Legends of Labyrinth
Legends of Labyrinth to prequel do Labyrinth: Paths of Destiny, o której już kiedyś pisałam. Ta nowa karcianka, to kolejna pozycja od Let’s Play. Kolejna, która wciąga i nie pozwala tak szybko odłożyć jej na półkę.
Jak wiecie, LoL był na Wspieram.to i bardzo szybko zebrał dla siebie kasę, aby móc „się wydać”. Wiecie również, że od początku kibicowałam temu wydarzeniu, zarówno jako miłośnik planszówek, ale też jako mecenas projektu i patronat medialny. Dlatego głupio mi, że recenzję piszę dopiero teraz. Ale nie jest to brak dobrej woli czy nawet klasyczne w moim przypadku lenistwo. Wytłumaczenie jest sensowne, moje działanie jest w pełni uzasadnione.
Gdy tylko przyszła do mnie gra, nie mogłam od razu rozpocząć rozgrywki, gdyż było mi szkoda kart. Piękne karty, wspaniałe grafiki znane nam już z Labyrinthowego uniwersum. Wszystko takie cudowne, zatem nie mogłam i nie chciałam tego zniszczyć. Najpierw musiałam kupić koszulki, aby odpowiednio zabezpieczyć moje karty.
Ochrona gry była, można grać. No i grałam. A jak zaczęłam grać, to nie mogłam skończyć. Bowiem LoL ma w sobie coś takiego, że jak się zacznie, to się przepada. I już nawet wiem czym jest „to coś”. Potrafię nazwać to zjawisko. Nazywa się ono: zemsta. Otóż ta karcianka ma mnóstwo negatywnej interakcji. W dodatku ta negatywna interakcja jest stopniowana i jeśli chcemy by było jeszcze wredniej i paskudniej, możemy dołożyć 3 dodatkowe, podłe karty do talii działań. I jak jest tak negatywnie, jak jest tak podle, to pojawia się chęć zemsty. Po każdej wrednej zagrywce, działaniu wymierzonym w naszą stronę, mamy chęć rozwalić przeciwnika. Po każdej porażce, pragniemy rozwalić rywali. Każde niepowodzenie, chcemy zatuszować w kolejnej rozgrywce. Zemścić się, odegrać, zrównać rywali z ziemią. Tak jest, tak się czułam, nic na to nie poradzę. Dlatego też, wybaczcie, ale nie miałam czasu na pisanie recenzji, bo byłam zajęta rozwalaniem wrogów.
Kolejny aspekt to ilość osób. Wiadomo, że na dwie osoby grę sprawdzić najłatwiej, bo wymaga ona najmniejszej ilości osób. I przeważnie właśnie w dwie osoby gram. Jednakże, aby w pełni móc określić, czy dana pozycja jest dobra czy nie, trzeba ją przetestować też w innych konfiguracjach. W tym przypadku były to też trzy i cztery osoby. Sprawdziłam, dzięki czemu z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że gra bardzo dobrze się skaluje. Można w nią zagrać w każdą możliwą ilość osób, czyli od 2 do 4. Nie mniej mam wrażenie, że grając w maksymalną ilość osób, może zdarzyć się tak, że na pewnym etapie skończy się stos Bohaterów. Mi co prawda nigdy się to jeszcze nie zdarzyło, ale przypuszczam, że taka sytuacja może mieć miejsce, co dodatkowo utrudni grę i będzie frustrujące dla gracza, który właśnie chciał pokonać rywali.
Co mamy w pudle?
- 9 kart Drużyn
- 46 kart Bohaterów
- 55 kart Działań
- 4 komplety znaczników graczy
- instrukcję
O co w tym wszystkim chodzi?
Trochę zaczęłam pisać od końca tym razem, ale to nie szkodzi. O co chodzi w LoL’u? O to by wygrać. Wygrać, zdobywając trzy drużyny Bohaterów. Drużyny zdobywamy, gdy mamy uzbieranych 4 karty takich samych Bohaterów, lub 4 Bohaterów Legendarnych. Jak ich zdobywamy? Stosując różne karty działań, które np. każą nam dobrać Bohaterów ze stosu lub chamsko odebrać ich przeciwnikom. A skąd się biorą karty działań? Te dobieramy sobie ze stosu przed każdą rundą.
Zatem jak nie trudno się domyślić, występuje tu spora losowość. To jaki Bohater nam się trafi, jakie działania będziemy mogli wykorzystać, w dużej mierze zależy od tego, jakie wpadną nam karty. O dziwo, ta losowość, choć ewidentnie jest minusem, nie przeszkadza tak bardzo, nie boli tak bardzo. Bowiem w tej grze, trzeba myśleć. W dużej mierze nasze powodzenie zależy od tego, jak owe karty zagramy, czy przemyślimy sprawę. No i oczywiście także od tego, czy przeciwnicy okażą nam choć trochę litości…
Tak, przy tej grze trzeba myśleć. Już teraz mogę powiedzieć, że współczuję moim współgraczom. Mi zdarza się myśleć długo, bo staram się wykombinować jakąś super-hiper strategię, aby wszystkich rozwalić i to trwa i trwa. A z reguły i tak kończy się tym, że ktoś zniszczy mój misterny plan lub… ja zapomnę co to był za plan, bo był tak skomplikowany. Nie mniej, mimo to z chęcią rozgrywam kolejne partie.
Aczkolwiek nigdy nie wiadomo ile te partie potrwają. Niby na pudełku jest informacja, że 30-60 min, ale wydaje mi się, że zdarzały nam się krótsze, ale też dłuższe rozgrywki. Jest to minusem i plusem jednocześnie. Minus taki, że nie wiadomo ile czasu sobie przygotować, ile wolnego wygospodarować. Plus to ewidentnie nieprzewidywalność. Nieprzewidywalność jeśli chodzi o długość rozgrywki, ale także jeśli chodzi o jej zakończenie. Gra jest pełna nagłych zwrotów akcji. W pewnej chwili wydaje mi się, że już koniec, mogę się równie dobrze poddać, a po minucie rozwalam rywali tak, że kwiczą z bólu i wściekłości. Po chwili oczywiście próbują się zemścić. Czasem im się to udaje, czasem nie. Niemniej jest mnóstwo emocji, wiele interakcji i zabawa jest przednia!
Ale oczywiście początki nie były takie łatwe. Przynajmniej nie dla mnie. Nigdy nie grałam w Magica i tego typu rzeczy, gdzie karty są kluczowe. Szczerze? Nigdy nie ciągnęło mnie do takich rzeczy. Teraz postanowiłam zrobić wyjątek, gdyż pokochałam uniwersum Labyrinth. No i oczywiście mnie wciągnęło. Ale tak jak mówię, początek był trudny. Instrukcja do gry owszem, napisana jest w sposób prosty i przystępny. Jednak jeśli chodzi o działania zawarte na kartach, ich opis początkowo był dla mnie totalnie niezrozumiały. Możecie się śmiać, ale z każdą dobraną kartą, wkurzałam się coraz bardziej, klnąc i krzycząc, że zawarta na niej treść jest głupia, nie po polsku i w ogóle nie może to tak wyglądać. Tak wyglądał mój pierwszy kontakt z grą. Ja wkurzałam się na karty, przeciwnicy na to, że jestem głupia i nie ogarniam. Cóż, mieli prawo, tak właśnie było. Na szczęście tylko na początku. Teraz, z perspektywy czasu, po tych wszystkich rozegranych partiach, niemal zapomniałam o tym incydencie. Prawie umknęło mi to zdarzenie podczas pisania recenzji. I teraz, patrzę na karty, czytam je i… cholera, nie wiem o co mi chodziło. Wszystko jest proste, zrozumiałe. Może napisane w sposób specyficzny, ale da się to pojąć. Zatem to kwestia obycia z karciankami, a nie jakieś rażące błędy w grze, jak wydawało mi się na początku. (Widzicie, dobrze, że nie pisałam recenzji po pierwszej rozgrywce, bo zjechałabym tę produkcję, że aż miło!)
Zalety:
– przecudowna grafika
– zrozumiała instrukcja
– negatywna interakcja
– wariant z jeszcze bardziej negatywną interakcją
– zajmuje mało miejsca
– zwroty akcji
– duża regrywalność
– dobrze się skaluje
– prosta mechanika gry
– trzeba myśleć, podejmować decyzje
Wady:
– pudełko
– kolory klejnotów
– spore zróżnicowanie czasu gry
– losowość
– niezrozumiałe opisy działań
Czy w ogóle warto próbować utworzyć drużynę Bohaterów?
Tak! Jeśli nie straszne Wam bycie dupkiem, robienie wszystkiego, aby uprzykrzyć innym życie (czasem nawet zamiast robienia sobie dobrze), to zdecydowanie tak. Od razu mówię, że jeśli ktoś nie lubi negatywnej interakcji, to nie ma tu czego szukać. To nie jest gra dla słabych, milutkich ludzi, którzy nie mają w sobie choć odrobiny wredoty i chamstwa.
A jeśli od czasu do czasu lubicie komuś dowalić, to jest dobra gra dla Was. Poza tym, można ją zabrać ze sobą wszędzie… ale najlepiej w innym pudełku. Dlaczego? Całość nie zajmuje dużo miejsca. W zasadzie zawartość to tylko karty i klejnociki. [Jak już przy klejnocikach jesteśmy, to wielkim minusem są dwa kolory „różowo-fioletowe”. Nie wielka różnica kolorystyczna, gracze mogą się mylić. Jest niebieski, żółty i dwa zbliżone do siebie różowe. Dlaczego nie np. zielony? Nie mam pojęcia…]
W każdym razie, elementów gry jest mało, pudło jest spore. Powiem więcej, gdy tylko gra do mnie dotarła, spojrzałam na nią i pomyślałam: „O, Swing!”. Gdyż jest to dokładnie takie pudełko, jak było przy Swingu od tego samego wydawnictwa. Ładne, czarne pudełko z logo Let’s Play, na nim obwoluta informująca jaka to gra. A w środku, też klejnociki – diamenciki. Pudło piękne, choć obwoluta niestety długo nie wytrzyma. Super na prezenty. Ale jeśli chcemy zabrać grę w trasę (a chcemy, bo jest świetna), to warto ją gdzieś przełożyć, do czegoś bardziej kompaktowego.
Wydaje mi się, że to wszystko co mam do powiedzenia na ten temat. Szczerze mówiąc, szkoda mi czasu na siedzenie tu i pisanie, skoro mogę go poświęcić na kolejną rozgrywkę. Mam chęć rozwalić rywali i pokazać kto tu rządzi! Oprócz Let’s Play, oczywiście. Bo, że oni rządzą, to doskonale wiemy! W dodatku dzięki nim, chyba pokocham tego typu karcianki. Jak ktoś nie grał w takie rzeczy, zachęcam. Mechanika jest prosta i łatwo wprowadzić nowych graczy do tego typu rozgrywek.
Liczba graczy: 2 – 4 osób
Wiek: od 14 lat
Czas gry: 30 – 60 minut
Wydawca: Let’s Play
Za grę dziękuję Wydawnictwu Gier:
Jedna myśl na “Legends of Labyrinth”