Ubongo Extreme
To kolejna już gra z serii Ubongo. I choć nie spodziewałam się, że po Ubongo 3D czeka mnie coś jeszcze trudniejszego, to okazało się, że tak, Egmont dowali mi jeszcze bardziej i sprawi, że momentami poczuję się jak totalny głąb, który nie jest w stanie dopasować kilku kartoników…
Serio, nie jest to łatwe. Znaczy się domyślam się, że są osoby, które układają te elementy w mgnieniu oka, ale ja do nich nie należę. Bardzo lubię tego typu układanki, ale ta presja czasu utrudnia mi wykonanie zadania. Choć w tym przypadku presja czasu jest mniejsza, bo nie mamy tu klepsydry. Zwycięzca po ułożeniu liczy do 20… co jest dość uciążliwym i stresującym rozwiązaniem. No, ale właśnie, Ubongo Extreme w Polsce zostało wydane w wersji małej, podróżnej. Trochę żałuję, bo widziałam w sieci chociażby wersje Niemieckie, które mają wielkie pudła, klepsydry, klejnociki i te wszystkie bajery jak w klasycznym Ubongo czy Ubongo 3D. Czyli wielka, pełnowymiarowa, oddzielna gra. Tu niestety mamy wersję okrojoną i pomniejszoną – wielka szkoda.
O co w tym wszystkim chodzi?
Myślę, że za dużo tłumaczyć tu nie trzeba. Mamy kartonowe kafelki, mamy planszę i musimy ułożyć je jak najszybciej tak, by zakrywały wszystkie wolne pola na planszy, ale też nie wystawały poza nią. Musimy to zrobić szybciej niż nasz rywal/rywale. No, chyba, że gramy sami ze sobą, co oczywiście także polecam (chyba nawet bardziej polecam, bo można powoli, w spokoju, bez pośpiechu sobie dłubać w tych klockach).

Wiadomo, że w tego typu układankach występuje losowość. Każdy gracz ma inny układ wylosowanej planszy, zatem różnie może się trafić. Ale to co mnie tu zaskoczyło, a dostrzegłam to dopiero robiąc zdjęcia do recenzji, to fakt, że każdy gracz (każdy kolor) ma inne elementy. Część jest powtarzalna, ale kilka jest takich, co występują wyłącznie w danym kolorze. Pierwszy raz spotkałam się z tego typu manewrem. No i nie powiem, średnio mi się on podoba.
Co mamy w pudle?
- 32 karty (64 zadania)
- 32 klocki
- instrukcję
Zalety:
– jasna instrukcja
– prosta mechanika gry
– wysoka regrywalność
– trzeba myśleć
– ładnie wykonana
– różnorodne układy
– wariant jednoosobowy
Wady:
– losowość
– mało wytrzymałe kafle
– różne kafle
Czy w ogóle warto krzyczeć „Ubongo”?
Tak, w Ubongo zawsze warto grać. W każdą wersję. Aczkolwiek ta ekstremalna, ekstremalnie ryje głowę. Były momenty, że zwyczajnie poddawałam się, oddawałam planszę przeciwnikowi i mówiłam: „weź to ułóż, bo się nie da!” I wiecie co? Zawsze się dawało…

Cóż, widocznie nie jestem najlepsza w tego typu gry. Niemniej nadal je lubię i dalej, uparcie, będę je polecać. Jak chcecie nową grę do kombinowania, jeszcze fajniejszą, jeszcze trudniejszą, to to jest dobry wybór. Aczkolwiek cały czas mam nadzieję, że Egmont zdecyduje się wydać wersję dużą, solidną, nie kieszonkową, wtedy to już w ogóle będę szczęśliwą Agą!
Liczba graczy: 1 – 4 osób
Wiek: 8 – 108 lat
Wydawca: Egmont
Autor: Grzegorz Rejchtman
Za grę dziękuję wydawnictwu: