Rick and Morty – Tom 3 – Fowler, Cannon, Ribon, Ellerby, Hill

Rick and Morty – Tom 3 to komiksowa kontynuacja przygód w serialowym uniwersum, czy raczej: multiwersum. Tak jak to było z poprzednimi komiksami w serii, nie wymagają one znajomości ekranowej produkcji z Adult Swim, ale z pewnością ta wiedza poprawia odbiór kolorowych czytadeł. Dodaje im kolorytu, pozwala na dostrzeżenie niektórych smaczków, ale też pozwala na rzecz najważniejszą: zrozumienie niektórych zależności, relacji między bohaterami itd.

Zatem podsumowując: lepiej czytać po oglądaniu. Natomiast czy trzeba czytać tom pierwszy i drugi, nim sięgniemy po tom trzeci? Według mnie, zdecydowanie nie ma takiej potrzeby. Zawarte tu historie nie są kontynuacją tych z poprzednich tomów. Są niezależne i choć umiejscowione w tym samym świecie/ światach, to można je czytać jako oderwane od całości.

I takie czytanie jest oczywiście bardzo przyjemne. Komiks napisany jest przystępnie, zrozumiale, ale nadal mamy tu specyficzne dla każdego bohatera formy wypowiedzi. Zająknięcia, bekania. W ich wypowiedziach czuć tę bohaterowatość naszych bohaterów. Widać tę specyfikę, wyraźnie czuć ich niepewność, złość, głupotę czy to co akurat czuć powinniśmy, bo jest wiodącą i najbardziej rozpoznawalną cechą danej postaci. Oczywiście znajomość serialu bardzo pomaga w tym odbiorze, bo ja w dalszym ciągu, czytając, słyszę głosy, które doskonale znam z produkcji telewizyjnej.

I jak w produkcji telewizyjnej, tak i tutaj język jest dość wulgarny. Trochę irytuje mnie „gwiazdkowanie” poszczególnych liter w niektórych wyrazach, ale i tak lepsze to niż wygwiazdkowywanie całości lub usuwanie wulgaryzmów. Niektóre wypowiedzi są dość dosadne, jak chociażby wypowiedź Morty’ego na temat Ricka, która to w dużej mierze oddaje kwintesencję serii: „Mój dziadek może być naukowym super geniuszem, ale jest też wulgarnym, zapijaczonym fiutem!” Przez takie teksty, przez dużą ilość flaków i spore ilości seksu, komiks ten dozwolony jest wyłącznie dla dorosłych. Co oczywiście jest jego kolejną zaletą.

A dla równowagi minus. Dla Was pewnie to mały minus, dla mnie olbrzymi: brak numerów stron. Niejednokrotnie o tym wspominałam, ale wspomnę raz jeszcze: nienawidzę, gdy nie wiem na której stronie się znajduję. Zwłaszcza tutaj, gdy na początku mamy informacje o rozdziałach, gdyby była numeracja, można by to info rozszerzyć, sprawić by było także „spisem treści”. A tak, nie ma numerów, nie ma spisu. I Aga jest automatycznie smutna. Na szczęście inne rzeczy pozwoliły mi odzyskać dobry humor!

rickmorty3

Trzeci tom graficznie także nie odbiega od swoich poprzedników. Mamy tych samych autorów, tych samych rysowników, zatem oni nadal robią tą samą, świetną, robotę. Wyjątek stanowi komiks „Wielki mecz”, czyli niedługa, niezależna historyjka. Tu wyraźnie mamy inną kreskę. Bardziej agresywną, bardziej… no inną, zdecydowanie inną. Nie mówię, że jest ona gorsza, ale różnicę zdecydowanie widać. I właśnie pierwsze określenie jakie mi tutaj wpada to: agresywna kreska. Aczkolwiek w tym przypadku pasuje ona idealnie, bo ten piąty rozdział jest przesiąknięty agresją, przemocą. Tom Fowler, który na ogół odpowiada za scenariusze, tutaj poza treścią, wziął się także za rysunki i stąd taki efekt.

Skoro już idziemy od końca, to teraz przejdźmy do rozdziału czwartego. „Player Morty” to ciekawa historia w której przeplatają się dwa główne wątki: wirtualne zaliczanie szkoły oraz zamiana ciał. O ile ten pierwszy wydawał mi się wyczerpany, tak drugi ma o wiele większy potencjał i mówiąc szczerze, czułam pewien niedosyt. Chciałam więcej i więcej. Ja wiem, że temat oklepany, powtarzany wielokrotnie w wielu miejscach, ale mimo wszystko, zapragnęłam więcej.

Jeśli chodzi o rozdziały 1-3, to jak i w poprzednich tomach, mamy tu jedną, długą historię. „Kosmos w głowie” to długa, rozbudowana opowieść. Przeplatamy się tu i międzyplanetarnie i czasowo. Jest tu dużo, dużo wszystkiego, ale spoilerować Wam nie będę. Powiem tylko tyle, że sprawcą tego międzygalaktycznego bałaganu, a zarazem głównym wątkiem jest… toster. A cała historia rozpoczyna się, gdy głupi Jerry ma ochotę na grzankę. Jak to się potoczy dalej, możecie sobie tylko wyobrazić… a najlepiej nie wyobrażać sobie, tylko od razu przeczytać, do czego jak zawsze Was zachęcam!

Za komiks dziękuję wydawnictwu:
egmontlogo