Sektor 24. Bunt przeciw Ziemi – Stanisław Szwast – Recenzja gościnna

Dziś będzie trochę inaczej, wyjątkowo, nietypowo. Poniższa recenzja nie jest mojego autorstwa, to tekst gościnny. Jak do tego doszło? Skontaktował się ze mną autor książki i poprosił o recenzję. Zapoznałam się z tytułem w sieci i niestety musiałam zrezygnować. Ani gatunek, ani tematyka nie zainteresowały mnie. Książka nie była odpowiednia dla mnie, nie byłam targetem, zatem aby nie męczyć ani siebie, ani Was, ani autora – odmówiłam. Jednakże by nie zostawić debiutanta samego sobie, skontaktowałam się z osobą, którą tematyka mogłaby zainteresować. W ten oto sposób książka trafiła w ręce Korsarza, który przeczytał lekturę i napisał co o niej myśli.

Muszę przyznać, że dziwnie się czuję siedząc z tej strony. Z reguły to ja wysyłam komuś moje teksty, aby je opublikował, a tu tym razem jest odwrotnie… Życie czasem zaskakuje. Proszę, częstujcie się tekstem Krzysztofa Bilińskiego. Smacznego.


Stanisław Szwast „Sektor 24. Bunt przeciw Ziemi” (wyd. Poligraf, 2016)

Otrzymując w swoje ręce książkę Stanisława Szwasta byłem bardzo jej ciekaw. Ostatnimi czasy pozytywne opinie zbiera wiele pozycji z gatunku SF, min. cykl „Głębia” Marcina Podlewskiego. Nie wykluczone, że właśnie popularność tej książki wpływa na to, że w stronę SF kierują się kolejni autorzy, chcący zafascynować nas swoją wizją przyszłości. A z jaką wizją mamy do czynienia w „Sektorze 24”?

Jest to powieściowy debiut autora, do tego sporych rozmiarów. Czeka nas bowiem 450 stron lektury zabierającej nas w bardzo daleką przyszłość. Sięgamy bowiem 1800 lat w przód, aby poznać mocno skolonizowany Wszechświat, ale tak naprawdę Wszechświat niewiele różniący się od tego, co obecnie widzimy wokół nas. Stara Ziemia jest pewnego rodzaju hegemonem trzymającym w garści resztę planet. Oczywiście spod tej hegemonii stara się wyrwać planeta Minaj, ogłaszając swoją niepodległość. Tytułowy „Bunt przeciw Ziemi” jest jednak tylko tłem dla prawdziwej rozgrywki, którą jest zdobycie tajemnic jednej z planet Sektoru 24. A o tajemnicę tę bije się nie tylko Ziemia i Minaj.

Jak łatwo się domyślić, mamy do czynienia ze space operą – i to space operą pełną gębą. W ciągu całej lektury wielokrotnie przyglądamy się bitwom, desantom, uprowadzeniom – często akcja w nagły sposób, z ustalonego zdawałoby się toru, karkołomnie skacze na inny, co bywa akurat plusem książki. Oczywiście mamy tutaj wątki szpiegowskie, starcie wielu różnych grup interesów. Można powiedzieć, że dzieje się ogólnie bardzo dużo. Czasami zbyt dużo. „Bunt przeciw Ziemi” pozostaje bowiem w tym wszystkim tylko space operą.

szwast

Sądzę, że jak na debiut literacki, jest to książka, która przed autorem stawia zbyt duże wymagania. Jej rozmach i zamierzenia przerosły jeszcze umiejętności pisarskie Szwasta. Kosmos, jaki miał się nam przedstawić, ma istnieć za 1800 lat, a właściwie, o czym wspomniałem, nie różni się od tego, co mamy obecnie i z czym również spotykaliśmy się już na stronach wielu innych książek. Społeczeństwa, zamieszkujące różne układy planetarne, nie zaskakują. Wizja Ziemi i Wszechświata, stosowanych technologii, kulturowych zmian człowieka jest mało przekonująca, w porównaniu choćby z, według mnie, ciekawą space operą, jaką były dwa tomy „Dominium Solarnego” Tomasza Kołodziejczaka (a jest to tematyka dość zbliżona). Kołodziejczak w tajemnicy trzymał do samego końca pewne elementy swojej opowieści, a nawet niektórych w ogóle nie dopowiedział. Szwast jednak dość szybko pozwala się człowiekowi domyślić, kto w co gra. Zbyt dużo też wydaje mi się miejsca poświęcił ukazaniu bohaterów (szczególnie z planety Minaj), ich tła społecznego oraz obyczajowego, które właściwie nie wnosiło nic do książki, bo nie różniło się od tego, z czym mamy do czynienia niemalże na co dzień. Młodzieńcze imprezy, stanowiska wobec polityki, zagrożeń. Wszystko to niepotrzebnie rozwleka książkę, zamiast skupić się na takim zbudowaniu akcji, która zaskoczy czytelnika. Jak wspomniałem, zaskoczeń jest niewiele. Największa tajemnica w książce, planeta w Sektorze 24, jest możliwa do przewidzenia. Atutem jednakże w tym wypadku jest połączenie w pewnym sensie dwóch gatunków fantastyki: space opery i steampunku. Jest wobec tego „Bunt przeciw Ziemi” taką modną hybrydą, która zadowoli z pewnością młodych miłośników fantastyki i tak przedstawionego świata. Interesująco również prezentuje się zakończenie powieści, w którym dopiero mamy namiastkę tego, co w SF najważniejsze, a więc hipotez naukowych i rozważań w tej tematyce. Na jeszcze jedną reprymendę zasługuje czasami styl pisarski autora, w którym znajdzie się trochę mało zgrabnych porównań, czy też niefortunne według mnie przekleństwo, używane przez wielu bohaterów „na czarną dziurę!”.

„Bunt przeciw Ziemi” to książka wydana „w systemie Fortunet”, a więc pochodnej vanity press. Mimo tego widać jednak, że o samą redakcję książki zadbano dość dobrze. Przydałaby się właśnie ta redakcja bardziej dogłębna, która pozwoliłaby wykluczyć z tekstu autora wspomniane nie do końca udane zwroty i porównania. Nie jest ich wiele, ale łapiąc się czasami na tym, że czytamy o ubikacji, jako o najwspanialszym wynalazku ludzkości według skacowanego umysłu bohatera, to jednak zastanawiamy się, czy wszystko jest ok.

„Sektor 24” nie jest jednak, jako debiut, książką chybioną. Jak wspomniałem, połączenie space opery i steampunku jest w niej przedstawione ciekawie i spójnie. Przy takich rozmiarach książki plusem jest spojrzenie na całość akcji z punktu widzenia wielu bohaterów, co pozwala nam lepiej zorientować się w całej intrydze, choć może też za bardzo nam wszystko rozjaśnia i brakuje wtedy większego elementu tajemnicy. Szwast na razie napisał w zasadzie książkę przygodową. Jednak jest w niej potencjał do przedstawienia dużo bardziej rozległego świata przyszłości w kwestiach społecznych, mentalnych, naukowych. Tego mi brakowało, lub znajdowałem tylko kilka takich elementów. Mocniejsze zwrócenie uwagi na te kwestie, wplecenie ich w całą akcję, z pewnością w przyszłości może pozwolić autorowi napisać książkę, która przykuje myśli czytelnika na dłużej niż tylko trwanie akcji.

Krzysztof „Korsarz” Biliński