Ubongo Shimo

Ubongo Shimo jest grą, o której boję się pisać, bo moja znajoma, która nie lubi tej serii, pewnie znów zacznie mi tu krzyczeć, że „Ile można?!”.

Ostatnio ja się umówiłyśmy na granie, to zagroziła, że jak wezmę to żółte pudełko, to mnie nie wpuści do domu. Wierzę, że mogłaby to zrobić, więc pudła nie wzięłam. Ale o grze napiszę, bo… no cóż, mam sentyment do tej serii.

Ale też lubię tę serię, co jest ciekawe, zwłaszcza, że niemal zawsze przegrywam i po chwili krzyczę, że już nie mogę i że zaraz zwymiotuję od patrzenia na te symbole.

I tak też bylo i tym razem. Zrobiło mi się niedobrze i oczywiście przegrałam. Natomiast zaskoczyło mnie, że twórcy wymyślili kolejną rzecz i sposób na układanie tych kafli! Z każdym razem mnie to zaskakuję, myślę, że to już ostatnie, że to już koniec, że nic więcej się nie da… a za moment pojawia się nowy karton i nowa idea zapakowana do środka.

Tym razem piękne, plastikowe, kolorowe klocuszki są… dziurawe! Nasze zadanie polega na ułożeniu wybranych klocków na planaszy w taki sposób, by te dziury pasowały w miejsca, gdzie są zaznaczenia na planszy. Nie możemy ich zakryć, muszą być widoczne przez te otworki.

Nie muszę chyba dodawać, że momentami jest to cholernie trudne, prawda?

Oczywiście gdy już się ułoży, to jest olbrzymia satysfakcja, a jak się wygra, to już w ogóle. No, ale tego z wygraną nie miałam okazji doświadczyć i pewnie nigdy nie doświadczę, ale pomarzyć można.

Liczba graczy: 1 – 4 osób
Wiek: 8+ lat
Wydawca: Egmont
Autor: Grzegorz Rejtchman

Za grę dziękuję wydawnictwu:

egmontlogo