Inspektor Tusz

Inspektor Tusz to odświeżona, urozmaicona gra, którą znamy od dawna. Kalambury w wersji rysowanej, ale nie w taki zwykły sposób. Rysujemy bądź odgadujemy „na ślepo”.

O co w tym wszystkim chodzi?

Motyw jak w klasycznej grze Kalambury. Jedna osoba losuje hasło, rysuje je, reszta odgaduje. Jednakże przed tą czynnością następuje jeszcze rzut kostką. To ona decyduje kto ubierze specjalne okulary: rysujący, odgadujący czy wszyscy. Nie byłoby w tym nic trudnego, gdyby nie fakt, że okulary sprawiają, że nie widzimy jakie ślady pozostawia pisak. Musimy polegać wyłącznie na tym co ujrzymy, śledząc ruchy ręki.

Początkowo jest to bardzo zabawne. Przy pierwszych rundach nie do końca wiedzieliśmy jak się za to zabrać, wydawało się to dość absurdalne i wręcz niewykonalne. Jednakże po kilku rozgrywkach, stało się już dość powszednie, bez problemu odgadywaliśmy hasła. Chociaż nie wszystkie. Otóż karty z hasłami są bardzo nierówne. Niektóre są banalne i łatwo można zdobyć punkty. Inne z kolei sprawiają, że nawet nie chce się podejmować wyzwania, bo nie wiadomo jak się za nie zabrać.

Inspektor Tusz

Inspektor Tusz jest grą z prostą mechaniką. Bardzo łatwo przyswoić zasady, dzięki przystępnej instrukcji. Dwa poziomy trudności są świetnym rozwiązaniem, bo możemy dostosować rozgrywkę do graczy. Ponadto karty są dwujęzyczne co pozwala na partię z obcojęzycznymi znajomymi. Wszystkie hasła wypisane są zarówno po polsku jak i po angielsku, co jest zdecydowaną zaletą tego tytułu.

Jeśli chodzi o wykonanie, całkiem nieźle się to prezentuje. Nie tylko ilość elementów, ale też ich jakość jest tu kusząca. Wygodna, ciężka kostka to coś co zawsze doceniam. Do tego okulary, co prawda papierowe, ale dość wytrzymałe. Klepsydra dobrej jakości, choć brak efektu dźwiękowego jest tu wadą, nie da się pilnować upływającego czasu, jednocześnie biorąc udział w grze.

Pisak wygląda dość tajemniczo, przypomina lakier do paznokci. Początkowo obawiałam się, że szybko się wypisze, wyschnie i gra się „skończy”, ale twórcy rozwiali moje wątpliwości. Otóż to mazidło można z powodzeniem zastąpić zwykłym, żółtym zakreślaczem, który jest tak popularny i powszechny, że nie powinno być żadnego problemu. W grze brakuje mi kartek, jakiegoś notesu czy czegokolwiek z czym można by rozpocząć grę. Jasne, kartki dostępne są w praktycznie każdym domu, ale jeśli ktoś kupuje grę, zabiera ją ze sobą na wyjazd i chce mieć możliwość gry od razu po rozpakowaniu pudła, to niestety się zawiedzie. Chociażby mały notesik na początek, uratowałby tu sytuację i jeszcze bardziej uatrakcyjnił zawartość opakowania.

Inspektor Tusz

Gra bardzo dobrze sprawdza się jako imprezówka. Dobrze się skaluje. Jeśli chodzi o jej regrywalność, to mam tu pewien dylemat. Z jednej strony jest ona wysoka. Jest chęć na kolejną rozgrywkę, apetyt na kolejne starcia wciąż rośnie. Ciekawość kolejnych haseł, możliwość odegrania się, ogrania rywali. Wszystko to występuje, więc chciałoby się powiedzieć, że regrywalność jest bardzo duża. Niestety, jest pewien czynnik, który ją obniża: ból. Od tych okularów zaczęła nas boleć głowa. Każda kolejna runda, w której trzeba było założyć okularki wywoływała cichy jęk, bo pojawiała się świadomość, że znów ciężko będzie przyzwyczaić oczy. Po kilku rozgrywkach miałam dość, właśnie z powodu bólu. Dlatego też kwestia regrywalności pozostaje na poziomie neutralnym. Nie jest ona ani wadą, ani zaletą. Wywoływało to we mnie pewną ambiwalencję. Grać chciałam, bo mi się podobało, ale nie chciałam, bo sprawiało mi to ból. Fajnie sobie pograć, ale nie można przesadzać z ilością partii.

Co mamy w pudle?

  • 6 par specjalnych okularów
  • 200 dwustronnych kart z hasłami
  • 2 karty kodu
  • klepsydrę
  • kostkę
  • 60 żetonów mikrofilmów
  • 6 aktówek graczy
  • żółty pisak
  • instrukcję

Zalety:

– jasna instrukcja
– prosta mechanika gry
– dobrze się skaluje
– dwa poziomy trudności
– atrakcyjna zawartość
– popularny pisak
– dwujęzyczna
– kostka

Wady:

– klepsydra
– brak notesu
– ból głowy
– „niedokończona”
– nie równe hasła

Czy w ogóle warto mazać tuszem?

Inspektor Tusz to gra z bogatą zawartością. Prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Spora ilość gadżetów i nietypowych dla gier przedmiotów przyciąga uwagę i z pewnością sprawi, że nie jedna osoba sięgnie po ten tytuł. I dobrze zrobi, bo ta pozycja może okazać się świetnym urozmaiceniem nie jednej imprezy.

Jednakże uważam, że gracze powinni być kreatywni, by dodać sobie jakieś zasady, rozbudować grę. Pozycja ta wydaje mi się być dopiero pewnego rodzaju pomysłem, sprawdzeniem innowacyjnej wersji Kalambury. To jakby prototyp gry. Ładnie wykonany, ale w dalszym ciągu prototyp. Autor miał świetny pomysł, dobrze zostało to wykonane, ale całość jest „niedokończona” według mnie. Dodałabym tu wariant drużynowy, do czego potrzeba byłoby więcej okularów. Klepsydra jest istotna, bo czas odliczać trzeba, jednakże absolutnie się tu nie sprawdza. Nie da się rysować/ odgadywać jednocześnie obserwując upływający czas. Konieczny jest tu odliczacz czasu, który koniec będzie sygnalizować dźwiękiem. Ponadto gra sprawdzałaby się lepiej na większej przestrzeni, zdecydowanie nie przy stole. Wskazana jest tutaj flip chart, ewentualnie jakaś tablica do której można przymocować kartkę. Tak, by wszyscy obserwowali rysunek z tej samej perspektywy.

Inspektor Tusz

To tylko kilka uwag, pomysłów odnośnie rozgrywki. Jeśli jesteście kreatywni, umiecie i lubicie kombinować, śmiało możecie sięgnąć po ten tytuł, ulepszyć go według swoich potrzeb i świetnie się bawić. Natomiast jeśli chcecie mieć dopieszczony, w stu procentach dopracowany produkt i gotowy od razu do użycia po wyciągnięciu z pudełka, to musicie poczekać na nową, ulepszoną i rozbudowaną wersję (o ile taka powstanie). Ale czasem warto się wysilić, dodać coś od siebie, bo zabawa jest przednia!

Liczba graczy: 3 – 6
Wiek: od 8 – 108 lat
Czas gry: 30 minut
Wydawca: Egmont
Autor: Martin Nedergaard Andersen
Ilustracje: Paletti Grafik

Za grę dziękuję wydawnictwu:
egmontlogo