Biegam, bo mnie ludzkość wkurwia i Mam na to wybiegane
Chwilowo nie mogę biegać, bo mi się noga popsuła. Ok, przyznaję, dziś mi to trochę na rękę, bo to co się dzieje za oknem nie zachęca do wychodzenia z łóżka, a tym bardziej z domu. Dawno nie biegałam, dawno też o niczym biegowo – powiązanym nie pisałam. Uznałam, że dziś jest na to czas.
I teraz połączę dwie rzeczy. Raz: bieganie. Dwa: fajne strony. O co chodzi z fajnymi stronami? A no o to, że kiedyś sobie wymyśliłam, że jak są jakieś ciekawe akcje, czy na fejsie czy ogólnie w sieci, to warto o nich wspomnieć. I ja chcę o nich wspominać, chcę o nich mówić i chcę o nich pisać. I jest takie jedno miejsce, do którego wpadłam już jakiś czas temu. I choć wtedy jeszcze patrząc na biegaczy miałam ochotę rzucać w nich jabłkami (w sumie do teraz mam taką chęć i czasem nawet to robię), to ów profil fejsowy przypadł mi do gustu. Mowa oczywiście o: „Biegam bo mnie ludzkość wqrwia”.
Choć od początku denerwował mnie tu brak przecinka i do tej pory mnie denerwuje, to fanpage uwielbiam. Osoby, które go prowadzą, prowadzą aktywny tryb życia (lub dobrze udają, że tak jest). Sposób w jaki piszą o aktywności, posty jakie wrzucają, to wszystko wywołuje uśmiech na mojej twarzy, a nieraz nawet sprawia, że ubieram buty i wychodzę z domu.
Jak sami mówią, piszą o „ludzkiej” stronie biegania. I ta ludzka strona na tej stronie do mnie przemawia. Hasło przewodnie do mnie przemawia jeszcze bardziej, gdyż nic tak nie motywuje do ruszenia tyłka z kanapy, jak wkurw na ludzkość. I te wkurwy właśnie, pięknie tu opisują, pięknie przedstawiają i co najważniejsze, prezentują też na swoich koszulkach, które idą w świat.
Na stronie rebelrunners.club, możecie kupić gadżety z ich wspaniałym, wymownym logo, oraz niezłymi tekstami motywującymi. W pierwszej chwili ceny mogą przerażać, ale ja jakiś czas temu postanowiłam zaryzykować i kupiłam sobie koszulkę. „Mam na to wybiegane” to hasło, które jest mi tak bliskie, że nie wyobrażam sobie nie posiadać go na kawałku materiału. O, nawet mam fotę, jak tylko t-shirt dotarł. Piękny, świeżutki, bielutki, jeszcze z metką.
I powiem Wam, że już dawno chciałam napisać o stronie, o fp, o super koszulce, którą się jaram. A wiecie dlaczego tego nie zrobiłam? Bo koszulka jest biała. Z białymi koszulkami to różnie bywa. Najpierw są białe, później już nie są. No i najpierw pachną, później śmierdzą. Wiem, prać trzeba. I prałam. Ale ona była taka piękna, taka biała, więc prałam ręcznie, ze strachu, że zepsuję. I czekałam. Na co? Na to, by lenistwo urosło jeszcze trochę. Czekałam, aż moje lenistwo będzie większe od strachu. Czekałam, aż tak bardzo nie będzie mi się chciało prać ręcznie, że nie będę się już bała wrzucić koszulki do pralki. No i w końcu przestałam się bać, bo przestało mi się chcieć. I co? I byłam głupia, że tyle zwlekałam, bo t-shirtowi nic się nie stało. Jak był biały, tak jest biały. Nie śmierdzi. Jest piękny. A tekst na nim nadal aktualny i w dalszym ciągu zajebisty.
Zatem teraz, po ponad rocznym bieganiu, brudzeniu, śmierdzeniu, praniu, gnieceniu i męczeniu wspaniałego t-shirt’a, z czystym sumieniem mogę powiedzieć: polecam.
Fanpage polecam, bo jest super.
Stronę polecam, bo działa.
Koszulki polecam, bo są genialne.
Czyli generalnie polecam.
A koszulkę przetestowałam w idealnych do tego warunkach, tzn. na Piwnej Mili. Tak, otoczka świetna, całość bardzo spójna.
– Wkurwiłam się na ludzkość.
– Poszłam się nachlać.
– Później biegać.
– I znów pić.
– I biegać.
– I pić…
– I…
Znacie chyba działanie Piwnej Mili, nie? Jak nie, to cała relacja czeka tutaj:
Piwna Mila – 9.10.2016 – Sopot
Krótko mówiąc: wkurwić się, nachlać, pobiec i zrzygać. Czy mogłabym mieć lepszą koszulkę na taką okazję? Nie sądzę 😉
Rebel Runners, dalej róbcie to co robicie, bo robicie to świetnie! Dzięki!