Zakon Mimów – Samantha Shannon

Zakon Mimów to drugi, długo wyczekiwany, tom Czasu Żniw. The Bone Season, w końcu doczekał się kontynuacji. I jak się okazało, całkiem niezłej kontynuacji. Mimo młodego wieku, Samanta Shannon, kontynuację swego debiutu wciąż utrzymuje na wysokim poziomie.

Długo czekałam na tę książkę, przez co moje oczekiwania mogły być trochę wygórowane. Sądzę, że właśnie dlatego początek nie specjalnie mnie wciągną. Trochę mi zajęło wkroczenie do świata stworzonego przez autorkę. Dość opornie wnikałam do tej rzeczywistości. Myślę, że częściowo winę za to ponosi skomplikowana terminologia. Shannon, tak jak i w poprzednim tomie, używa mnóstwo stworzonych przez siebie określeń. Ciężko jest pamiętać je wszystkie po długiej przerwie. Trudno się wciągnąć, nie pamiętając o co chodzi. To chyba główny powód opornego i powolnego czytania.

Na szczęście autorka śpieszy nam z pomocą, umieszczając na końcu lektury pokaźnych rozmiarów słowniczek. Jest on olbrzymim ułatwieniem. Z tyłu dołączone mamy również takie bonusy jak na przykład spis członków Eterycznego Stowarzyszenia, mapę Londynu i Siedem Kategorii Jasnowidzenia z opisami. Do pełni szczęścia brakuje mi tu Eterycznej Playlisty, która była w tomie pierwszym. Nie mniej tego typu zestawienie musiało wymagać dużo pracy i poświęcenia czasu. Jednakże bez stworzenia tych rzeczy, praca autorki byłaby niewyobrażalnie trudna, lub nawet niemożliwa. Otóż stworzenie tak złożonej a przy tym spójnej rzeczywistości, jest nie lada wyzwaniem.

Shannon udało się temu wyzwaniu sprostać. Londyn przyszłości odbiega od tego teraźniejszego. Realia w jakich żyją bohaterowie choć są absurdalne, wydają się być rzeczywiste. Całość skonstruowana jest w sposób logiczny, wszystko da się jakoś wytłumaczyć. Aczkolwiek owe tłumaczenie nie jest konieczne, bo gdy już się wsiąknie w historię, to się w niej trwa, żyje się nią i nie zastanawia się nad jakimiś mało istotnymi szczegółami. Całym sobą jest się w świecie Paige Mahoney.

Paige oprowadza nas po tym świecie, dokładnie tłumacząc co się dzieje. Narracja pierwszoosobowa jest tutaj idealnie przeprowadzona. Nie wyobrażam sobie, aby inny sposób narracji mógł się tu sprawować lepiej. Również nie wyobrażam sobie, aby ktoś inny mógł przejąć funkcję narratora.

Paige Mahoney, główna bohaterka, jest postacią, której nie sposób nie polubić. Niezwykle barwna, od początku zyskała moją sympatię. Czytając, utożsamiamy się z nią i przeżywamy multum różnorodnych emocji. Jej odwaga i determinacja w dążeniu do celu są zarażliwe i sprawiają, że my również mamy więcej sił do działania.

Zakon Mimów to książka bardzo dynamiczna. Fakt, początek mnie może nie wciągną, ale później akcja się rozkręciła. Końcówka rozkręca się do tego stopnia, że nie sposób odłożyć lekturę na później. Czyta się z zapartym tchem, śledząc każdy ruch bohaterów . Na koniec miałam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony chciałam jak najszybciej skończyć, by dowiedzieć się co się stanie. Z drugiej natomiast, nie chciałam kończyć lektury, aby nie cierpieć z powodu braku kolejnej części. W końcu jednak przeczytałam. I o ile po lekturze pierwszego tomu, mówiłam, że mogę przeczytać tom drugi lecz nie muszę. Tak teraz, po Zakonie Mimów stwierdzam, że trzeci tom jest dla mnie obowiązkowy i już zaczynam oczekiwanie. I czekam, czekam z wielką ciekawością i chęcią dowiedzenia się co dalej!




Za książkę dziękuję wydawnictwu:

Wydawnictwo SQN