Zew Cthulhu – H. P. Lovecraft

H. P. Lovecraft. Tego Pana chyba nie trzeba przedstawiać. To klasyk, jeśli chodzi o grozę czy weird fiction. Dlatego tym bardziej mi wstyd, że jest to pierwsza pełna książka, po jaką sięgnęłam. I, że zrobiłam to tak późno. Jednakże opowiadania, które czytywałam wcześniej, wywoływały we mnie więcej emocji. Zdecydowanie bardziej mnie zachwyciły. „Zew Cthulhu”, mimo iż cieszący się taką sławą, wydał mi się taki… nijaki. Może to przez to, że czytałam go tak długo? Może z kolei czytałam do tak długo, bo mnie nie wciągnął dostatecznie?

Jedną rzecz pamiętam dokładnie, aż za dokładnie: DRZWI! W opowiadaniu pt.” Widmo nad Innsmouth” , w jednym, niewielkim fragmencie wyraz ten występował wielokrotnie. Nie wiem czy to wina tłumaczenia, ale porządnie mnie to zirytowało. Ten kawałek czytało się okropnie. Najgorsze jest to, że był to niemal początek książki, więc przypominał mi się, za każdym razem, gdy po nią sięgałam. Niesmak był tak wielki, że chwytałam lekturę dość niechętnie i może dlatego tak dużo czasu zajęło mi przebrnięcie przez nią. Czytałam, bo czytałam, od czasu do czasu wyłączając się. Momentami nie byłam zbyt zainteresowana rozwojem akcji. Cały czas pamiętałam o tych cholernych drzwiach. Mam nadzieję, że kiedyś mi przejdzie. Przeczytam jeszcze raz, na spokojnie. W końcu to Lovecraft, nie może aż tak odrzucać… Czy może?