The Walking Dead. Żywe Trupy. Droga do Woodbury – Robert Kirkman, Jay Bonansinga

Muszę przyznać, że po lekturze pierwszej części, miałam sporą niechęć do TWD. Sięgnięcie po tom drugi było dla mnie sporym wyzwaniem. Ale jakoś się przemogłam, wierząc, że tym razem będzie lepiej. „Droga do Woodbury” trafiła w moje ręce i rozpoczęłam lekturę.

2

Mając gdzieś z tyłu głowy wspomnienia z poprzedniej części, czytanie szło mi dość opornie. Jednakże rozkręciłam się, widząc, że historia nie ma powiązania z tą poprzednią (tzn. na początku nie miała). Zupełnie inni bohaterowie. Inny wątek. Ale oczywiście zombiaki w dalszym ciągu na pierwszym planie. Zapowiadało się to dość ciekawie i optymistycznie, jeśli chodzi o fabułę. Nową fabułę.

Jednakże przyszedł taki czas, że owa fabuła przestała być nową i połączyła się z tą z „Narodzin Gubernatora”. Czy to źle? Wręcz przeciwnie. Akcja zaczęła się rozkręcać. W końcu widziałam sens tytułów książek, bo wcześniej go nie było według mnie. W końcu lektura momentami była przyjemnością.

Wydarzyło się coś jeszcze. Polubiłam niektórych bohaterów. Z niektórymi nawet zaczęłam się utożsamiać. Może była to literatura wysokich lotów, jednakże poziomem zdecydowanie odbiega od pierwszej części, którą radziłabym sobie darować.