Splendor: Pojedynek

Przyznam Wam się do czegoś. Nigdy nie rozumiałam tego Splendorowego zachwytu. Nie potrafiłam pojąć dlaczego ta gra jest tak atrakcyjna, wychwalana i rozchwytywana przez wielu. Zupełnie tak jak miałam z Ticket to ride. To było dla mnie coś nie do pojęcia. Aż pewnego dnia w końcu zagrałam ze znajomymi w klasyczny, pierwotny Splendor. I wtedy jeszcze bardziej nie potrafiłam zrozumieć uwielbienia dla gry!

Poważnie. Nudziło mnie to, nużyło. Oczekiwanie na czyjś ruch, myślenie co wybrać. Do tego te mało atrakcyjne grafiki… To była dla mnie katorga. Natomiast było to lata temu. Gdy zobaczyłam Splendor: Pojedynek, pomyślałam, że to czas by odczarować sobie tę grę, tak jak to zrobiłam z pociągami. Postanowiłam sprawdzić jeszcze raz, na spokojnie. Zagrać. Zastanowić się o co mi chodziło, dlaczego mi to nie leżało. Przetestować. Tak też zrobiłam!

Co mamy w pudle?

  • kafelek zwycięstwa
  • 67 kart klejnotów
  • 3 zwoje przywilejów
  • 25 znaczników
  • 4 karty monarchów
  • plansza
  • woreczek
  • instrukcję

O co w tym wszystkim chodzi?

Ogólnie chodzi o to by wygrać. Można zrobić to na trzy sposoby: zdobywając 20 punktów/ 10 koron/ 10 punktów na kartach tego samego koloru. Zdobywamy monety, by kupować karty z punktami i/lub koronami. Zdobyte karty dają nam także bonusy jak na przykład monety, dzięki czemu do kolejnych zakupów potrzebujemy ich mniej. Zdobywa się by kupować, kupuje się by zdobywać…

Zasady są banalne. I myślę, że to jest kluczowe w tym wypadku. Że ta prostota jest powodem uwielbienia dla gry. Mam wrażenie, że to jedna z tych planszówek, które otwierają drzwi do świata gier. I młodym i tym starszym. Ludzie, którzy do tej pory nie grali w tzw. „nowoczesne gry planszowe”, gdy sięgną po Splendor, nie zrażą się ogromem zasad czy manewrów. To coś na tyle łatwego, a jednocześnie wciągającego i regrywalnego, że można się w to wkręcić i czerpać radość z rozgrywki.

Ta wersja pozwoliła mi na odczarowanie gry, bowiem jest dwuosobowa. Mogę grać z moim ulubionym współgraczem, nie męczyć się poszukując kompanów do gry i/lub w ich towarzystwie. Dobrze zbalansowana, sensownie rozwiązana jeśli chodzi o konsekwencje pewnych działań. Nie mam do czego się tak naprawdę przyczepić w kwestii mechaniki.

Zalety:

– prosta mechanika
– szybka rozgrywka
– dla dwóch osób
– ładne żetony
– woreczek
– trzeba myśleć
– regrywalna
– przyjemna



Wady:

  • grafika

Czy warto zdobywać punkty?

Warto. Zwłaszcza, że to gra, w którą wygrywam bez większego wysiłku. Powiem więcej, często nie skupiam się na wygranej, nie zależy mi tak mocno na rywalizacji. To jedna z tych gier, w których zwalniam, chilluję, nie lecę do zwycięstwa za wszelką cenę, tylko dobrze bawię się zdobywając i magazynując karty – nie koniecznie te z punktami zwycięstwa. Wjeżdża mi taki tryb zbieraczy, magazynuję, magazynuję, a później mam już tyle bonusów, że „kupuję” karty za darmo i daje mi to satysfakcję samo w sobie.

Myślę, że Splendor: Pojedynek to dobra gra na zimowe wieczory z małą ilością czasu. Szybko się rozkłada, nie zajmuje ani dużo miejsca, ani dużo czasu. Graficznie co prawda to nie mój klimat i średnio mi to odpowiada, ale jestem w stanie to przeboleć, bo gra się naprawdę ok. Mało tego, wiem czemu wcześniej grało mi się źle: oczekiwałam czegoś ładniejszego, ciekawego fabularnie i pociągającego. A tu mamy prostotę. Nic specjalnego. Ale jakże ta prostota jest przyjemna!

Podstawowe informacje:
Liczba graczy: 2
Wiek: 10+
Czas gry: ok. 30 min
Autorzy: Marc André, Bruno Cathala
Wydawca: Rebel

Za grę dziękuję wydawnictwu:

znaki rebel3