Christiane F. Życie mimo wszystko – Christiane V. Felscherinow, Sonja Vukovic

„Christiane F. życie mimo wszystko”, to książka wyczekiwana przeze mnie od lat. Myślę, że nie tylko ja miałam nadzieję przeczytać kiedyś o tym, jak potoczyły się losy słynnej narkomanki z Berlina. W końcu, po latach, mamy szansę się tego dowiedzieć . Za sprawą wydawnictwa Iskry druga część wpadła w moje ręce.

christiane

Pierwsze wrażenie? „O jeny, jaka wielka czcionka!” Nie wiem czy tak mi się tylko wydaje, ale rozmiar czcionki skojarzył mi się niemal z książeczkami dla dzieci. Duże, wyraźne litery. Ale dzięki temu bardzo dobrze się czyta i idealnie nadaje się na podróże, gdyż nawet w podskakującym na nierównej nawierzchni autobusie, da się spokojnie czytać. W środku znajdują się także zdjęcia. Porządny, śliski papier na którym wydrukowane zostały wyraziste fotografie z różnych okresów życia głównej bohaterki. Zdjęcia sprawiają, że książka jeszcze bardziej kojarzy się z jakąś dziecięcą czytanką. Jednakże treść, już nie wydaje się być tak beztroska i dziecinna.

Szczerze mówiąc, obawiałam się na początku tego, że zagubię się w lekturze, nie będę pamiętać co działo się, gdy główna bohaterka była młoda. Obawiałam się, że będę musiała odszukać w swojej biblioteczce „My dzieci z dworca Zoo”, aby zrozumieć o co chodzi w jej drugiej części. Na szczęście, nie było takiej potrzeby. Pierwszy rozdział napisała dziennikarka Sonja Vukovic. Jest on pewnego rodzaju wprowadzeniem, a także przypomnieniem najistotniejszych faktów sprzed ponad trzydziestu pięciu lat. Dzięki temu, książka ta może być czytana odrębnie, jako całość, a nie kontynuacja.

Christiane snuje opowieść na temat swojego życia. Już od pierwszych przeczytanych zdań, zrobiło mi się jej żal. Sprawia wrażenie osoby skrzywdzonej, cierpiącej a do tego bardzo wrażliwej, przez co z pewnością odczuwa ból jeszcze bardziej dotkliwie. Ktoś mógłby powiedzieć, że sama sobie na taki los zapracowała. Że to był jej wybór, gdyby nie zaczęła ćpać, teraz żyłaby inaczej. Niestety, nie zawsze wszystko jest tak proste jak się wydaje. To nie tylko nasze decyzje są kluczowe, jeśli chodzi o naszą przyszłość. Składa się na to znacznie więcej.

Czasem na przykład, coś dzieje się przez przypadek. Zdarzają się zbiegi okoliczności, niekiedy dość nieprawdopodobne. Jak chociażby fakt, że nagle, w domu narkomanki, pojawia się karton pełen heroiny, z którą ona nie ma i nie chce mieć nic wspólnego. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, to podobno przypadek. To tak, jakby chciała wyjść z nałogu, ale nie mogła. Jakby życie bez przerwy rzucało jej kłody pod nogi, czekając z utęsknieniem, aż w końcu się przewróci i już nie będzie w stanie się podnieść. Czytając, wydawało mi się, że tak właśnie jest. Że wszystkie możliwe kłopoty przydarzają się tylko i wyłącznie jej.

Oczywiście nie znaczy to, że całe życie Christiane to pasmo nieszczęść. Podróżowała, poznawała różne miejsca i osobistości. Czerpała z życia tyle, ile się da, czasem nawet na trzeźwo. Byli wśród niej ludzie, którzy troszczyli się o nią, pomagali jej. Jednak jak sama mówi: „Dzieciak to jedyna dobra rzecz, jaką zrobiłam w życiu”. I faktycznie, Phillip, jej syn, to osoba, o której wspomina najczęściej. Osoba w jej życiu najważniejsza, dla której postanowiła się zmienić. Z samej opowieści, ale także z emocji przelanych na papier można wywnioskować, że Christiane jest dobrą matką. A przynajmniej najlepszą, jaką może być. Stara się zapewnić dziecku to, czego sama nie miała w dzieciństwie. Historia ta jest pełna miłości i ciepła, które każdy z pewnością chciałby otrzymać od bliskiej osoby.

„Życie mimo wszystko” to pewnego rodzaju autobiografia. Treść wzbudza współczucie, litość, ale też podziw, dla autorki – bohaterki. Chłonie się ją szybko, z zaciekawieniem, z napięciem oczekując na kolejną stronę historii. Czyta się rewelacyjnie, choć panuje tam chaos. Wszystko ułożone jest tematycznie, niestety, chronologicznie jest to pomieszane, przez co można się pogubić. Jednakże ma to swoje zalety. Akcja jest bardzo dynamiczna, z kolei ów chaos, jest trochę jak ten, w którym Christiane żyje od lat.

Niektórzy twierdzą, że ta historia nie jest prawdą. Że książka została napisana, aby jeszcze więcej zarobić na sławie, jaką zyskała pierwsza część. Czy faktycznie tak jest? Nie wiem. Jednakże uważam, że nawet, jeśli opisane w niej życie nie jest prawdą, to i tak treść jest dobra. Porusza, intryguje. Ale to co najważniejsze – ukazuje, że nawet osoba uzależniona, ma uczucia i jest w stanie dzielić się nimi z innymi. Potrafi być opiekuńcza i choć czuje się źle, to stara się funkcjonować tak, aby inni poczuli się lepiej. Uzależnienie nie jest czymś, co sprawia, że człowiek jest mniej wartościowy. Każdy jest istotny, a to, że popełni w życiu kilka błędów, wcale nie znaczy, że nie zasługuje na kolejną szansę, aby mógł je naprawić.

Christiane, korzysta z leczenia substytucyjnego, dzięki czemu jest w stanie sobie radzić i żyć normalnie. Jak mówi idea programów redukcji szkód: „Godne życie można wieść nie tylko wtedy, gdy jest się wolnym od nałogów”. Co też udowodniła nam autorka, wydając ową książkę. Książkę, o której z pewnością będzie głośno. Ale czy tak głośno jak po wydaniu „My dzieci z dworca Zoo”? Nie sądzę.




Za książkę dziękuję wydawnictwu:

Wydawnictwo Iskry