DIY – Zrób to sama – Maria Szymańska

DIY – Zrób to sama to kolejna pozycja od Egmonta, która zasługuje na uznanie, jeśli chodzi o formę wydania. Spora, solidna, kolorowa, przyciągająca wzrok. Dobrze wykonana, szyta, z tasiemką – zakładką. Do tego sztywna, twarda okładka, którą niemal można zabić. No i czytelna, kolorowa okładka. Wszystko to sprawia, że chętnie się sięga po tę książkę. A gdy już się po nią sięgnie, to pojawia się myśl: „o, jakie to ładne! Idealne na prezent!”

Tak, zdecydowanie tego typu książki wspaniale nadają się na prezent. Oczywiście nie dla każdego, bo nie każdy musi lubować się w takiej tematyce. Tutaj tytuł sugeruje nam, że lektura przeznaczona jest dla kobiet. Niektóre „przepisy” w niej zawarte, świadczą o tym, że może nawet nie dla kobiet tylko dla dziewczynek. Ale czytając, przeglądając książkę napisaną przez Marię Szymańską, doszłam do wniosku, że może nie koniecznie tak powinno być. Myślę, że jest wielu facetów, którzy chętnie korzystaliby z tego typu trików na przekazanie nowego życia różnego rodzaju śmieciom. Ale niestety, pewnie tego nie zrobią, bo uznają, że to lektura dla bab.

Dla tych, którym tytułowy skrót nic nie mówi, należy się krótkie tłumaczenie, które w książce niestety zabrakło. Z niej możemy dowiedzieć się co to jest recykling, upcykling i zero waste. Autorka najwyraźniej zakłada, że każdy doskonale zna angielski i wszystkie tłumaczenia bazują na anglojęzycznych nazwach i odnoszą się do nich w taki sposób, że jeśli ktoś faktycznie nie znałby jakiegoś słówka, to może poczuć się jak nieuk. Przykład: „Zero waste, jak sama nazwa wskazuje […]” Wydaje mi się, że tak być nie powinno, bo w końcu po to książka wydana została w Polsce, by można ją było czytać ze znajomością tego właśnie języka, bez znajomości innych. Ja nie miałam z tym problemu, ale myślę sobie, że gdybym nie posługiwała się angielskim, zwyczajnie byłoby mi przykro, że czytając, czuję się jak głupek. No, nie ważne, wracamy do tego DIY. DIY czyli Do It Yourself – Zrób to sam.

Zatem jakbyśmy chcieli przetłumaczyć tytuł, to brzmiałby: Zrób to sam. Zrób to sama. Cóż, nie brzmi to zbyt dobrze. No i jak już mówiłam, lektura kierowana jest do tzw. płci pięknej. A płeć ta, może się upiększyć jeszcze bardziej, za sprawą takich działów jak: stylówka, biżuteria czy kosmetyki. Spora część zawartych tam „przepisów” jest kierowana zdecydowanie do młodszych osób. A jeśli nadal ktoś by się łudził, że książka ta przeznaczona jest dla dojrzałych kobiet, to rozdział drugi pt. „pokój nastolatki”, na zawsze powinien rozwiać te wątpliwości.

diy

Choć nastolatką już od dawna nie jestem, a w zasadzie to taką prawdziwą, skrzeczącą, obwieszoną błyskotkami, nigdy nawet nie byłam, to książka ta nadal mnie zachwyca. Jest tu kilka fajnych opcji, które z przyjemnością kiedyś zastosuję. Najbardziej trafia do mnie dział „prezenty”, w którym to możemy znaleźć świetne rozwiązanie na mój odwieczny problem. Otóż jest tam instrukcja na wykonanie torebek prezentowych z gazety. A jakbym chciała zaszaleć, to mogę zrobić własnoręcznie piniatę lub napis z rzeżuchy.

Każda z prezentowanych tu rzeczy jest przepięknie opisana i co najważniejsze: opatrzona mnóstwem wyraźnych, kolorowych zdjęć. Jeśli jakimś cudem nie zrozumiemy czegoś z opisu, wystarczy, że zerkniemy na fotkę i będziemy wiedzieć co robić dalej. Jak już wspominałam, książka wykonana jest pięknie. Działy ułożone są sensownie, strony są wyraźnie ponumerowane a spis treści pozwala na szybkie i bezproblemowe odnalezienie tego co nas interesuje. Choć nie do końca jestem targetem, bo najzwyczajniej w świecie jestem za stara, to uważam, że jest to bardzo dobra pozycja. Kolejna świetna pozycja na koncie wydawnictwa Egmont. Kolejna, która idealnie nada się na prezent. Dla kogo? Oczywiście: dla nastolatki. Zatem jeśli macie takową do obdarowania, jeśli przejawia jakąś minimalną chęć tworzenia czegoś swojego: nie wahajcie się ani chwili – lećcie na zakupy!

Za książkę dziękuję wydawnictwu:
egmontlogo