Wzorzec Zbrodni – Warren Ellis
„Wzorzec zbrodni” to szaleńczy kryminał, osadzony w realiach Nowego Jorku. Kryminał interesujący, wciągający od samego początku, dzięki opowieściom wszechwiedzącego narratora, ukazującego świat z dwóch różnych perspektyw.
Warren Ellis to zarówno brytyjski pisarz, ale też scenarzysta. Znany jest głównie dzięki komiksom, takim jak: Transmetropolitan czy Hellblazer. Za to: RED i Iron Man: Extremis, pozwoliły mu wybić się do jeszcze szerszego grona odbiorców, gdyż zostały zekranizowane z dużym powodzeniem. Tym razem Warren postanowił napisać kryminał. Czy mu się udało? Zdecydowanie tak.
Autor zręcznie opowiada nam historię o detektywie, usilnie próbującym rozwiązać na pozór nierozwiązywalną zagadkę. Jednocześnie, co jakiś czas, opisuje nam świat i działania mordercy, który jest postacią nietuzinkową.
W zasadzie to wszyscy bohaterowie są na swój sposób wyjątkowi. Główny bohater, John Tallow, od początku zyskał moją sympatię, gdyż dużo czyta. Zarówno jego mieszkanie jak i samochód, są zagracone książkami i czasopismami, które pochłania w każdej wolnej chwili. Może nie koniecznie podoba mi się jego fascynacja historią, jednakże jego zaangażowanie w lekturę urzekło mnie. Na szczególną uwagę zasługują też współpracownicy Johna: Scarly i Bat. Dialogi między nimi bywają zabawne, co wprowadza specyficzny nastrój w książce.
Jak się dowiadujemy, Scarly jest lesbijką. Mieszka ze swoją żoną, co jest absolutnie normalne, akceptowalne i nikogo nie dziwi. Spodobało mi się to, że autor zaprezentował to w ten sposób. W Polskich realiach taka fabuła byłaby nie możliwa, nie dlatego, że nie zyskałaby aprobaty, ale dlatego, że nikt nie uwierzyłby w jej autentyczność. Niestety, moje uznanie dla Warrena skończyło się równie szybko, jak się pojawiło. Gdy wiedziona opowieścią, wraz z bohaterami udałam się do mieszkania Scarly i jej żony, zostałam zaatakowana jakąś stereotypową, odpychającą relacją. Scena ta była opisana w tak ohydny, przejaskrawiony sposób, że momentalnie w owym mieszkaniu zaczęłam się dusić, chcąc opuścić je jak najszybciej i pobiec z głównym bohaterem szukać mordercy.
Główny motyw jest bardzo ciekawy, jednakże mam wrażenie, że wątki poboczne gdzieś umknęły autorowi. Zabrakło mi jakby kontynuacji pewnych kwestii, które były na początku, a później najzwyczajniej zostały zapomniane. Nie wiem czy świadomie.
Całość czyta się dobrze. Wciąga od samego początku. Są narzędzia zbrodni. Jest jakaś intryga. Są ofiary. Trzeba jeszcze odszukać sprawcę tego całego zamieszania, co też robimy przez cały czas, z wielkim zainteresowaniem. Niestety, robimy to nie długo, bo książka ma niecałe 300 stron. Podobało mi się, ale czułam pewien niedosyt. Szczególnie na koniec, który wydawał mi się jakoś dziwnie przyspieszony. Tak jakby autora goniły terminy i szybko chciał uporać się z tą książką. Wyjaśnić w pośpiechu co się stało i uciec gdzie indziej. Może to tylko moje wrażenie. A może to wina tłumaczenia, choć wątpię, bo Agnieszce Brodzik pod tym względem nigdy nie miałam nic do zarzucenia. Aczkolwiek skończyło się za szybko. Szkoda, bo chętnie poczytałabym dłużej.
Za książkę dziękuję wydawnictwu: