Robin Hood
Tak sobie pomyślałam, że czas uderzyć w nowe miejsce… Na Szortalu mnie jeszcze nie było, więc teraz jestem. Przybyłam tam razem z Robin Hoodem. W przeciwieństwie do niego, ja się cieszę z tej podróży. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się dlaczego jemu ta podróż nie przypadła do gustu, to zapraszam:
http://www.szortal.com/node/4969
Spokojnie, tekst jest na prawdę bardzo krótki 😉
Dzień pieroga i Robin Hood
Dobra, najpierw przydługi wstęp potem opinia. Wstęp nie dość ze przegadany, to jeszcze nie na temat. Opinia krytyczna
Miałem przyjemność 12 miesięcy mieszkać w Londynie pracując tam w trakcie urlopu dziekańskiego. Cześć z tego czasu spędziłem robiąc w teamie w którym byłem mniejszością rasową. To znaczy byłem jednym białym na 14 chłopa. Fajnie było. Ziomy traktowały mnie z nabożnym szacunkiem, jako swoistą maskotkę teamu. 6 było z RPA, 6 z Zimbabwe, a 1 nie wiadomo skąd bo dopiero co odkrył Jezusa w baptystycznej wspólnocie na Brixton i nie sposób było się od niego dowiedzieć czegokolwiek sensownego. Ciągle gadał o zbawianiu duszy, i o tym że seks oraz futbol doprowadzą nas do zguby. W zasadzie to trochę miał racji bo dwa podstawowe tematy w naszym teamie to były:
1. która z Ukrainek z sąsiedniego teamu ma fajniejszy tyłek
2. kiedy herosi z Chelsea zgniotą te insekty z Arenalu
Jednak zanim zacząłem uczestniczyć w dyskusji o pięknych damach spod Lwowa, i wysłuchiwać nudnych tyrad o wyższości jednej drużyny nad drugą (jakoś fascynacji kobiecą uroda nie mogę się pozbyć, a fascynacji kopaniem piłki nabawić) musiałem przebić mur nieufności i niechęci. Było to proste, trwało jedną godzinę. Wystarczyło że sam tej nieufności i niechęci nie miałem. Stereotypy narodowościowe i rasowe osiągają niezwykły stopień złożoności. To są często stereotypy o stereotypach. Ziomy z Afryki były przekonane, iż każdy białas z Europy Wschodniej jest przekonany iż Murzyni to brudasy, leń, kretyn i kanibal.
Ty w swoich dwóch tekstach sięgasz po stereotypy, w które już nie bardzo wiadomo kto wierzy. Czy faktycznie oni tam tak myślą o nas, czy też to my myślimy o nich, że oni tak o nas myślą. A może tacy jesteśmy. W „Pierogach” robisz to dobrze. Jest obrzydliwość, jest dramatyczne zapytanie Zdzicha a napój życia, jest bohater, który tak nienawidzi przaśnej polskości, że aż wychodzi mu z tej nienawiści arcypolskie danie. No właśnie, bohater. Polak, który chce być Anglikiem, bo nienawidzi tego że jest Polakiem i pracuje u Anglika, robiąc jednak polskie żarcie dla Polaków. W Anglii. Aha, i jeszcze stwierdzenie które mnie rozbroiło. Pierog to nie to co konsument ma na talerzu, pierog jest w głowie. Piękne. 7/10.
W „Robin Hoodzie” słabo, co jeszcze jest wybaczalne. Ale zmarnowanie świetnego pomysłu – to już nie. Tak, masz rację. Dla Angoli młodzieniec w kapturze to synonim zła. Hoodie to niemal taka ikona rozwydrzonej młodzieży, spasionej fast foodami, opalonej crackiem co to dewastuje dwu piętrowe czerwone autobusy i sika do każdej fontanny. Tak masz racje, można by tą ikonę zderzyć z legendą o rabusiu okradającym możnych i oddającym to biedy (debil, nie?). Tak, masz racje, można by jeszcze to zderzyć ze stereotypem Polaka pijaka co mu skarpetki z sandałów wystają. Jednak tekst czyta się źle – miałem wrażenie że to bardziej szkic a nie skończony utwór. Nie wiem, jakieś to wszystko było nijakie. Bez polotu, który jest i w „Pierogach…” i „Zmywarce”. Mogłaś to zrobić dużo lepiej. Gdybyś nie potrafiła, pal diabli. Gdybyś miała słaby pomysł, pal diabli. A tak zmarnowany pomysł. 5/10, głównie za pomysł. NIE!!! 3/10, za zmarnowanie pomysłu, i brak sprawności w pisaniu którą masz.
Pozdrawiam
OMFG… Opinia dłuższa niż sam Robin Hood! 😀
Jeśli chodzi o stereotypy, to wydaje mi się, że bardziej Polacy myślą, że inni tak o nich myślą. Bo tak na prawdę innym chyba nawet nie chce się o nas myśleć 😉 Ale to nie ma znaczenia. Lubię odwoływać się do stereotypów, jakkolwiek głupie by nie były, co z resztą widać 😉
Jeśli chodzi o Robin Hood’a, to powiem Ci jak powstał, a tym samym trochę się usprawiedliwię! Łukasz Śmigiel, naczelny znanego Ci magazynu CNP i założyciel Wydawnictwa Dobre Historie, zorganizował na swym blogu konkurs. Należało napisać opowiadanie na temat: „Śmierć Robin Hood’a”. Krótkie, limit: 3tys. znaków. Wiedziałam, że nie wygram, ale chciałam spróbować, bo liczyłam na podjęcie współpracy w przyszłości. Ale odwlekałam to, bo nie miałam pomysłu. Noc przed wyjazdem na kilka dni do Londynu, przypomniało mi się o tym konkursie. Wcześnie rano musiałam wstać na samolot, ale w nocy się obudziłam i szybko się zerwałam do komputera, bo po powrocie już minąłby deadline. Usiadłam i… po prostu napisałam. Zajęło mi to nie więcej niż 15 minut. Nie miałam czasu na zabawę w korektę. Nie jestem pewna, czy to nawet przeczytałam. Wysłałam, żeby mieć temat z głowy i poszłam spać. Tak jak się spodziewałam, nie wygrałam. Jednakże zaskoczeniem było to, że właśnie po tym tekście została mi zaproponowana współpraca, która jak już wiesz, do tej pory nie doszła do skutku i nie wiem czy jeszcze kiedyś dojdzie, bo powoli tracę cierpliwość. Później jeszcze kilka osób czytało ten tekst i spotkałam się z samymi pozytywnymi opiniami. A teraz, po dłuższym czasie przypomniało mi się o nim, więc uznałam, że wrzucę go do Szortala, bo po co ma się marnować? I poleciał w tym samym surowym stanie. Korekta była minimalna. Tak więc nie powiem, abym się przy tym tworze bardzo napracowała. Był on wymyślony i stworzony na odpierdol – przyznaję. I pewna osoba, której się bardzo spodobał, nakrzyczała na mnie, że go uśmierciłam, bo przez to wyszło za krótko i razem z bohaterem zabiłam potencjał historii. Ale przyznam Ci się, że rozważam, aby go wskrzesić kiedyś może. Ale to później, teraz inne rzeczy przede mną 😉
I oczywiście bardzo Ci dziękuję za te opinie. Cieszy mnie, że komuś chce się czytać ten mój bełkot i fajnie, że mówisz mi, co o tym myślisz. A najlepsze jest to, że mówisz to tak, że nawet jak Ci się coś nie podoba, to krytyka i tak pozostaje komplementem ( „brak sprawności w pisaniu którą masz.” )
Dzięki bardzo 😉
Ja bym napisał o legendarnej śmierci bandyty ze południowego Londynu o imieniu Robin, który okradał dilerów narkotykowych i kasę oddawał matkom ćpunów którzy przedawkowali. Robin byłby postacią na pół mityczną, nikt nie wie jak wygląda, bo jego twarz zakrywa kaptur. Zginąłby zastrzelony przez skorumpowanych gliniarzy chroniących dupy gangom handlującym crackiem przed stacją metra na Brixton. Tekst stylizowany na legendę miejską, przekazywaną z ust do ust – patetyczny, sentymentalny, ale naszpikowany slangiem. Nawiązania to serialu „The wire” (obejrzyj jak nie znasz!!!) i „Guns of Brixton” zespołu The Clash. „Mówię ci ziomuś, jak matkę kocham, nie kituję. Widziałem sam, na własne oczy jak tego czarnucha w kapturze psy zajebały. Wszyscy o tym gadają, nawet nawet ciapate i polaczki ze Streatham. Lipy narobił, ostrej lipy tym bossom, bo co który czarnuch z winkla schodził, aby hajs oddać szefom, to ten już był, z cienia wychodził, spluwa większa niż w czołgach. No, nie kituje stary…” coś w ten deseń.
Powiem krótko: na co czekasz?!
Serio. Pisz! Chcę to! I nie tylko to. Jak już mówiłam, nie mogę doczekać się Twoich publikacji. Bo w chwili obecnej jedyne co czytam Twego autorstwa, to komentarze i opinie na temat moich tworów. Chcę więcej! Jeszcze więcej! 😉
Jasne że napiszę! Tyle że opiszę temat inaczej. Motyw miejskiej legendy o tajemniczej istocie mszącej się na dilerach za śmierć brata – ćpuna. Takiej upiornej opowieści co to przekazują sobie pionki biegające z dragami dla szefów. Miejsce akcji umieszczę w pakistańsko – polsko – murzyńskiej części południowego Londynu, bo właśnie w takich syfiastych miejscach mieszkałem, przez rok poznałem takie klimaty dobrze. Żadne bizarro, klasyczna ghost story w specyficznym miejscu. Napięcia rasowe, stacje kolejki podmiejskiej, agencje pracy, dziewczyny z Litwy tańczące na rurze w klubach Soho, landlordowie z Pakistanu, dużo narkotyków i upiorny mściciel. Ziomale z blokowisk z Katowic biegające z polską fetą, czarnuchy z Ghany biegające z crackiem łączą siły aby wyłapać to coś, co wyrzyna w pień obie niewidzące się frakcje. To się kurna chłopaki zdziwią, bo ja nie mam ambicji pisać literatury sensacyjnej tylko opowieści grozy. Tekst długi, na 40 – 60 stron. Nie więcej, ale nie mniej. Aluzje do Robin Hooda sobie odpuścimy, ale każda część noweli będzie poprzedzona cytatem z tekstu jakiejś kapeli rockowej, ale hip – hopowej z Londynu. Taaaaaak. O, tak!
Co o tym myślisz?
Co do przeczytania mnie, to będę na 100% w kolejnym numerze Histerii. Zaklepane. Szukaj tekstu „Małe dziewczynki wcale nie są głupie” Borowca. Po za tym czekam na rozwiązanie konkursu Horror na Debiut, konkursu zielonogórskiego oraz Tomasz Siwiec ma moje trzy opowiadania – do soboty napisze mi co i jak.
Co myślę? Myślę, że jestem zdziwiona tym, że ktoś pyta co myślę. A jednocześnie myślę to, co już wcześniej myślałam: czekam! 😉
Szczerze mówiąc to Histerii nie czytałam, nie czytam i nie zamierzałam tego robić. Ale dla tego jednego tekstu zrobię wyjątek. Konkurs na Debiut mnie wkurza, bo to chyba jedyny konkurs w którym nie mogę wziąć udziału ze względu na swój „dorobek literacki”, którego uważam, że nie ma, ale według regulaminu: jest. A jeśli chodzi o Tomka, to dobrze, że mi przypomniałeś, muszę się dowiedzieć co się dzieje z moją „Tajemnicą” i jeszcze kilkoma tekstami 😉
O, a skąd ta niechęć do Histerii? Kilka tekstów było naprawdę dobrych.
Nie chodzi o niechęć do Histerii tylko niechęć do czytania czegokolwiek co nie jest na papierze. Oczy i czas mówią mi: „Aga, nie rób tego!”. Pisać, piszę, ale niech inni to czytają. Ja nie muszę. I robię to sporadycznie.
A jeśli chodzi o samą Histerię, to myślę, że jest dość nie profesjonalna, redaktorom mam sporo do zarzucenia. Fajna inicjatywa, ale po pierwszym numerze, póki co, mówię: nie. Może kiedyś tam wrócę. Ale na razie, nie zapowiada się na to 😉
No, zawsze możesz sobie to wydrukować. Ja na reaktorów Histerii nie mogę narzekać – kontakt błyskawiczny, nie było problemu aby ustalić cokolwiek. Jakieś tam błędy, czy braki korekcyjne w poprzednich numerach wyłapałem, ale mnie nie raziły. A że to zin, a nie profesjonalny magazyn – może kiedyś będą. Ja im na pewno swoje teksty będę podrzucał, i na pewno będę starał się aby były jak najlepsze.
Pewnie masz racje z tym papierem, ale ja już przywykłem do e – booków. Może jest to niezdrowe, ale cóż….
Dobranoc, szanowna Pani i do zobaczenia wkrótce.
Wszystko co napisałeś jest prawdą i z tym się zgadzam. Moje zarzuty są zupełnie inne. Ale cóż, może po prostu zbyt wiele oczekuję i zawsze muszę się do czegoś uczepić 😛 W Histerii już byłam, czas uderzać w inne miejsca. Niebawem bardziej „papierowe”, mam nadzieję 😉
A na Twoje teksty czekam. I na więcej opinii odnośnie moich, także. Jesteś chyba moim najwierniejszym czytelnikiem (i jedynym zarazem) 😀
Dobrej nocy! 😉