To nie jest dieta. Pokonaj swojego potwora! – Anna „Wilczo Głodna” Gruszczyńska

„To nie jest dieta. Pokonaj swojego potwora!” jest publikacją która przyciąga uwagę. Nie tylko samym tytułem, ale i piękną, kolorową i bardzo wyrazistą okładką. Wydawnictwo SQN słynie z ładnych okładek, jednakże ta, z rysunkami Agaty Jakuszko zwróci uwagę nie tylko książkoholików, ale też dzieciaki, które za czytaniem nie przepadają.

Anna „Wilczo Głodna” Gruszczyńska cierpiała na bulimię z której udało jej się wygrzebać. Jej sukces oraz własne doświadczenie to rzeczy, które jak mniemam, napędzają ją do dzielenia się swoją wiedzą i pomagania innym w tym zakresie. Autorka prowadzi bloga, na którym to robi. Tym razem wiedza ta wypełzła na kartki książki, aby pomóc w walce kolejnym osobom.

Nie przypadkowo na początku użyłam określenia „dzieciaki”. Im więcej przeczytałam, tym bardziej wydawało mi się, że odbiorcą nie są osoby dorosłe, jak myślałam na początku. Targetem wydają mi się być, może nie tyle dzieci, co nastolatki, młodzież. W pewnych momentach, poczułam się wręcz trochę staro.

Co postarzyło mnie w książce Anny Gruszczyńskiej? Sposób pisania, treści, wskazują na to, że autorka jest bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Często wspomina o tym, by pochwalić się osiągnięciami czy wrzucić coś na Snapchata. Osobiście Snapa nie posiadam. Mało tego, wywodzę się jeszcze z pokolenia, które potrafi coś robić dla siebie, a nie po to, by chwalić się tym całemu światu. Te sugestie ze strony „Wilczo Głodnej” momentami są irytujące a nieraz wydają mi się wręcz infantylne. Choć pewnie znajdą się osoby, którym tego typu zabiegi pomagają i są motywacją do działania. Cóż, ja nie należę do tego grona.

Infantylne też mogą wydawać się obrazki zwarte w publikacji. Mogą, ale nie muszą. Nazwanie problemu, w tym przypadku potworów, takich jak: Obżartus czy Wymówkus może być pomocne. Wiemy już z czym będzie trzeba się zmierzyć w dietowej walce. Nasi przeciwnicy graficznie prezentują się wyśmienicie a dzięki radom autorki, będziemy wiedzieć jak ich pokonać.

nie dieta

„To nie jest dieta. Pokonaj swojego potwora!” to faktycznie nie jest dieta. Nie jest to także typowa książka, jakiej moglibyśmy się spodziewać. Choć nie ma tu dat, a tylko licznik dni, porównałabym to bardziej do kalendarza. Specyficznego kalendarza, który posiada 30 dni. 30 dni, z informacjami i zadaniami na każdy z nich. Gdy je wykonamy, możemy wpisać sobie punkty. Możemy też przykleić nalepkę z naszym nastrojem. Tak, do książeczki dołączone są nalepki, które to używamy każdego dnia. Taka forma z pewnością może być motywująca. Codzienne prowadzenie dziennika, wykonywanie opisanych tam czynności, to pierwszy krok do systematyczności, a następnie do sukcesu.

Graficznie dopracowane jest to cudownie. Kolorowo, żywo, zachęcająco. Fajnie, szybko się czyta. Niestety, tego czytania nie ma tam zbyt dużo. Dla kogoś, kto potraktuje to jako książeczkę w stylu „Mój pierwszy poradnik chudnięcia” możliwe, że wiedza będzie wystarczająca. Jednak ktoś, kto wie już więcej i ma też większe oczekiwania, może być zawiedziony. Szczególnie zezłościło mnie, powierzchowne potraktowanie różnego rodzaju diet. Mamy wyszczególnione cztery: bezglutenowa, paleo, raw, wegetarianizm i weganizm. Dwie ostatnie oczywiście są podane razem w tabeli. O każdej z tych diet mamy napisane jedno, max dwa zdania. A później mamy zadanie, w którym trzeba wypisać wady i zalety jednej z nich. W tym momencie, poczułam wielki zawód i nawet niesmak, odnośnie tej lektury.

Zatem jeśli liczymy na sporą dawkę wiedzy odnośnie różnych diet, tutaj jej nie dostaniemy. Z resztą nic dziwnego, bo już sam tytuł mówi nam, że „To nie jest dieta!”. Jeśli chodzi o inne informacje i porady, są one przekazane dość powierzchownie, ale za to bardzo obrazowo (dosłownie i w przenośni), dzięki czemu możemy łatwo taką wiedzę przyswoić, a może nawet wprowadzić w życie. Treści jest niewiele, niestety, ta która już jest, nie jest wolna od błędów. Przykładowo w jednym miejscu autorka myli cukry proste ze złożonymi. Ale i tak najbardziej lubię tekst: „Ważne jest, by się poddawać!” Bardzo motywujące hasło, nieprawdaż? Jasne, zdaję sobie sprawę z tego, że błędy się zdarzają, jakieś małe „nie” mogło umknąć z tekstu, zostać przeoczone. Ale przy tak małej ilości treści, taka ilość błędów aż razi.

Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że publikacja ta, to przerost formy nad treścią. Treści niemal nie ma, za to forma podania jest bardzo zachęcająca, urzekająca wręcz, przez co zawód po lekturze jest jeszcze większy. Nie mniej nie jest tak, że książka jest do niczego i nie mogę jej polecić. Mogę. I polecę. Uważam, że to świetna propozycja dla młodych dziewczyn, które chcą schudnąć robiąc to rozsądnie. Dla takich, które mają kłopot z systematycznością i potrzebują, aby ktoś poprowadził je za rękę. Bo to właśnie robi Wilczo Głodna. Prowadzi za rączkę, krok po kroku, przez 30 dni. I to akurat idzie nieźle, a także – jak już mówiłam – bardzo ładnie i kolorowo.


Za książkę dziękuję wydawnictwu:
Wydawnictwo SQN