensu, w tą i z powrotem? Czy to miało jakieś znaczenie dla fabuły? Wątpię.

Przez to film jest strasznie nie równy. Jakby pozlepiany. Kadry z deskorolką. Sceny biegania po kuchni. Piękne zbliżenia na potrawy. I to wszystko sklejone trochę bez ładu i składu. Tak o, żeby było. Z założeniem w stylu: „I tak wiadomo o co chodzi, więc można się do tego nie przykładać za bardzo”.

A bo faktycznie, wiadomo o co chodzi. Nie żeby to był jakiś spoiler, ale od samego początku wiadomo, że w końcu Duńczyk zdobędzie złoto. I nie mówię tego dlatego, że wiedziałam kto zwyciężył w zawodach, bo nie, nie wiedziałam. Właściwie to do wczoraj nie miałam nawet pojęcia o istnieniu Bocuse d’Or, mimo iż można to porównać do elitarnego Tour de France. Oglądając film od początku wiemy jakie będzie jego zakończenie. Dlatego tym bardziej jest on nudny. Niektóre fragmenty są dość ciekawe, ale dla tych fragmentów, to trochę jednak za mało, aby się filmem zachwycać. I jeśli dzieło trwające zaledwie 44 minuty, potrafi sprawić, że zastanawiam się ile jeszcze zostało do końca, to chyba nie świadczy o nim najlepiej. Aczkolwiek samego oglądania nie żałuję, bo nauczyłam się wielu ciekawych rzeczy. Jak na przykład: co to są żabnice.

Reżyser Rasmus Dinesen stworzył nie złe, choć niezbyt zachwycające dzieło. Ale wraz z głównym bohaterem i mistrzem sztuki kulinarnej jakim jest: Rasmus Kofoed, dokonał czegoś jeszcze. Zaintrygowali mnie i sprawili, że teraz zadaję sobie pytanie: Czy wszyscy w Danii mają na imię Rasmus ?