Samurai Jack. Sploty czasu – Jim Zub, Andy Suriano

Studio JG słynie z wydawania mang. Ja typowych mang nie lubię i nie czytuję, ale lubię Studio JG. Dlaczego? A no dlatego, że od pewnego czasu wydają także pozycje niemangowe w dodatku na licencji Cartoon Network. W pewnym sensie CN mnie wychował, bo jako dzieciak oglądałam kreskówki na tym kanale przy okazji ucząc się języka, bo w tamtych czasach istniał on wyłącznie w anglojęzycznej wersji. To były fajne czasy…

Studio JG jakiś czas temu wypuściło pierwszy tom Powerpuff Girls. Atomówki oglądałam nagminnie. Leciały one dość późno, o ile dobrze pamiętam, była to jedna z kreskówek, emitowanych na koniec dnia, tuż przed zakończeniem Cartoon Network, przed przełączeniem na kanał TNT o 22. Atomówki to jedna z moich kreskówek dzieciństwa, nic więc dziwnego, że z radością sięgnęłam po komiks.

Z kolei Adventure Time to serial animowany, który zaczęłam oglądać dopiero niedawno. Nie w telewizji (bo takowej nawet nie posiadam), tylko korzystając z internetu. Można zatem powiedzieć, że seria ta zafascynowała mnie dopiero „na starość”, gdyż wcześniej nie miałam z nią styczności. Zatem teraz oglądam na bieżąco, a także czytam z fascynacją kolejne wypuszczane przez wydawnictwo tomy.

Zupełnie inaczej wygląda kwestia Samuraja Jacka. Wiedziałam, że taka animacja istnieje. Wiedziałam, że to kolejny twór Cartoon Network. Ale nigdy, przenigdy nie obejrzałam żadnego odcinka. Co tam odcinek, nigdy nie miałam do czynienia nawet z najkrótszym wyemitowanym kadrem tej produkcji. Mimo to, wiedząc czego można się spodziewać po CN, a także mając świadomość tego jak Studio JG wydaje komiksy, postanowiłam spróbować.

Początkowo planowałam obejrzeć kilka odcinków serialu, by poznać głównego bohatera, dowiedzieć się podstawowych informacji na jego temat nim przystąpię do lektury. Ale po krótkim namyśle, uznałam, że tym razem zrobię to inaczej. Postanowiłam, że dla odmiany zacznę od tzw. „dupy strony”. Nie obejrzałam ani odcinka, nawet fragmentu! Od razu przystąpiłam do lektury.

Muszę przyznać, że trochę się obawiałam. Jednakże moje obawy szybko okazały się być bezpodstawne. Samurai Jack. Sploty czasu. jest jedną, niezależną opowieścią o przygodach wojownika. We wstępie dowiadujemy się wszystkiego, co wiedzieć powinniśmy. Wiemy, że Jack utknął w przyszłości i pragnie powrócić do domu i swoich czasów. Czy uda mu się tego dokonać?

Tego Wam nie powiem. Ale powiem, że opowieść o Jacku (który wygląda niemal identycznie jak profesor Atomus z Atomówek) mnie wciągnęła. Bohater poszukuje sznura Eonów, przemieszczając się w różne miejsca i walcząc z różnistymi przeciwnikami. Na szczęście nie jest to sama tępa nawalanka. Jest sporo akcji i dynamiki, ale znalazło się też miejsce na dialogi i błyskotliwe żarty.

Tak, niektóre teksty zachwyciły mnie bardziej niż sama fabuła. Tekst: „Zimniutko, aż pierd w dupie zamarza” rozwalił mnie całkowicie i sprawił, że pokochałam ten komiks głównie za poczucie humoru. Ale nie tylko humor jest tu zaletą.

samuraijack

Z racji tego, że mamy do czynienia z komiksem, rzeczą istotną – a może i najważniejszą – jest grafika. Zostałam już przyzwyczajona przez Studio JG i Cartoon Network do tego, że ich komiksy mają masę wyrazistych, intensywnych kolorów. Przeważnie są one żywe, soczyste, konkretne. Tym razem sprawa wygląda trochę inaczej. Owszem, jest różnokolorowo i wyraziście. Jednakże barwy są trochę bardziej stonowane, poważne i mam wrażenie, że jakby „smutniejsze”, co momentami podkreśla powagę sytuacji i jest adekwatne do zmagań Jacka. Rysownik Andy Suriano oraz Josh Burcham, który był odpowiedzialny za kolory w części komiksu, zadbali o to, by historia była porządnie zobrazowana, odpowiednio pokolorowana i wyszło im to nadzwyczaj dobrze.

Bardzo dobrze wyszło też samo wydanie komiksu. To akurat rzecz, której ani trochę się nie obawiałam, bo wiem jak wyglądają komiksy od Studia JG. Gruby papier, sztywna, błyszcząca okładka, format na pograniczu A5 i A4, zawsze ten sam, pięknie prezentujący się na półce w towarzystwie innych publikacji na licencji Cartoon Network. Istny ideał – pod tym względem.

Powiem nawet, że Samurai Jack ma pewną przewagę nad komiksami z serii Adventure Time. Są tu numery stron! Co prawda nie wszystkie z nich mają cyferki, pod koniec już nawet zwątpiłam co czytam, gdzie czytam, bo przez długi czas nie zostałam uraczona żadnymi numerkami. Myślałam nawet, że to błąd, że twórcy zapomnieli je dodać. Później jednak, przyjrzawszy się dokładnie, zrozumiałam o co chodzi. Otóż często nie robi się numeracji, by nie zasłaniać, „nie psuć” grafiki i efektu jaki ona wytwarza. Tu został znaleziony złoty środek. Strony „pełne”, które zawierają wielką, ładną, niemalże „plakatową” grafikę”, numeracji nie posiadają. Natomiast jest ona zawarta na kartkach zwykłych, typowo komiksowych, gdzie dodatkowe numerki nie robią różnicy, nie „niszczą” efektu i nikomu nie przeszkadzają. Bardzo dobre posunięcie. Można wręcz powiedzieć, że takie: kompromisowe. Osobiście bardzo jestem z niego zadowolona.

Końcówka – jak to zazwyczaj bywa – zawiera sporo szkiców, podobizn głównego bohatera, scenek narysowanych w różnych, bardzo odmiennych stylach. Fabularnie nic to nie wnosi, ale z pewnością jest dodatkową ucztą dla oka.

Ciekawy zabieg zastosował autor: Jim Zub. Na samym końcu opisuje swój pomysł oraz scenopis. W zasadzie jest to streszczenie całego komiksu, który znajduje się wcześniej. Także jak zapomnimy co w nim było, możemy przeczytać sobie 1,5 strony streszczenia i wszystko będzie jasne. Pytanie tylko: po co to robić? Osobiście wolałabym jeszcze raz przeczytać komiks. Zanurzyć się w specyficznym świecie Samuraja Jacka, podziwiać rysunki Andy’ego i śmiać się z żartów napisanych przez Jima. Czy to nie lepsza opcja? Według mnie tak. I pewnie za jakiś czas wprowadzę ją w życie. Za to Wam polecam sięgnąć po komiks, nawet jeśli nie jesteście fanami serialu. Ja – jak już wspominałam – z kreskówką nie miałam jeszcze do czynienia. Mimo to, ten specyficzny wojownik zdołał mnie zaintrygować i wciągnąć do swojego świata pełnego przygód i wyzwań. Z pewnością nie opuszczę go tak szybko.


Za komiks dziękuję wydawnictwu:
studio jg