Wigilijne psy i inne opowieści – Łukasz Orbitowski

„Wigilijne psy i inne opowieści” wbrew pozorom, nie są nowością. Nowa jest tylko ich rozszerzona, podrasowana odsłona, którą otrzymaliśmy dzięki wydawnictwu SQN.

Łukasz Orbitowski jest znany dzięki licznym opowiadaniom, felietonom, ale i powieściom. Jednakże „Inna dusza” zapewniła mu największy rozgłos w ostatnim czasie. To dzięki tej powieści, został laureatem Paszportu Polityki 2015. Teraz, po otrzymaniu tego prestiżowego wyróżnienia, po jedenastu latach od pierwszego wydania „Wigilijnych psów”, ponownie atakują one czytelniczy świat.

Atak jest tutaj jak najbardziej dobrym określeniem. Proza Orbitowskiego bywa ostra, drapieżna, a dzięki temu bardzo wciągająca. Autor pokazuje nam brutalny, paskudny świat. Rzeczywistość, z którą trzeba się zmierzyć, choć nie zawsze mamy na to ochotę. Piękny, zmysłowy taniec fikcji i autentyczności wiruje nam przed oczyma wyobraźni. Podczas lektury rozbrzmiewa specyficzny, tak dobrze znany podkład: muzyka miasta. Dla kogoś, kto od urodzenia mieszka w centrum miasta, to bardzo charakterystyczna melodia. Ktoś, kto przez ponad dwadzieścia lat mieszkał w dzielnicy, nie koniecznie cieszącej się dobrą sławą, klimaty te są bardzo bliskie. Codzienność blokowiska, ciemne, zapomniane uliczki, rejony w które lepiej się nie zapuszczać, jeśli nie zna się odpowiednich ludzi. To tematy, które nie są mi obce, dzięki czemu z olbrzymią łatwością weszłam w przedstawiony tu świat i łyknęłam opowiedziane historie.

Większość akcji umieszczona jest nie gdzie indziej, a w rodzinnym mieście autora a także tym, które ubóstwiam – w Krakowie. Kilka razy wspominany jest także Gdańsk – moje rodzinne miasto. Zatem nie trudno się domyślić, że wielką radość sprawiało mi czytanie i przemieszczanie się po ulicach mych dwóch, ulubionych miejscowości. Zwłaszcza, że opisy są wyraźne, konkretne i szybko pobudzają wyobraźnię. Pomimo dosadnych opisów lokacji, autor największą wagę przywiązuje do postaci. To one są tu najistotniejsze, bo ich dotyczy wszystko, co dzieje się na tym podłym świecie. Wyraziści bohaterowie, potrafią wzbudzać w nas skrajne emocje. Nie przypominam sobie postaci, która byłaby zwyczajnie obojętna, a jej los by mnie nie obchodził.

wigilijne psy

Pierwszy raz czytałam Orbitowskiego skumulowanego w tak dużej dawce na raz. Przeważnie było to jedno opowiadanie, jakiś felieton. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tak dużym ładunkiem w krótkim czasie. Myślę, że to był błąd. Błąd, który teraz sukcesywnie muszę zacząć naprawiać. „Wigilijne psy i inne opowieści” zawierają jedenaście tekstów. Niby mało, a jednak bardzo dużo. Nie jestem w stanie powiedzieć, który podobał mi się najbardziej. Każdy z nich miał w sobie „to coś”, co sprawiało, że nie chciałam przestać czytać. „Serce kolei” – ukłon w stronę Grabińskiego. Świąteczno- nie świąteczny nastrój zawarty był w tytułowym opowiadaniu. „Autostrada” – tekst który dobitnie przypomniał mi o przemijaniu. Z resztą, nie tylko ten tekst. Ten zbiór nie był dla mnie zwykłym zbiorem, tylko takim, zmuszającym do refleksji. Refleksji nad życiem ogólnie, wspomnianym przemijaniem, dobrem, złem. Sporo myślałam o wartościach, priorytetach. Nie są to tępe, nic nie wnoszące opowiadanka. Jest to mądra groza. Groza najstraszniejsza na świecie: groza codzienności.

Autor już we wstępie mówi nam o tym, że podczas pracy redaktorskiej do wznowienia, starał się, by zmienić jak najmniej. Że zależało mu, na zachowaniu młodzieńczego charakteru tekstów. Myślę, że mu się to udało. „Wigilijne psy i inne opowieści” to zbiór, w którym czuć młodość, nieodpowiedzialność, momentami naiwność. Czuć ten mocno pielęgnowany bunt, solidnie podlewany alkoholem i dokarmiany używkami, aby przetrwał jak najdłużej. I przetrwał do teraz, dzięki tym historiom. Przetrwa jeszcze dłużej, tak długo, jak będzie miał czytelników. Czyli myślę, że nie umrze nigdy, bo naprawdę warto poczuć go na własnej skórze.


Za książkę dziękuję wydawnictwu:

Wydawnictwo SQN