Punkt wyjścia – Dawid Kain
Dawid Kain to pisarz znany z szeroko pojętego horroru. Przeze mnie kojarzony głównie z bizarro, za sprawą Niedobrych Literek. „Punkt wyjścia” nie jest pierwszą publikacja książkową autora. Jednakże pierwszą, która wpadła w moje ręce.
Zaczęłam czytać i momentalnie poczułam się dziwnie. Zastanawiałam się, czy nadal podążam wzrokiem za tekstem, czy w dalszym ciągu skupiam się na treści, czy już dawno odpłynęłam i jedyne co słyszę w mojej głowie to własne myśli? Ten stan trwał dość długo. Kopnęło mnie, gdyż część narracji brzmiała tak, jak gdyby autor spisał moje myśli na papier. Część powieści przedstawiała mój sposób pojmowania rzeczywistości. Choć momentami absurdalny i groteskowy, to w jakimś stopniu „mój”. Może dlatego mi się to podobało. Albo raczej przerażało w pewnym sensie. Jednak dzielnie czytałam dalej.
Autor wprowadza kilku narratorów, którzy działają naprzemiennie, opowiadając nam historię w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Wyraźnie nakreśleni bohaterowie są niemożliwi do pomylenia. Mimo iż ich los czy nawet życie splata się w pewnym punkcie, nie sposób ich pomylić.
Normalnie nie przepadam za dużą ilością wulgaryzmów w literaturze. Nie lubię, gdy więcej tam przekleństw niż treści, która by coś wnosiła. Jednakże Rafał, jest tak specyficzną postacią, że można mu to wybaczyć. Jego słowa, epitety i ogólnie cały styl bycia jest idealnie dopasowany, spójny. Są widoczne zalążki charakteru z przeszłości. Wiadomo, każdy w jakimś stopniu się zmienia, ale resztki cech z dawnych lat zawsze pozostają. Autor pamięta o tym, więc nie ma tu mowy o niedociągnięciach.
Najkrócej rzecz ujmując: to dziwna lektura. Bardzo specyficzna. Dość absurdalna. Jednakże wciągająca. Przeplatająca się tam dosadna krytyka świata, ludzkości, otoczenia, to coś co lubię. Nic więcej nie powiem. Po prostu trzeba to sprawdzić samemu i wtedy ocenić, do czego Was zachęcam.