Mewa. Dziwna sztuka. – Teatr Gdynia Główna

Antoni Czechow był dramatopisarzem i nowelistą. Ten klasyk rosyjski zasłynął głównie dzięki ukazywaniu tragizmu zwykłej egzystencji. „Mewa” to jeden z najbardziej znanych dramatów pisarza, dlatego tekst ten, doczekał się kolejnej inscenizacji, a w zasadzie to kilku.

„Zaczyniania Teatralne. Peron -1” były warsztatami, dzięki którym powstały trzy wersje „Mewy” Czechowa, przygotowane pod okiem trzech reżyserów. „Mewa. Dziwna sztuka.” to właśnie jeden z efektów owego projektu, który powstał pod nadzorem Ewy Ignaczak.

plakatFragment plakatu ze strony: http://www.teatrgdyniaglowna.pl/pl/node/378

Cztery aktorki, niewielka przenośna scena, dwa krzesła, kilka stojących pulpitów, butelka z wodą, trochę kredy, zapalniczka i papieros. To chyba wszystkie rzeczy, jakich użyła Ewa Ignaczak, aby pokazać światu swą wizję, interpretację dzieła. Króluje tutaj minimalizm, co jest wspaniałą odskocznią od spektakli przepełnionych rekwizytami. Istotna jest tu gra aktorska, a nie to czy scenografia jest bogatsza i bardziej zagracona niż nasze własne mieszkanie.

Mało, mało wszystkiego – tak można by to określić. Jednak mimo iż mało, to o jeden szczegół było dla mnie za dużo. Jedna rzecz mi przeszkadzała, a mianowicie damskie kolczyki, w uszach jednej z aktorek odgrywających męską rolę. Nie wiem czy był to zabieg celowy czy zwykła nieuwaga i przeoczenie, jednakże ten drobny szczegół w pewien sposób kłócił się i przeszkadzał mi z przyzwyczajeniem się do tożsamości aktorki.

Kobiety grały cztery, jednak dwie z nich wcieliły się w role męskie. Małgorzata Polakowska i Agata Mieniuk to kolejno: Borys i Konstanty. Obaj panowie są pisarzami, jednakże ten pierwszy odniósł większy sukces i tym samym skradł serce ukochanej Konstantego. Obie, utalentowane aktorki walczą o względy Niny. Myślę, że z chęcią zawalczyłyby też inne osoby, nawet te siedzące na widowni, gdyż Malina Chojecka, która wcieliła się w jej rolę wypadła rewelacyjnie. Uroda aktorki i wyraziste, niekiedy skrajne emocje zachwycają i sprawiają, że chcemy chłonąć dalej i odczuwać każdą chwilę 60. minutowego spektaklu. Zatem nic dziwnego, że Irina (Ida Bocian), była zazdrosna o tę młodą, rozmarzoną aktoreczkę.

Ignaczak zastosowała w sztuce bardzo ciekawy zabieg. Didaskalia, tak długie, szczegółowe i charakterystyczne dla Czechowa, są czytane. Aktorzy recytują ich tekst, dzięki czemu możemy wyobrazić sobie scenografię, której przecież nie ma. Również kurtyna, spoglądanie na zegarek, w zasadzie to praktycznie wszystko, jest zasygnalizowane przez którąś z aktorek.

Mnóstwo emocji, kłamstwa, manipulacje, ciągła pogoń – to skutek „źle” ulokowanych uczuć. Każdy kocha innego. Konstanty zadurzony jest w Ninie, która pragnie Borysa. Irina bez Borysa żyć nie może, a ten z kolei, chyba nie do końca wie czego chce, między innymi stąd to całe zamieszanie. Spektakl jest bardzo intensywny. To godzinna podróż przez najróżniejsze, silne emocje, które są bardzo dobrze odegrane.

mewa

Bohaterowie rozmawiają nad sensem sztuki. Dyskutują na temat sławy. Głównym tematem dialogów jest właśnie to, jak każdy z nich odbiera sztukę, co ona znaczy. A tytuł tego konkretnego spektaklu sugeruje nam, że jest ona po prostu dziwna.

Jednak teraz, pisząc recenzję, zaczęłam zastanawiać się głębiej nad tytułem. Czy ta dziwna sztuka, dotyczy sztuki, jako dzieła artystycznego czy sztuki jako coś pojedynczego, przedmiotu bądź zwierzęcia? W tym przypadku, sztuka, jako jedna mewa. Czy chodzi o tę dziwną, tytułową mewę, z którą utożsamiała się Nina? Czy zwyczajnie o to, co aktorki zaprezentowały na scenie? A może chodzi o jedno i drugie jednocześnie? Tego nie wiem. Nie mam pojęcia jaki był zamysł. I pewnie nigdy się nie dowiem, ale dobrze mi z tym. Taka nutka niepewności, niewiedzy na koniec, wspaniale dopełnia tę dziwność, którą miałam okazję zobaczyć na scenie.