Exclamat!on – Aleksander Wałaszewski, Patrycja Awdjenko
Exclamation – po angielsku okrzyk, wykrzyknienie. I taki właśnie okrzyk wydobywa się z gardła głównego bohatera na samym początku. Na początku, gdy postanawia zostać superbohaterem!
Facet wykreowany przez Aleksandra Wałaszewskiego nie zyskuje nagle jakiejś tajemniczej mocy, nie ma nadnaturalnych zdolności. Może polegać tylko na sobie, na swoim wysportowanym ciele. Trenował wiele lat i właśnie teraz, tej konkretnej nocy, stwierdza, że to jest odpowiedni moment by stać się bohaterem. Jak postanawia, tak też robi. Przywdziewa odpowiedni strój, zakłada maskę i jest gotowy do walki z przestępcami.
Jednakże koleś nie ma złudzeń. Wie, że nie może wyskoczyć chociażby przez okno, bo zrobiłby sobie krzywdę, wszak jest zwykłym człowiekiem. Mówi o tym, jest tego świadomy, dzięki czemu cała historia jest bardzo realna, przekonująca. Pierwszoosobowy narrator, podczas swojego monologu przekonuje nas do siebie i do prawdziwości zdarzeń tego typu informacjami. Nie ma tu miejsca na naciąganie fabuły czy wprowadzanie nierealnych, absurdalnych mocy. Bohater uzbrojony jest we własne mięśnie, swój umysł, wyobraźnię. To jest jego cała broń.
Opowiada nam krok po kroku o tym jak wygląda życie superbohatera, który w nocy wyruszył by walczyć ze złem. Fabularnie, choć krótko, jest bardzo dobrze, interesująco. Miało być też zaskakująco, choć dla mnie niestety nie było, od początku spodziewałam się takiego finału. Niemniej przewidywalność zakończenia nie zepsuła mi lektury, gdyż ta od początku była ciekawa, wciągająca i przede wszystkim taka zwykła. Opowieść nie jest „przegięta”, nawydziwiana, jest zwyczajnie prosta.
Do tego dochodzi świetna oprawa graficzna. (Co ciekawe, za rysunki odpowiada ten sam człowiek, co za scenariusz, zatem jestem pod jeszcze większym wrażeniem dzieła.) Czarno – białe kadry, gra cieniem, noirowski klimat. Klimat bardzo dobry, adekwatny do treści, zachwycający. Według mnie autor narysował Exclamat!on po mistrzowsku. Rysunki są bardzo dynamiczne, dzięki czemu czyta się ekspresowo.
Najkrócej mówiąc: rysownik ma talent. Choć nasz bohater nosi maskę, nie ma kolorów, jego twarz wiecznie jest zacieniona – bez problemu jesteśmy w stanie odczytać jego emocje. Widzimy, gdy jest na przykład zaskoczony lub wściekły. Choć aby nam to przekazać, autor ma do dyspozycji wyłącznie jedno oko, to jest w stanie tym okiem manewrować w taki sposób, by to co odczuwa bohater, było dla nas zrozumiałe i nie pozostawiało żadnych wątpliwości.
Aby tego dokonać, Wałaszewski miał do pomocy Patrycję Awdjenko, która to wspomogła go w projekcie, będąc osobą odpowiedzialną za tusz. Jak widać współpraca była owocna, bo całość prezentuje się świetnie.
Prezentuje się świetnie, czyta się przyjemnie i błyskawicznie. Ogląda się obrazek za obrazkiem, przerzuca się strony. Komiks wciąga, nie pozwala się odłożyć na półkę by zrobić przerwę w czytaniu. Zresztą nie bardzo jest kiedy robić przerwę, bo nie jest on za długi, a jak już zaczniemy to nie chcemy skończyć nim nie dobrniemy do ostatniej strony. Jest to tak absorbujące, że niemal umknął mi fakt, że nie ma tu numerów stron. Na ogół strasznie tego nie lubię, denerwuje mnie to, wiecznie się tego czepiam, jednakże tutaj absolutnie mi to nie przeszkadza. Może dlatego, że bałabym się, że jakieś cyferki zepsują tu piękne i dopracowane grafiki? Może zwyczajnie nie miałoby to sensu, bo nim Exclamat!on się rozpocznie, to już się kończy? To nie istotne jaki jest powód. Jakikolwiek by nie był, pierwszy raz brak numeracji mnie nie razi.
Jak to zwykle bywa w komiksach, na końcu znajdują się surowe szkice. Można podziwiać, można przedłużać sobie czas cieszenia oka tą publikacją. A można też cofnąć stronę i zobaczyć co ma do powiedzenia naszkicowany bohater. Podziękowania dla współpracowników, wydawcy czy nawet dla czytelników nie są może fascynujące, ale z pewnością są miłym akcentem. Jednakże moją uwagę przykuły dwa ostanie słowa: „Do zobaczenia”. I szczerze wierzę, że to nie jest tylko oklepany zwrot grzecznościowy, ale że Exclamat!on jeszcze do nas wróci. Z wielką przyjemnością zobaczyłabym kolejne tomy jego zmagań z podłą rzeczywistością.
Za komiksy dziękuję wydawnictwu:
Sol Invictus