Endgame. Reguły Gry – James Frey, Nils Johanson-Shelton

Zawsze mam problem z recenzowaniem cykli książek. Na ogół, wygląda to tak, że wszystkie publikacje z danej serii są podobne, mają wspólne cechy i w zasadzie recenzję można skopiować i dopasować do każdego tomu. Wiadomo, różnica jest w fabule, ale nie mam w zwyczaju zdradzać za dużo na temat fabuły i nie zamierzam tego zmieniać.

Endgame. Reguły gry to już faktycznie taki end of game. Tom zamykający trylogię na temat walki o przetrwanie. I tyle wiemy sięgając po książkę. Tradycyjnie piękna okładka zawierająca symbol serii, który w zasadzie jest jednym z nielicznych łączników wizualnych między tomami. Bowiem Reguły gry jako jedyne mają okładkę matową, nie błyszczącą, w kolorze stonowanym. I jest to bardzo ładna okładka, czarno – szara, jakby malowana węglem. Piękna, niemniej odstająca od standardu cyklu.

endgame3

Lektura ma 300 parę stron, co jest bardzo mało jak na tę trylogię. Dziwnie wygląda z nimi na półce, jakaś taka wychudzona. I w zasadzie zarówno długość książki jak i akcja w niej zawarta sprawia, że ma się wrażenie chęci szybkiego zakończenia cyklu. Ten tom jest jakby taką chęcią zamknięcia tego wszystkiego jak najszybciej, zakończenia, opuszczenia. Czy tak było faktycznie? Tego nie wiem. Ja to odebrałam w ten sposób.

Możliwe też, że mój odbiór był taki, bo to ja chciałam już zakończyć przygodę z Endgame. Nie wykluczone, że to mnie naszła chęć by skończyć z tym raz na zawsze, uwolnić się. Biorę pod uwagę tę ewentualność i chyba nawet wiem z czego ona wynika. Ze zmęczenia. Zwyczajnie zmęczyłam się już tą ciągłą akcją. Ten pęd, kolejne morderstwa, bezsensowna walka. Zmęczyłam się.

Tak jak w poprzednich częściach, mamy tu narratora wszystkowiedzącego. Bardzo dynamiczną akcję i multum przemocy. Przemocy, która jak już pisałam, wydaje mi się nieodpowiednia dla młodszych, do których jest kierowana. I chyba właśnie ta świadomość męczyła mnie najbardziej. Dojrzewała ona we mnie od pierwszego tomu, a teraz osiągnęła apogeum i zwyczajnie podanie tego w takiej formie młodym ludziom, zaczęło mnie trochę oburzać a nawet obrzydzać. Wydaje mi się, że ograniczenie wiekowe jest tu bardzo wskazane.

Aczkolwiek autorom nie można zarzucić, że napisali złą książkę. Stworzyli ciekawe uniwersum, sporo wyrazistych postaci i fabułę, która choć dla nas może być trochę odległa kulturowo, jest z pewnością wciągająca. Irytujące mogą się okazać układy tekstu w niektórych miejscach, ale one wynikają z zawartych tu zagadek. Bo jak zapewne wiecie, Endgame to nie tylko książka, ale także gra.