Chińskie cienie. Wesoła zabawa dla wszystkich

Chińskie cienie. Wesoła zabawa dla wszystkich. to kolejna pozycja od wydawnictwa Egmont, która aż krzyczy: „Hej, kup mnie, jestem idealna na prezent!” Serio, ja dość wyraźnie słyszę ten głos. Podobnie krzyczała do mnie książka „Co? Jak? Narysować„, także z serii „artystycznego” Egmonta, czyli: Art Egmont. Nawet w ten sposób, melodyjnie przemawiał do mnie Tuwim, w pięknej, „prezentowej” odsłonie.

Tak, Egmont potrafi wspaniale wydawać tego typu twory. Piękna, twarda oprawa. Grube kartki w środku. W dodatku króluje tu minimalizm. Cienie nie są książką zatłoczoną, wydawca nie oszczędza papieru. Jedna „figura” na jednej stronie. Jeden wierszyk na jednej stronie. Dzięki temu publikacja jest nie przeładowana, przejrzysta i bardzo estetyczna.

Układ publikacji jest spójny. Z lewej strony, czarne tło i na nim biały napis z rymowanką. Po prawej zaś, biała kartka i rysunek tłumaczący nam, jak wykonać dany cień. Jest to piękne zestawienie, świetne do zabawy z dzieciakami. Najpierw czytamy, następnie próbujemy swych sił i uczymy się rzucać cienie.

cienie

Choć rymowanki są tu ciekawym urozmaiceniem, niekiedy mam wrażenie, że są nieprzemyślane czy wręcz niepoważne. Na pierwszej stronie, jako wprowadzenie możemy przeczytać: „Zakrada się wieczorem, a znika w biały dzień… – CIEŃ.” Może ja się czepiam, ale gdy jest dzień, gdy jest jasno, to właśnie ów cień jesteśmy w stanie rzucać. Natomiast gdy nastanie wieczór, źródło światła zniknie, to po ciemku nam się to raczej nie uda. No, ale może ja się na cieniach nie znam, na rymowankach się nie znam, dlatego zostawiam to i lecę do dalszej części, do nauki.

Powiem szczerze, że rzucić takie cienie to nie lada wyzwanie. Niektóre owszem, są banalne. Część z nich jest powszechnie znana, bo chyba każdy jako dzieciak bawił się w takie rzeczy. Lecz zdarzają się i takie, które są bardzo skomplikowane i trzeba poświęcić sporo czasu, by je opanować. Cóż, przynajmniej ja musiałam się natrudzić, dzieciakom przychodzi to łatwiej.

Niestety, dużo cieni jest „oszukanych”. Oszukanych w takim sensie, że do ich wykonania nie wykorzystujemy wyłącznie rąk, ale też rekwizytów. Potrzebujemy przykładowo jakąś chustkę. Albo jakiś element wycięty z papieru. Oczywiście nie jest to problem, bo autorzy na samym końcu publikacji przygotowali dla nas już potrzebne elementy. Wystarczy je wyciąć i już, teatrzyk gotowy! Nie mniej brakuje mi tu tej cieniowej „czystości” z użyciem samych rąk.

Podsumowując, jest to bardzo ciekawa pozycja. Coś kreatywnego, co z pewnością spodoba się dzieciakom. No i może nie tylko dzieciakom. Ja, choć już dawno dzieckiem nie jestem (przynajmniej oficjalnie), to bawiłam się wyśmienicie. I tak jak wspominałam, to świetny pomysł na prezent i rewelacyjny przepis na zabawę!

Za książkę dziękuję wydawnictwu:
egmontlogo