„Segregacja” śmieci…

Segregacja odpadów

Śmieci, śmieci i jeszcze raz śmieci…
Wszędzie są, naprawdę wszędzie. Spotykamy je na każdym kroku. I nie chodzi mi tu teraz o te, które chodzą o własnych siłach i ośmielają nazywać się ludźmi. Mam na myśli, te takie prawdziwe. Papierowe, foliowe, szklane i jeszcze inne. No właśnie, te „jeszcze inne”.

Na te jeszcze inne ma być segregacja. Znaczy się już jest oficjalnie, od początku lipca. Dlatego też w ostatni dzień czerwca wyrzuciłam zalegające odpadki, które nie były przesegregowane, aby elegancko od pierwszego zacząć stosować się do podziału: suche VS. mokre.

Powiem nawet, że zainwestowałam całe 40 złotych (ok, teraz skłamałam… nie całe, bo w sumie wyszło chyba 39,98) na dwa śmietniczki, które zmieściły mi się tam, gdzie w szanującym się Polskim domu powinien być śmietnik. Zatem gdy pod zlewem stały dwa kubły, byłam przygotowana. Wiedziałam, że od 1 lipca będę mogła pięknie segregować odpadki, tak jak to sobie wymyślili. Myślałam, że nic mnie nie zaskoczy…

Przyznam, że na początku się trochę gubiłam. Ale dzielnie sprawdzałam na liście gdzie co wyrzucać, żeby nauczyć się prawidłowej segregacji. Sąsiadka coś wspominała, że segregacji jeszcze nie ma i śmietnik na zewnątrz się przesypuje. Myślałam, że przesadza, mimo to, do śmietnika poszłam z aparatem.

Nie, w żadnym wypadku nie po to, aby go wyrzucić! Poszłam żeby uwiecznić to co zastanę. Aczkolwiek nie spodziewałam się, aż takiego widoku.

Segregacja odpadów

3 lipca. 3 dzień „segregacji”. Tak. Kocham Cię Polsko! 😛