Santa Maria
Santa Maria jest znana jako największy statek z wyprawy Krzysztofa Kolumba. Jednak w tym przypadku, jaki to jest statek i w ogóle kwestia tego czy to statek czy samolot nie jest zupełnie istotna. Santa Maria to typowe euro – klimat nie jest tu kluczowy.
Co mamy w pudle?
– 1 planszę główną
– 15 podwójnych żetonów terenu
– 15 potrójnych żetonów terenu
– 4 żetony ze stolicą
– 3 żetony drogi
– 4 dwustronne plansze kolonii
– 1 drewniany znacznik roku
– 24 żetony mnichów
– 12 drewnianych znaczników graczy
– 4 startowe żetony statków
– 12 białych kostek
– 12 niebieskich kostek
– 50 żetonów monet
– 10 żetonów uczonych
– 6 żetonów biskupów
– 30 żetonów statków
– 72 żetony punktów szczęścia
– 60 znaczników surowców
– instrukcję
O co w tym wszystkim chodzi?
Generalnie to w grze chodzi o to, by zdobyć jak najwięcej punktów. Punktów pod postacią różowych, kartonowych żetonów z uśmiechniętymi mordkami. Jest to chyba najbrzydszy element gry, przez co nie specjalnie czułam motywację do zdobywania tych krążków, chyba będzie trzeba je czymś zastąpić.
Jednakże reszta elementów gry jest dobrej jakości i przede wszystkim, elementy są ładne. Surowce, choć mogłyby być zwykłymi, klasycznymi krążkami, są drewniane, solidne. Fajniej by było, gdyby złoto było złote, a nie żółte jak zboże, ale mimo to, uważam, że te kawałki drewienka dodają uroku i są sporym atutem tej gry. Grafiki na planszach są proste, wręcz banalne, ale dzięki temu są czytelne, zrozumiałe i w przeciwieństwie do nieszczęsnych uśmieszków, zachęcają do rozgrywki i do zwycięstwa.
Także wróćmy do tego zwycięstwa, o którym zaczęłam już pisać. Wygrywamy, gdy mamy najwięcej punktów. A owe punkty zdobywamy w trojaki sposób. Każdy z graczy wciela się w kolonistę i jego zadaniem jest zbudowanie jak najlepiej prosperującej kolonii. Zdobywamy surowce, rozbudowujemy swój teren, zbieramy złoto, dbamy o rozwój religii itd. itp. Musimy robić jak najlepiej i jak najwięcej. Oczywiście każda rzecz daje nam różne korzyści, ale to od nas zależy jaką drogę rozwoju wybierzemy i co pozwoli nam na pokonanie rywali. Nie ma jednej słusznej drogi, to my musimy opracować swoją taktykę i wprowadzić ją w życie. I to jest dobre, to jest fajne, bo każdy może grać na swój sposób i przede wszystkim: myśleć. Myślenie, kombinowanie, to jest to co jest cenne w tego typu rozgrywkach. To jest to co jest potrzebne, ale też to, co rozwija się u nas z każdą kolejną podjętą walką.
Santa Maria z pewnością nie jest grą nudną. Początki są takie, że paruje nam głowa, bo musimy załapać o co chodzi. To jedna z tych gier, gdzie początkowe rozgrywki się wloką, bo trzeba jeszcze ogarnąć do końca zasady, coś tam doczytać, coś poprawić, bo zrobiliśmy błąd. Nie jest to z pewnością rozgrywka dla początkujących. Serwując tego typu grę świeżaczkom, istnieje szansa, że zniechęcimy ich skutecznie do gier planszowych. Ale jeśli ktoś już grał, lubi tego typu rozgrywki – można próbować. Choć wiadomo, początki będą uciążliwe i upierdliwe. Ale to tylko początki.
Później już jest lepiej. Z każdą kolejną grą nabieramy wprawy. Początkowe rozterki, długie minuty gapienia się w planszę i mówienia: „ale przecież nic nie mogę zrobić!” powoli przeminą. Momenty: „na nic mnie nie stać!” będą pojawiać się rzadziej. Zwyczajnie nabierzemy wprawy i łatwiej będzie nam okiełznać grę i zarządzać swoją piękną kolonią. A gdy już będzie to dla nas zbyt banalne, zawsze można odwrócić planszę i wskoczyć na wyższy, trudniejszy level, bowiem gra posiada także wariant zaawansowany.
Tak, warianty dodatkowe to spory atut. Mamy wariant zaawansowany, ale mamy także wariant solo. Zatem jeśli nie mamy do zabawy przeciwników, z którymi moglibyśmy zagrać w trybie 2, 3 lub 4. osobowym, zawsze możemy zagrać w pojedynkę. Plus jest taki, że gra dobrze się skaluje i niezależnie od tego ile mamy ludzi, możemy się dobrze bawić.
Zalety:
– prosta grafika
– dobrze się skaluje
– drewniane elementy
– wariant zaawansowany
– wariant solo
– dobra regrywalność
– wiele możliwych strategii
– sporo elementów
Wady:
– mordki z punktami
– wysoki próg wejścia
– długie przygotowanie rozgrywki
– zajmuje dużo miejsca
Czy w ogóle warto tworzyć swoją kolonię?
Choć gra klimatem nie grzeszy (bo taka jest specyfika tego typu gier), nie wciąga tematyką, nie pochłania fabułą to jednak angażuje graczy. Zachęca czym innym: chęcią kombinowania, budowania i zwyciężania. Ale gdy już ogarniemy zasady, rozkręcimy się, to mamy chęć na kolejne partie. Im więcej gramy, tym więcej mamy ochotę grać. Santa Maria ma całkiem niezłą regrywalność. Jest tu trochę losowości, ze względu na kostki, ale zdecydowanie więcej tu kombinowania i myślenia.
Instrukcja do gry początkowo wydaje się nie zrozumiała, ale to tylko pozory. Gra – jak już wspomniałam – nie jest przeznaczona dla początkujących. Zatem jeśli gra nie jest łatwa, to nie można jej wytłumaczyć w łatwy sposób. Mnie w instrukcji odrzuciło co innego: wstęp fabularny, okraszony sporą ilością dat i faktów. Oczywiście pominęłam ten fragment, jako, że nie cierpię historii. Dla miłośników tejże, myślę, że będzie to dodatkowa atrakcja.
Santa Maria to gra przy której spędzimy sporo czasu. Nie tylko dlatego, że długo trwa samo rozłożenie gry, ale też dlatego, że rozgrywka jest bogata, urozmaicona i wciągająca. Jeśli mamy czas, duży stół pozwalający pomieścić nam wszystkie elementy, chęć rozkładania ich wszystkich, a także ochotę na partię w coś, przy czym trzeba trochę pomyśleć – to odpowiednia gra dla nas.
Podstawowe informacje:
Liczba graczy: 1 – 4 osób
Wiek: 12 – 99 lat
Czas gry: 45 – 90 minut
Autor: Kristian Amundsen Østby, Eilif Svensson
Ilustracje: Gjermund Bohne
Wydawca: Granna
Za grę dziękuję wydawnictwu: