Anima Vilis – Krzysztof T. Dąbrowski
Anima Vilis to z łaciny: nędzna dusza, podła istota. Brzmi ciekawie i intrygująco. Niestety, moje pierwsze wrażenie odnośnie tej książki, okazało się być mylne.
Krzysztof T. Dąbrowski napisał już kilka książek. Jedną z nich: „Naśmierciny”, miałam okazję już przeczytać. Nie byłam nią zachwycona, ale postanowiłam, że dam autorowi jeszcze jedną szansę. Może tym razem będzie lepiej? Chwyciłam Anima Vilis.
Na wstępie dowiadujemy się, że w książce znajdują się cztery opowiadania, które są ze sobą powiązane fabularnie. Było zalecenie, aby czytać je w takiej, a nie innej kolejności. Zastanawia mnie tylko, czy nie łatwiej było ustawić je jedno po drugim, a nie stresować czytelnika tym, że przeczyta w nieodpowiedniej kolejności? Jeśli mają one związek, to czy nie mogły być ułożone razem, a nie przeplatane innymi tekstami? Tym bardziej, że tekstów jest tylko siedem, w tym aż cztery należą do tej „serii”. Po co wprowadzać ten zamęt, zamiast zrobić porządek w książce? Tym bardziej, że opowiadania te, nie są jakoś specjalnie powalające i nie wymagają specjalnego przygotowania do lektury.
Bohaterka, która – na moje nieszczęście – najbardziej utkwiła mi w pamięci, to kilkuletnia Martynka. To mała dziewczynka, która bez przerwy modli się do „Pana Jezuska i Pana Bozi”. Jest tam tyle zdrobnień, tyle idiotycznych wstawek, że tekst jest infantylny do tego stopnia, że z każdym kolejnym zdaniem, czuję się coraz głupsza. Naprawdę. Z każdym przeczytanym słowem, czuję, że obumiera mi kawałek mózgu. To jest po prostu przerażające… Rozumiem, że autor chciał oddać tę naiwność dziecka. Pokazać jakie jest bezbronne, zagubione w świecie dorosłych. Może mu się to nawet udało. Ale jak dla mnie, jest to przesadzone i trudne do zniesienia. Ledwo przez to przebrnęłam. Czytanie tego było dla mnie katorgą.
Oczywiście, zdarzały się momenty, w których czytało mi się dobrze. Niestety, były to krótkie chwile. Nie występowały za często. Nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie w jakich tekstach znajdowały się te przebłyski. Jednakże nawet jak były, szybko ustępowały miejsca licznym niespójnościom i sytuacjom wręcz niewyobrażalnie absurdalnym. Przykład? Jeden z bohaterów opowiadania „Biwak” wyrusza ze znajomymi nie gdzie indziej, tylko na tytułowy biwak. A wieczorem siedzi smutny, bo NIE POMYŚLAŁ o tym, żeby zabrać piwo, które tak bardzo lubi. Pojechali na wakacje, jego kumple zabrali mnóstwo wódy, a on wiedząc o tym, mając świadomość tego, że oni wolą chlać wódę, a on jednak woli piwo, NIE WPADNIE NA POMYSŁ, aby zabrać piwo. Napój, który kocha. Brawa dla bohatera opowiadanka, za niezwykłą błyskotliwość…
Cóż… Zdarza się. Jedni nie pomyślą o tym, aby zabrać piwo na wyjazd, a ja w najbliższym czasie nie pomyślę o tym, aby czytać kolejną lekturę z pod pióra tego autora. Może kiedyś. Pewnie tak. Tak szybko nie odpuszczam, może dam mu szansę i w końcu coś znajdę. Lub po raz kolejny będę pluć sobie w brodę i żałować, że znów męczę się czytając, bo wierzyłam, że tym razem będzie lepiej. Ostatnio nie było. Tym razem też nie. Czas na przerwę. Długą przerwę.
—
EDIT:
Dopisek z dnia 23.10.2018
Jeśli powyższa recenzja wystarczająco nie zniechęciła Cię do zakupu tej książki, warto zapoznać się z treścią znajdującą się tutaj:
http://agapilecka.pl/blog/oswiadczenie-odnosnie-bojkotu-ktd-i-mkd
Nim kupisz książkę, zastanów się czy chcesz wspierać takiego autora.